300 miliardów na początek

Już pod koniec lat siedemdziesiątych coraz wyraźniej było widać, że socjalizm to droga donikąd. W latach osiemdziesiątych Polska okazała się niewypłacalna. W latach dziewięćdziesiątych inflacja była trzycyfrowa. Stało się także jasne, że jeśli nie zreformuje się systemu emerytalnego, to zawali się sam i pociągnie za sobą budżet państwa. Przez kilka lat specjaliści opracowywali model wielofilarowego systemu i wreszcie pod koniec lat dziewięćdziesiątych rząd Jerzego Buzka wprowadził w życie cztery wielkie reformy, w tym reformę emerytalną. Kolejne rządy zamiast dokończyć dzieła czyniąc system spójnym i powszechnym z czysto koniunkturalnych pobudek po kolei wyłączali z niego kolejne grupy zawodowe.

Koalicja PO-PSL nie wykorzystała ogólnoświatowego kryzysu, nie dokończyła reformy emerytalnej, nie ograniczyła rozbuchanych wydatków budżetowych. Zamiast tego najpierw podniosła wiek emerytalny, a potem cofnęła cały system do czasów sprzed reformy nacjonalizując gromadzone przez dekadę składki. Pytany o tę „reformę” na którymś spotkaniu Tusk zawrzał gniewem twierdząc, że nikt na niej nie stracił, ponieważ jego rząd owszem, zabrał pracującym pieniądze zgromadzone w OFE, ale skrzętnie zapisał ile zabrał na specjalnym kwitku, zaś kwitek zdeponował w ZUS-ie. Fakt, że przy okazji wyparowało kilkanaście miliardów zł uznał za nie wart wzmianki.

Donald Tusk przejął państwo po dwóch latach rządów PiS-u w niezłej kondycji. Potem uderzył kryzys, który dzięki sztuczkom księgowym i skokowi na kasę przyszłych emerytów udało się przejść w miarę suchą stopą. W miarę, bo przez osiem lat koalicja PO-PSL podwoiła dług publiczny. W 2007 roku, roku przejęcia władzy, zadłużenie wynosiło 528,4 mld. zł, w roku 2015, roku oddania władzy, już 923,4 mld zł, do czego trzeba doliczyć ponad 150 miliardów zabrane z OFE, czyli w sumie 1073 mld zł. Rząd PiS-u poszedł w ślady poprzedników i także — uwzględniając przyszłoroczny budżet i potrzeby pożyczkowe związane z obronnością — podwoi dług, który sięgnie 2000 mld zł czyli 2 bln zł. Jak ogromna jest to kwota? Przyjmując że aktualnie w Polsce łącznie z Ukraińcami mieszka 40 mln osób, każda ma do spłacenia 50 tysięcy zł.

Po przejęciu w przyszłym roku balansującego na skraju niewypłacalności kraju, Donald Tusk stanie przed wyzwaniami, których nie da się populistycznie zamieść pod dywan. Nie tylko na dzień dobry trzeba będzie wysupłać, jak szacują ekonomiści, ponad 100 mld na obsługę zadłużenia, to skutkiem rozmontowania wielofilarowego systemu emerytalnego do 2027 roku na emerytury zabraknie 300 mld zł. A to nie koniec, bo Tusk w populistycznym amoku obiecał, że niczego co PiS dało nie odbierze. Program 500+ kosztuje ponad 40 mld zł, zapowiedziane podwyżki dla nauczycieli 30 mld, 13. i 14. emerytura kolejne 20 mld zł.

W ustawie budżetowej rząd zakłada, że w przyszłym roku dochody wyniosą. 605 mld zł. Tylko idiota zaślepiony rządzą władzy zamiast mówić prawdę może opowiadać populistyczne brednie zapewniając że nie trzeba zaciskać pasa, wystarczy zmienić władzę, a dług sam się spłaci, bo pieniędzy mamy w bród. Portal wyborcza.pl pisze, że jeśli chodzi o deficyt w ZUS-ie, to

W najbardziej optymistycznym wariancie w 2023 roku na wypłaty zabraknie 44,1 mld zł, a w 2027 – 64,6 mld zł.

W wariancie pośrednim w przyszłym roku będzie brakować 51,9 mld zł, a w 2027 już 81,2 mld zł.

I wreszcie w wariancie pesymistycznym w przyszłym roku deficyt przekroczy 60,8 mld zł, a w 2027 nawet 101,7 mld zł.

A to nie koniec złych wiadomości. Dopłaty państwa do emerytur faktycznie będą jeszcze wyższe. Prognoza ZUS nie uwzględnia bowiem deficytu innych systemów. Tymczasem do KRUS państwo dopłaca 16 mld zł rocznie, a do mundurówki — ponad 13 mld zł.

W sumie ponad 300 miliardów do wydania ot tak, na powitanie nowego powyborczego roku. A gdzie dopłaty do węgla, gazu, paliwa, prądu?

Skąd ten deficyt w zreformowanym przez Tuska ZUS-ie? Otóż zupełnie nieoczekiwanie, znienacka, niczym grom z jasnego nieba gruchnęła hiobowa wieść, którą przekazał rzecznik ZUS Paweł Żebrowski. Okazało się, że wchodzimy w czas, kiedy powojenne roczniki wyżu demograficznego osiągają wiek emerytalny i tym samym będą pobierać świadczenia. Tego nikt, absolutnie nikt nie mógł przewidzieć! Na szczęście jest na to rada. Nie jakieś tam wielofilarowe kapitałowe systemy emerytalne, które po dekadzie czy dwóch można obrabować. Rozwiązanie, wspierające się również na trzech filarach, jest proste jak konstrukcja cepa. Pierwszy filar zakłada podniesienie wieku emerytalnego, drugi zapaść opieki medycznej, zaś trzeci zwiększanie poziomu smogu.

Obserwując to, co się dzieje, słuchając tego, co się mówi trudno wykrzesać w sobie entuzjazm. Oczywiście trzeba odsunąć Kaczyńskiego od władzy. Ale czy zastąpienie jednego szkodnika i populisty drugim wiele zmieni na lepsze? Przecież opozycja zapewnia solennie, że wzorem PiS-u nie będzie walczyła z inflacją, lecz z jej skutkami. Na czym więc będzie połgała różnica? Ano na tym, że obecnej władzy prezes Narodowego Banku Polskiego i Rada Polityki Pieniężnej idą na rękę, zaś przyszłej będą robić wbrew. Na dodatek wymóg walki ze skutkami oznacza, że na czele resortu finansów nie może stanąć specjalista, ponieważ dla niego priorytetem jest dbałość o stan finansów państwa, a nie zaspokajanie populistycznych oczekiwań sprawującego władzę obozu politycznego.

Optymiści pocieszają się, że dług publiczny nie osiągnął jeszcze konstytucyjnego progu 60% PKB. Problem w tym, że PKB nie ma związku z wypłacalnością. Można mieć dług wysokości 10% PKB i nie mieć pieniędzy na jego spłatę. 2 biliony długu to ponad trzyletnie dochody budżetu państwa zapisane w przyszłorocznej ustawie budżetowej.

Dodaj komentarz