Bądź zdrów!

Lekarze apelują, żeby nie zatajać. Czego? Do końca nie wiadomo, ponieważ sytuacja, jak powtarzają wszyscy, jest „dynamiczna”. Dotąd nie wolno było zatajać informacji o powrocie z kraju, w którym odnotowano obecność koronawirusa. Problem w tym, że teraz takim krajem jest także Polska. Państwo, co oczywiste, nie miało obowiązku powracających ani badać, ani izolować. To ci, którzy kontaktowali się z nimi mają pamiętać, że do kontaktu doszło i informować o tym służby w razie konieczności. Dziadek się dusi, a spanikowana rodzina ma obowiązek wzywając służby pamiętać, że dziadek kilkanaście dni temu ucałował syna, który ponad tydzień wcześniej odwoził wnuka powracającego z ferii we Włoszech.

Polacy żyją w Polsce. To truizm. Chodzi o to, że doskonale znają swój kraj, ludzi i ich podejście do procedur. Wiedzą doskonale, że zasady przestają mieć znaczenie gdy w grę wchodzi rodzina lub bliscy znajomi. Każdy kto był zmuszony zadzwonić pod numer alarmowy doskonale wie, że rozmowa przypomina casting na chorego, który może skończyć się odesłaniem do lekarza rodzinnego, dyżurnego lub na SOR. Teraz dodatkowo ma kategoryczny zakaz zatajania i nakaz pamiętania o kontaktach i informowania o nich nawet bez pytania. Warto przytoczyć wypowiedź lekarza z dzisiejszego „Wstajesz i wiesz”. Jeśli uda się zrozumieć o co chodzi, to będziemy w domu. Borykamy się z nieszczerością pacjentów, która w tym momencie jest naprawdę na wagę życia i zdrowia bardziej niż kiedykolwiek. Pamiętajmy o tym, że jeżeli na szpitalny oddział ratunkowy, który nie jest szpitalem zakaźnym, nie jest wyznaczony jako ten szpital do walki z koronawirusem, stawią się pacjenci, którzy mają udar, mają zawał, przechodzą inne różne ciężkie schorzenia, czy chociażby zaostrzenie chorób pierwotnych, a tam pojawi się pacjent który gorączkuje od kilku tygodni czy od kilku dni bardzo wysoko, ma duszność, czyli spełnia kryterium tego pacjenta najbardziej prawdopodobnego o zarażenie koronawirusem, to on stwarza ogromne zagrożenie dla osób, które znajdują się tam, na tym oddziale, a dodatkowo wyłącza personel medyczny z możliwości dalszej pracy.

Jaka z tego nauka dla zwykłego, acz chorego zjadacza chleba? Zgodnie z tym, co mówi p. dr taka, że po pierwsze ci, którzy dostali udaru, mają zawał lub inne ciężkie schorzenia, na pewno nie mają koronawirusa. Tak po prostu mają, że nie mają. To tłumaczy dlaczego władza konsekwentnie odmawia stosowania szybkich testów, które pomogłyby zorientować się, czy rodzina chorego przypadkiem nie jest zakażona. Po co badać, skoro wiadomo, że nie ma po co? Po drugie chorzy i ich rodziny mają obowiązek zdiagnozować się i upewnić, że rzężenie w płucach i gorączka to na pewno nie zapalenie płuc lecz covid19. Oczywiście tylko totalnie nieodpowiedzialny malkontent mógłby w tej sytuacji oczekiwać od personelu medycznego, żeby swojej nieudolności i niekompetencji nie przerzucał na pacjenta. Bezczelnością jest bowiem sugerowanie, że jeśli pacjent sam ma się zdiagnozować i skierować do określonej placówki, to wystarczy dać mu jeszcze prawo wypisywania recept i zwolnień oraz zapewnić dostęp do respiratora, a lekarzom pozostawić jedynie obowiązek podpisywania listy płac.

Prawda niestety jest z jednej strony prozaiczna, a z drugiej bolesna. Czy się to komuś podoba, czy nie to do personelu medycznego należy diagnozowanie i leczenie. Wiele chorób daje podobne lub identyczne objawy i odróżnienie jednej od drugiej wymaga fachowej wiedzy i nawet dla specjalisty bywa niezmiernie trudne. Gdy w Polsce (teoretycznie) nie było zakażonych można było mówić o kontaktach. Ale nie dziś, gdy oficjalnie już jest ich setki, tysiące ludzi przebywa na kwarantannie, a kolejne tysiące rząd sprowadza do kraju. Przerzucanie odpowiedzialności na pacjentów, to skrajna nieodpowiedzialność, by nie użyć mocniejszego określenia. Bo to nie wina pacjentów, że system jest niewydolny, niedofinansowany i marnotrawny, że lekarz nie ma podstawowego wyposażenia, że nie przeprowadza badań, które przeprowadzać powinien nie tylko dla dobra pacjenta, ale także własnego. Należy więc wreszcie żądać od personelu medycznego odpowiedzi na fundamentalne pytania. Po pierwsze dlaczego lekarze godzą się na to, żeby o wyposażeniu placówek medycznych, o liczbie maseczek, strzykawek, kombinezonów decydowali politycy? Nawet betoniarz nie pozwoli sobie na to, by o ilości cementu w zaprawie decydował ktoś inny. Po drugie dlaczego godzą się na pracę w takich warunkach, dlaczego nie domagają się zmian systemowych, a jedynie wyższych płac? Po trzecie dlaczego jeżdżą do pacjentów nie wyposażeni w podstawowe środki ochrony? Po czwarte dlaczego nie żądają wprowadzenia szybkich testów przesiewowych i nie domagają się regularnego testowania personelu medycznego? Przecież dla obłożnie chorych większym zagrożeniem jest zakażona pielęgniarka czy lekarz, niż leżący bezwładnie pacjent. Zdrowy personel zachowując podstawowe zasady higieny nie przeniesie wirusa z pacjenta na pacjenta, chory tak.

Takie podejście, przerzucanie na pacjentów odpowiedzialności sprawia, że opieka medyczna staje się coraz bardziej iluzoryczna, a gdy liczba zarażonych wzrośnie system kompletnie załamie się. Zwłaszcza, że niefrasobliwość personelu medycznego nie ustępuje niefrasobliwości niektórych pacjentów. Z tą różnicą, że pacjent ma prawo panikować, rodzina mając do wyboru bezimiennego ratownika, który często jest opryskliwy i członka rodziny, zrobi wszystko, by ratować swojego, nawet jeśli jedynym sposobem jest „nieszczerość”. Oczekiwanie heroizmu, poświęcenia zdrowia i być może życia syna, męża czy ojca w imię wyższych, niesprecyzowanych do końca celów i zdrowia lekarza jest bardzo wątpliwe etycznie. W końcu lekarz nie poświęca się dla idei i — co ważne — godzi się na takie a nie inne warunki w jakich przeszyło mu działać, a zabezpieczanie go nie należy do obowiązków pacjenta. Na szczęście strażakom nie przyszło jeszcze do głowy by żądać od mieszkańców płonącego domu, żeby zapewnili im bezpieczeństwo, a policjantom, by napadnięty najpierw rozbroił napastnika. Protestujący ostatnio regularnie lekarze nie domagali się zmiany sposobu funkcjonowania służby zdrowia na rynkowy, lecz wyłącznie zwiększenia nakładów i podniesienia uposażeń.

Co wynika z informacji podawanych przez media? O czym świadczy liczba zakażonych? O niczym, poza tym, że typowanie jest wadliwe, skoro wykrywalność nie przekracza kilku procent. Jeśli przeprowadza się załóżmy 5.000 testów na dobę, a na wyniki trzeba czekać kolejną, to co mówi wynik? Że w skrajnym przypadku, gdy wszystkie będą dodatnie, poprzedniej doby było 5.000 zakażonych. Jaki jest stan pozostałych 38.000.000 i ilu spośród nich jest nosicielami nadal nie wiadomo. Bo tego się nie bada czekając cierpliwie na objawy. Czy w ten sposób da się powstrzymać epidemię? Specjaliści związani z władzą przekonują, że tak, niezależni mają poważne wątpliwości.

W tej sytuacji jedno jest pewne — należy liczyć wyłącznie na siebie i robić wszystko, by nie zachorować. Wkrótce polityka regularnego badania członków rządu i czołowych polityków i nie badania personelu medycznego zacznie przynosić owoce — choć nadal będzie miał kto rządzić, to nie będzie miał kto leczyć.

Dodaj komentarz