Anty K.

Różnie już bywało. Na przykład bywało, że słowo krytyka niektórzy, nie tylko dziennikarze, wywodzili od słów „kryty k…a być”. Albo wręcz przeciwnie, niektórzy politycy twierdzili, że „kto nie z nami, ten przeciw nam”. A każdy, kto podniesie rękę, zostanie pozbawiony kończyny. Albowiem krytykować może tylko wróg. Tylko jemu może się to, tamto lub owo nie podobać. Tylko on może mieć odmienne zdanie, myśleć inaczej.

W 2002 roku Lew Rywin pofatygował się osobiście do Adama Michnika by zaproponować Mu interes. Adam Michnik jednak zwlekał kilka miesięcy z ogłoszeniem światu tej radosnej nowiny. Koniec końców Rywin stanął przed sądem wraz z pilotującą ustawę Aleksandrą Jakubowską, a do języka potocznego przeszedł zwrot „lub czasopisma” będący synonimem psucia prawa.

Ponieważ wyborcy mieli serdecznie dość lewizny, wybrali tych, którzy gwarantowali, że w państwie nareszcie zapanuje prawo i sprawiedliwość. I słusznie uczynili, ponieważ dzięki temu dowiedzieliśmy się kto jest prawy, kto sprawiedliwy, gdzie stoi i gdzie jest Polska. Jednocześnie z wskazywaniem wrogów i przyjaciół zapoczątkowano zupełnie nowe podejście do stanowienia prawa. Na przykład zmiany w ustawie o radiofonii i telewizji uchwalono w ciągu kilkunastu godzin. W ciągu jednego dnia odbyły się dwa czytania ustawy, a między nimi posiedzenie dwóch komisji. Albo w lutym 2007 wniosek PO o wotum nieufności do ministra Leppera głosowano dwukrotnie, ponieważ za pierwszym razem nie udało się osiągnąć satysfakcjonującego rezultatu.

Na takie prawe i sprawiedliwe państwo wyborcy również zaczęli kręcić nosem i przy nadarzającej się okazji zmienili opcję. I słusznie uczynili, ponieważ dzięki temu dowiedzieliśmy się, że zamienił stryjek siekierkę na kijek. Potwierdził to sam Donald Tusk piejąc z zachwytu nad poprawioną w ostatniej chwili przez senatora Rockiego ustawą o „dostępie do informacji publicznej”.

Nie ma więc sensu rozwodzić się jak wygląda stanowienie prawa pod rządami PO, bo to wszyscy widzą, wiedzą i czują. Bowiem także i polityka kadrowa gwarantuje fachowość i przejrzystość na każdym szczeblu. Na przykład nad wydawaniem koncesji na gaz łupkowy czuwa nowy minister środowiska Marcin Korolec i nowy wiceminister Piotr Woźniak – główny geolog kraju. Woźniak przed laty był ekspertem gazowym PiS i zajmował w rządach Marcinkiewicza i Kaczyńskiego stanowisko szefa resortu gospodarki. Jego pierwszym zastępcą był Piotr Naimski (odpowiedzialny za bezpieczeństwo energetyczne), wpływowy polityk ze środowiska PiS, autor polityki energetycznej partii. Marcin Korolec w przeszłości był współpracownikiem ministra Woźniaka. Dziś odtwarza w swoim resorcie dawną ekipę ludzi związanych z Naimskim.

Z kolei ofiary seksualnie wykorzystywane przez meksykańskiego duchownego księdza Marciala Maciela Degollado ogłosiły manifest. Domagają się od papieża wyjaśnień, kto w Watykanie za pontyfikatu Jana Pawła II tuszował skandal nadużyć, jakich dopuszczał się przez lata duchowny. Ofiary piszą do Benedykta XVI: „Odeszli już, podobnie jak nasze nadzieje na prawdę i sprawiedliwość ze strony Kościoła, liczni dawni członkowie Legionistów Chrystusa, którzy wraz z sygnatariuszami listu otwartego do poprzednika Waszej Świątobliwości od 1997 roku oczekiwali na odpowiedź, a nie na to, by zostali zlekceważeni i skarceni przez władze kościelne”.

Aż wreszcie, po bez mała siedmiu latach rządów mniej lub bardziej prawych i sprawiedliwych, mniej lub bardziej liberalnych, za to bardzo prawicowych polityków okazało się, że „kto atakuje Kościół, ten atakuje Polskę„. I trudno się z tą tezą nie zgodzić. Sprzeciw Episkopatu wobec umieszczenia w konstytucji jasnego i nie budzącego wątpliwości zapisu o rozdziale Kościoła od państwa wprawił w drżenie łydek główne ugrupowania polityczne podczas debaty ustrojowej. Spośród siedmiu projektów konstytucji, które zostały w 1994 r. dopuszczone do pierwszego czytania w Zgromadzeniu Narodowym, tylko projekt Unii Wolności (UW) bezpośrednio odwoływał się do tej reguły.

Kilka dni temu z usług komunikacji zbiorowej korzystała nobliwa pani, wracająca najwidoczniej z jakiejś manifestacji patriotycznej, dzierżąca w dłoni tablicę z napisem „Polsko, ojczyzno moja ile cię jeszcze zostało…?” Zainteresowałem się kto ocenzurował dalszy ciąg „… do zwrotu”, ale nie zrozumiałem wyjaśnienia, bowiem prowadzone było w duchu miłości i dialogu po łacinie. Przy okazji jednakowoż dowiedziałem się co nieco o swojej rodzinie. Na przykład, że matka, to… [jawnogrzesznica – przyp. tłum.], a ojciec…

Gdy po wojnie wprowadzono w Polsce dyktaturę proletariatu Polacy przez dziesięciolecia marzyli o wolności, a niektórzy nawet czynnie o nią walczyli. Po czym, gdy już udało się zrzucić jarzmo narzucone siłą, natychmiast dobrowolnie nałożyli sobie nowe zmieniając tylko o 45° kierunek czapkowania.

Dodaj komentarz