Ad ACTA

W internecie huczy. W społeczeństwie wrze. Przynajmniej w tej części społeczeństwa, której nie wszystko wisi i która interesuje się tym, co dzieje się wokół. Premier jak zwykle w takich sytuacjach milczy, Boni M. jak zwykle w takich sytuacjach gada. Ba – wszystko bierze na siebie, choć nic od Niego nie zależy.

Gdy sprawa tajnego porozumienia została nagłośniona obserwujemy ambiwalencję działań władzy. Z jednej strony słychać zdumione „o co ten cały krzyk?”, z drugiej strony słychać groźne pomrukiwania. A przecież ACTA to sukces polskiej prezydencji, czytamy na stronie Ministerstwa Gospodarki.

15 grudnia 2011 r., dzięki staraniom polskiej prezydencji, Rada UE podjęła decyzję o podpisaniu umowy handlowej dotyczącej zwalczania obrotu towarami podrobionymi (Anti-Counterfeiting Trade Agreement – ACTA). Proces ten był jednym z priorytetów Ministerstwa Gospodarki realizowanych podczas przewodnictwa Polski w Radzie UE.

Wiodącą rolę w procesie uzgodnienia możliwości wyrażenia zgody Rady na podpisanie umowy ACTA odegrał Komitet ds. Polityki Handlowej UE (TPC). Pracom TPC w II półroczu 2011 r. przewodniczyli przedstawiciele Departamentu Polityki Handlowej Ministerstwa Gospodarki.

Dzisiaj, gdy do podpisania kontrowersyjnego porozumienia zostały trzy dni rząd uspokaja, że przecież nic takiego się nie stało, ACTA nie ma wpływu na polskie ustawodawstwo, a internauci nie mają się czego obawiać. Nie lękajcie się, uspokaja rząd i można by dać wiarę tym zapewnieniom gdyby nie świadomość, że negocjacje toczyły się w tajemnicy i nie był do nich dopuszczony żaden przedstawiciel społeczeństwa (nie tylko polskiego) wybrany w demokratycznych wyborach. Byli za to dopuszczeni przedstawiciele prywatnych firm (sic!). Poza tym, jeśli umowa nie ma wpływu na polskie ustawodawstwo i w ogóle na nic, to po jasną cholerę ją podpisywać? Po co w ogóle angażować pieniądze podatników w negocjowane w tajemnicy umowy, które nic nie wnoszą?

Jednocześnie coraz to inny polityk, a czasem nawet generał, wydaje groźny pomruk pod adresem „cyberprzestępców”. Cyberprzestępcy tym się różnią od kiboli, że nie demolują, lecz blokują. Ale są równie groźni, bo anonimowi. Atmosferę strachu, zagrożenia, destabilizacji kreują i nakręcają media. Cóż to bowiem za nowina (zwana po polsku newsem), że ta czy tamta strona administracji państwowej nie wytrzymała wzmożonego ruchu, bo jej twórcy możliwości nasilenia ruchu nie przewidzieli? I pada, gdy nagle jednocześnie chce się na nią dostać aż dwanaście osób? No? Kogo to interesuje? Przecież u nas to normalne, że coś nie działa. Sensację wzbudza coś, co działa. Dlatego trzeba wieści podrasować, opatrzyć nośnymi tytułami, ze znakiem zapytania, żeby się nikt nie przyczepił, jak „Atak hakerów na strony rządowe?” „To hakerzy unieruchomili strony sejmowe?” „Atak klonów!” A nie, przepraszam, to ostatnie to tytuł filmu. Ale też dobrze brzmi.

Z kolei rząd, powołując się na takie doniesienia, ustawia się w roli dobrego tatusia, czułego jak mamusia, która przytuli, schowa pod spódnicę, pierś swą mężną odważnie nadstawi, skrzywdzić nie pozwoli. Więc coraz głośniej zaczyna ostrzegać, jak w stanie wojennym elementy antysocjalistyczne, że „nie dopuści”, „nie pozwoli”, że nie da się szantażować, że ma prawo se czasem po cichu coś wynegocjować dla dobra własnego lub obywateli, że w ogóle protestować to se społeczeństwo może, owszem, ale konstruktywnie. I w odpowiedniej kolejności. Dotrzymując procedur.

Groźne pomruki dobiegły także, a jakże, ze strony kancelarii p. Prezydenta, który jak wiadomo zaproponował takie znowelizowanie ustawy o zgromadzeniach, żeby raz na zawsze wyeliminować legalne. Teraz pracuje pilnie by do zakazu zakrywania fizjonomii dopisać zakaz ukrywania IP. Może problem blokowania się stron rozwiąże obowiązek zgłoszenia chęci skorzystania z którejś z 24-godzinnym wyprzedzeniem? Tak czy owak obywatel wniosek powinien złożyć osobiście, bo składając elektronicznie może znowu coś zdestabilizować i trzeba będzie opracować nowe uregulowania eliminujące ten problem.

W tej sytuacji narzuca się niewesoła konstatacja, że rząd zajmuje się w zasadzie tylko rozwiązywaniem problemów, które sam stwarza, gaszeniem pożarów, które sam wznieca, sensownych działań jak nie było, tak nie ma, a czas płynie. Jedyną dobrą wieścią jest doniesienie, że właśnie ocknięciu się uległa opozycja. To daje nadzieję, że zdąży przed podpisaniem porozumienia zaproponować jakieś sensowne rozwiązanie. Na przykład votum nieufności dla ministra gospodarki lub kultury, który również maczał palce w ACTA. Albo powołanie komisji sejmowej do spraw zbadania negocjowania…

Dodaj komentarz