Bez jaj, panowie!

— Czym się różni niedźwiedź od urzędnika państwowego? — padło w czasach minionych pytanie na antenie Polskiego Radio (wtedy radio było nieodmienne). Odpowiedź była mało zaskakująca i nieomal oczywista: niedźwiedź śpi całą zimę w dziurze, a urzędnik tylko osiem godzin. W biurze. Co się zmieniło od tego czasu? Do urzędników dołączyły media. Zwłaszcza wolne. Och jakież one są wolne! I jakie obiektywne! Werbalnie antypisowskie i prounijne, w rzeczywistości żadnej okazji nie przepuszczą żeby dołożyć Unii i jej biurokratom i zasugerować, że wraża Unia działa na szkodę Polski wprowadzając wymogi niekorzystne dla Polek i Polaków, a także dla polskich przedsiębiorczyń i przedsiębiorców.

W sierpniu zeszłego roku przyjęto „rozporządzenie delegowane 2023/2464 zmieniające rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 1308/2013 w odniesieniu do norm handlowych dotyczących jaj”. W sierpniu zeszłego roku w Polsce rządził rząd Prawa i Sprawiedliwości pod wodzą Mateusza Morawieckiego, który był premierem, zaś unijnym komisarzem odpowiedzialnym za rolnictwo był były członek ZSL-u, PSL-u, PSL-u Piast i aktualny PiS-u Janusz Wojciechowski. W listopadzie zeszłego roku na stronach rządowych pojawiła się informacja, że

Od 28 listopada 2023 roku obowiązuje:

  • Rozporządzenie Delegowane Komisji (UE) 2023/2465;
  • Rozporządzenie Wykonawcze Komisji (UE) 2023/2466;

natomiast Rozporządzenie Delegowane Komisji (UE) 2023/2464 obowiązuje od 8 listopada 2024 roku.

W listopadzie zeszłego roku w Polsce rządził rząd tymczasowy Prawa i Sprawiedliwości pod wodzą Mateusza Morawieckiego, który był premierem. Komisarzem odpowiedzianym w Unii za rolnictwo był w dalszym ciągu członek PiS-u Janusz Wojciechowski. Ponieważ wielkimi krokami zbliżała się zima, zarówno media jak i Polska Izba Handlu zapadły w sen zimowy. Po przebudzeniu, które nastąpiło kilka dni temu wszczęto larum. Pierwsza szaty rozdarła Polska Izba Handlu.

Przyjęcie przez prawodawców do stosowania zmienionych przez Komisję Europejską przepisów obowiązujących producentów do znakowania jaj w miejscu produkcji niesie dla polskich producentów daleko idące negatywne konsekwencje. Zgodnie z unijnymi regulacjami znakowanie jaj będzie musiało odbywać się w miejscu produkcji. Tymczasem większość krajowych producentów stempluje jaja w miejscu pakowania, czyli w sortowniach. Ewentualne zmiany w dotychczasowych regulacjach będą więc wiązać się ze znacznymi perturbacjami działania wewnętrznego rynku. Z perspektywy handlu będzie skutkować to brakiem na półkach jajek oraz produktów zawierających jaja w składzie, a także znaczącą podwyżką ich cen.

Dlaczego wymóg stemplowania jaj w łonie kury ogołoci półki sklepowe z  nich i produktów je zawierających? To oczywiste.

Uniemożliwienie dalszego znakowania jaj w miejscu produkcji będzie wiązało się z koniecznością zmian, które postawią branżę jajeczną przed szeregiem wyzwań. Brak sprawnego działania branży jajecznej będzie zaś bezpośrednio oddziaływać na rynek spożywczy i handel.

Czy PIH na pewno wie czemu się sprzeciwia? Jedno jest pewne — producentom nie wolno stawiać żadnych wymogów, zwłaszcza takich, które utrudniają nieuczciwe praktyki.

Odświeżanie jaj, zmiana terminu ich przydatności, przerabianie przeterminowanych jaj na masę do ciast i tortów. Dla widzów o mocnych nerwach: przerabianie na masę jaj przeznaczonych do wylęgarni, w których zarodek obumarł…. Te jajka trafiają na sklepowe półki, przygotowywane są z nich lody, ciasta, makaron, majonez!

To oczywiste, że jeśli zgniłe jajka nie będą mogły już być kupowane za bezcen i przerabiane, to ceny wzrosną. Po PIH-u larum podniosły media dając dyskretnie do zrozumienia, że Unia robi Polsce wbrew chcąc Polki i Polaków pozbawić jaj, bo po kryjomu, znienacka, pod osłoną nocy

przyjęła przepisy zgodnie z którymi jajka powinny być stemplowane w miejscu produkcji. Jeśli wprowadzimy te regulacje w Polsce, skończy się to brakiem jajek oraz produktów zawierających jajka na sklepowych półkach oraz podwyżką ich cen – alarmuje Polska Izba Handlu. Zdaniem PIH istnieje też ryzyko, że polskie produkty stracą renomę, którą cieszą się na świecie.

Stemplowanie u producenta pozbawi jajko renomy? W jaki sposób? Poseł na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej Piotr Kandyba 29 kwietnia 2024 r. w interpelacji poselskiej nr 2555 zapytał:

Czy ministerstwo rolnictwa zamierza stworzenie procedury, która umożliwiłaby uzyskanie przez firmy zwolnienia z obowiązku znakowania jaj w miejscu ich produkcji?

Z upoważnienia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi odpowiedział Sekretarz Stanu Michał Kołodziejczak:

Na wniosek Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz (KIPDiP), w dniu 16 kwietnia 2024 r. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi (MRiRW) zorganizowało spotkanie techniczne z przedstawicielami sektora jaj w celu omówienia kwestii związanych ze zmianą przepisów dotyczących znakowania jaj w miejscu produkcji. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele MRiRW, Głównej Inspekcji Weterynaryjnej oraz Głównej Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Podczas spotkania przedstawiciele sektora jaj nie przedstawili obiektywnych kryteriów, na podstawie których miałoby nastąpić zwolnienie ze znakowania jaj w miejscu produkcji.

Dlaczego raban podnosi Polska Izba Handlowa, a nie producenci? Co handlarza obchodzi gdzie jajo podstemplowano?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że media zamiast rzetelnie informować szukają taniej sensacji gdzie tylko się da podsycając w mniej lub bardziej zawoalowany sposób antyunijne nastroje. To bowiem nie jedyny przypadek, gdy Unia narzuca Polsce jakieś chore zasady i wymusza stosowanie się do nich. Pod koniec 2020 roku

Komisja Europejska przyjęła przepisy dotyczące oznaczenia na bateriach ich śladu węglowego, czyli ilości CO2 wyemitowanego do atmosfery w celu wytworzenia energii zużytej w procesie produkcji baterii. Nowe wymogi wprowadzane przez Brukselę narzucają też minimalny udział materiałów pochodzących z recyklingu.

Teraz Francuzi i Niemcy lobbują za tym, by w obliczeniach brać pod uwagę strukturę produkcji energii w danym kraju, a nie tylko źródło, z którego korzysta producent baterii. Dlaczego? Bo Polska węglem stoi, węgla wystarczy nam na 200 lat, wydobycie węgla jest dzisiaj w dużym stopniu gwarancją polskiej suwerenności energetycznej i dlatego musimy utrzymać i wzmacniać naszą suwerenność energetyczną. No więc utrzymujemy i wzmacniamy, ale gdy ktoś zechce tę naszą suwerenność wykorzystać przeciwko nam, to zanosimy się szlochem i przekonujemy, że na nic nas nie stać, a już na pewno nie na transformację energetyczną. Dlatego polski resort rozwoju i technologii zaproponował, by obliczanie śladu węglowego baterii odzwierciedlało to, skąd energię czerpie fabryka, a nie kraj.

Trzy lata temu minęło 50 lat od podjęcia przez władze Polskiej Rzeczpospolitej, wtedy Ludowej, decyzji o wybudowaniu elektrowni jądrowej. W ciągu roku wytypowano lokalizację, a po 10 latach, w chwili gdy Polska była w fatalnej kondycji gospodarczej, po ogłoszeniu niewypłacalności przystąpiono do budowy. Komuniści rozumieli, że energia atomowa to jedyny sposób na tanią i powszechnie dostępną energię elektryczną. Potem władzę zdobyła „demokratyczna opozycja” i pierwszą decyzją premiera Mazowieckiego było postawienie budowy elektrowni jądrowej w stan likwidacji. Długi czas nic się nie działo, aż wreszcie Jarosław Kaczyński zadał w swym exposé fundamentalne pytanieCzy nie powinniśmy już dzisiaj myśleć o energetyce atomowej? Donald Tusk, który objął władzę po Kaczyńskim odpowiedział twierdząco, ale przez następne ponad 10 lat nie udało się nawet uzgodnić lokalizacji, choć prąd z polskiej elektrowni jądrowej powinien popłynąć w 2020 r.

Jak widać mamy niebywale dalekowzroczną, przewidującą władzę, której można zarzucić, że wiele nie potrafi, ale osiągnęła mistrzostwo w przekonywaniu, że Polskę trzeba traktować ulgowo i nie wolno do niczego zmuszać. Nikt nam w obcych językach nie będzie niczego narzucał, do wszystkiego dojdziemy sami w swoim swojskim, polskim żółwim tempie. A to, że wszyscy na tym tracą to nie wina polskich władz, lecz Unii. Po co od nas wymaga?

Dodaj komentarz