Antycypacja stanu reparacji

Biuro Analiz Sejmowych przygotowało ekspertyzę „ws. roszczeń od Niemiec za straty wyrządzone podczas drugiej wojny światowej”. Ekspertyza powinna zostać włączona do kanonu lektur zarówno na lekcjach języka polskiego, jak i historii oraz wiedzy o społeczeństwie. Uczeń bowiem dowie się z niej wielu bardzo ciekawych rzeczy. Zwłaszcza na lekcji poświęconej zagadnieniu „jak napisać sążnisty elaborat tak, by nic z niego nie wynikało”.

Jak u Hitchcocka ekspertyza zaczyna się mocnym akcentem, a potem napięcie narasta aż do ostatniej, czterdziestej strony i stwierdzenia, że

W tej sprawie wypowiedział się już w 1960 r. Manfred Lachs, który w pewnym sensie antycypował współczesny stan prawny, stwierdził on bowiem, że „nie wymagają chyba szczególnego dowodu fakty, świadczące o szczególnym okrucieństwie okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich. Metody stosowane wobec ludności polskiej stanowiły przecież jak najjaskrawsze pogwałcenie wszelkich praw wojny i praw przyznanych ludności kraju okupowanego. W wyniku tych aktów bezprawia nastąpiło całkowite ograbienie Polski. Odrzucono wszelkie pozory prawa, stosowano brutalną przemoc, której nie przewidywali autorzy konwencji haskich, gdy redagowali regulamin praw i zwyczajów wojny lądowej”. Dlatego „w obliczu tych faktów względy formalistyczne powinny były ustąpić miejsca względom merytorycznym i oczywistym nakazom słuszności”, a „tego wymagały słowa deklaracji poczdamskiej, postulujące: »wynagrodzenie w jak najszerszym stopniu strat i cierpień wyrządzonych Narodom Zjednoczonym«” i „chodziło przecież o to, by wynagrodzić »w pierwszym rzędzie te kraje, które ponosiły główny ciężar wojny, poniosły największe straty«”.

Na tym ekspertyza się kończy. Zaczyna zaś od podziału wojny na dwie kategorie: wojny sprawiedliwej i niesprawiedliwej.

Wojna prowadzi do powstania strat między uczestnikami konfliktu zbrojnego. Straty te mają zarówno charakter osobowy jak i materialny. Problem odszkodowań, które były związane z zakończeniem wojny, występował od dawna w prawie międzynarodowym. W szczególności znany jest, pochodzący z późnego średniowiecza, podział wojen na sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Związana jest z nim działalność naukowa dwóch rektorów Akademii Krakowskiej z XV wieku, czyli Stanisława ze Skarbimierza oraz Pawła Włodkowica z Brudzenia. Pierwszy z nich w kazaniach pt. O wojnach sprawiedliwych (De bellis iustis) oraz O rozboju (De rapina) dokonał pierwszego systematycznego wykładu prawa wojny publicznej. Uznał on bowiem wojnę za atrybut władzy państwowej, wyróżniając wojny sprawiedliwe, tj. prowadzone w obronie kraju lub pogwałconych praw. Według Stanisława ze Skarbimierza obowiązek odszkodowania był skutkiem wszczęcia wojny niesprawiedliwej, a odszkodowanie nie należy się od państwa, które rozpoczęło wojnę sprawiedliwą oraz prowadziło ją zgodnie z prawem. Drugi z nich natomiast m.in. reprezentował ówczesne państwo polsko-litewskie na soborze w Konstancji (1414 – 1418) w sporze z Zakonem Krzyżackim. Był on także zwolennikiem dopuszczalności jedynie wojen sprawiedliwych stwierdzając, że „ponieważ wojna dopuszczalna jest w zasadzie tylko jako obronna, względnie jako ostateczny środek przywrócenia stanu bezprawnie naruszonego, przeto w zasadzie branie łupu ma służyć tylko na zapewnienie odszkodowania za szkodę bezprawnie wyrządzoną”.

Jak widać żeby ktoś mógł prowadzić wojnę sprawiedliwą ktoś inny musiał się poświecić i rozpocząć wojnę niesprawiedliwą. Jeśli Niemcy zajmując obszar ok. 186 tys. km² prowadzili wojnę niesprawiedliwą, to Rosjanie zajmując ponad 190 tys. km² prowadzili wojnę sprawiedliwą, więc od nich kolejny bilion się nie należy. A szkoda, bo mielibyśmy dwa. Na dodatek na stronie 37. czytamy, że

Po pierwsze z treści umowy poczdamskiej z 1945 r. wynika, że jeśli chodzi o wypłatę reparacji oraz odszkodowań wojennych miała ona charakter ramowy. […]

Po wtóre do dnia dzisiejszego nie ma klarownej definicji reparacji oraz odszkodowań wojennych, a co za tym idzie decyduje o tym praktyka zawierania traktatów pokojowych, które często w przeszłości w ogóle nie zajmowały się tym zagadnieniem.

Czyli Polska będzie domagać się od Niemiec czegoś, czego nie ma. Zwłaszcza, że traktaty pokojowe podpisuje się zwykle zaraz po zakończeniu działań wojennych, a nie ponad 70 lat później. A to przecież nie wszystko, ponieważ okazuje się, że nie obowiązuje także oświadczenie rządu PRL z dnia 23 sierpnia 1953 r. Dowiedli tego ponad wszelką wątpliwość Jan Sandorski oraz Mariusz Muszyński, którego wybór na sędziego Trybunału Konstytucyjnego obowiązuje, choć sam Trybunał orzekł coś wręcz przeciwnego.

Współcześnie stanowisko, że oświadczenie rządu PRL z dnia 23 sierpnia 1953 r. nie obowiązuje, reprezentują przede wszystkim Jan Sandorski oraz Mariusz Muszyński. Pierwszy z nich uznał, że oświadczenie było nieważne ab initio i nigdy nie wywierało i nie wywiera skutków prawnych. Podał przy tym szczegółową argumentację swojego stanowiska w oparciu przede wszystkim o polityczne okoliczności jego złożenia oraz uznał, że oświadczenie rządu obciążone jest wadą oświadczenia woli (przymus), a co za tym idzie nie istnieje potrzeba jego odwołania. W konkluzji swoich rozważań stwierdził, że „sprawa reparacji wojennych jest nadal otwarta i pozwala na formułowanie roszczeń pod adresem władz niemieckich” i „w tym duchu winna zajmować stanowisko strona polska, gdyby doszło do dwustronnych negocjacji, których celem byłoby przeciwdziałanie niepożądanej eskalacji napięć we wzajemnych stosunkach w czasach, gdy oba państwa są członkami Unii Europejskiej i deklarują zgodnie ex officio chęć kultywowania partnerstwa strategicznego”.

Do podobnych wniosków doszedł M. Muszyński, prezentując swoje poglądy w kilku publikacjach na ten temat. Zwrócił uwagę na m.in. niską rangę oświadczenia rządu PRL, które znaczenie wykraczało poza zwykłą politykę zagraniczną, a także poddał szczegółowej analizie przesłanki, jakie powinien zawierać akt jednostronnego oświadczenia woli (stricte) w prawie międzynarodowym, aby stanowiło ono akt prawa, będący źródłem prawa międzynarodowego, czyli tworzący samodzielne prawa i obowiązki. Natomiast, jego zdaniem, wątpliwe jest, aby oświadczenie rządu PRL spełniało wszystkie te przesłanki. Dlatego uznał, że „oświadczenie rządu z 23 sierpnia 1953 r. należałoby oceniać jako wadliwie złożone oświadczenie państwa”. Powołał się przy tym na ekspertyzę A. Klafkowskiego ze stycznia 1990 r., w której ten ostatni m.in. zaznaczył, że oświadczenie rządu PRL było skierowane tylko wobec NRD oraz dotyczyło wyłącznie reparacji wojennych, a nie odszkodowań wojennych. M. Muszyński zwrócił również uwagę na działania Republiki Federalnej Niemiec w latach 1970 – 1990, mające na celu potwierdzenie skuteczności oświadczenia rządu PRL z dnia 23 sierpnia 1953 r. w stosunku do tego państwa oraz znaczenie traktatu o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec z dnia 12 września 1990 r. (tzw. traktat 2+4), który jest uznawany za umowę zastępującą traktat pokojowy.

Najbardziej pokrzepiająco brzmi morał:

Treść obowiązujących aktów prawa międzynarodowego oraz powojenna praktyka w zakresie reparacji, w tym dyskryminacyjna polityka RFN w stosunku do Polski i polskich obywateli w porównaniu z innymi państwami, które choć poniosły mniejsze straty materialne i osobowe otrzymały znacznie wyższe odszkodowania, przemawiają za dochodzeniem przez Polskę od Niemiec odszkodowań za szkody spowodowane drugą wojną światową.

Czy można temu rozumowaniu odmówić logiki? Nie można! Jeśli sąsiad dostał więcej niż ja dostałem, to mnie się należy co najmniej dwa razy tyle, ile dostał sąsiad, plus odsetki za zwłokę. Razem bilion. Może być bilon.

Co wynika z ekspertyzy? Ano ni mniej ni więcej tylko tyle, że Biuro Analiz Sejmowych dostało mission impossible i wywiązało się z niej śpiewająco. A ponieważ lista autorytetów jest imponująca — od soboru w Konstancji po Mariusza Muszyńskiego — rząd niemiecki wydał zarządzenie na mocy którego każdy Niemiec, który miał dziadka w Wehrmachcie, musi wpłacić na specjalne konto reparacyjne określoną kwotę.

Dodaj komentarz


komentarze 2