Lista filmów fabularnych od S do V

Remake może być dobry lub zły tak samo sequel może być dobry lub zły. Chociaż o ile remake miewa czasem sens, żeby odkurzyć jakąś historię i sfilmować ją ponownie z nowymi aktorami i świeższym spojrzeniem, to sequele głównie kojarzą się z odcinaniem kuponów i dojeniem chodliwego tematu. Na dzisiejszej liście będzie kilka takich przykładów, ale tak się składa, że i w kinach królują kontynuacje w tym Beetlejuice, który czekał na drugą część aż 36 lat! Czy warto było to nie wiem, bo seans w kinie sobie darowałam. Przynajmniej na plus, że twórcom udało się skompletować oryginalną obsadę, co z różnych względów nie zawsze jest możliwe. Przykładowo nie udało się to w przypadku filmu Sin City 2, co też pewnie miało wpływ na to, że produkcja ta nie zachwyca mówiąc oględnie. Ale nawet filmy zupełnie nowe i napisane od zero potrafią czerpać wyraźne inspiracje z innych dzieł, jak głośna ostatnio i obecna na dzisiejszej liście Substancja. I jak mam wybierać dwugodzinny seans w kinie + reklamy to zdecydowanie wolę coś takiego niż odgrzewanie sentymentu po latach lub próbę dopisania kontynuacji do historii, która wcale tego nie potrzebowała.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od P do R

Tym razem poszło znacznie szybciej i sprawniej. Lista bez większego bólu i ociągania powstała w zaledwie jeden dzień. W dodatku nie przeszkodziło, że był to dzień 3nastego w piątek. Widocznie wena i chęci nie patrzą w kalendarz. Sama lista może się wydać nieco krótsza od poprzednich, bo trafiła się jedna sierotka w postaci literki „Q”. No, może nie taka sierotka, bo dwie pozycje udało mi się wyłuskać, ale wiele więcej w tej kategorii pewnie już nie zagości. Z innych ciekawostek mamy dużą rozbieżność opinii przy filmie „Requiem dla snu”. No cóż czasem zdarzy się taki obraz, że po prostu trzeba obejrzeć go samemu, żeby wyrobić sobie własne zdanie.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od M do O

Kolejny poniedziałek i kolejna lista, tym razem publikowana z lekkim opóźnieniem, bo niestety prawdziwe życie nie chciało poczekać. Niemniej udało nam się dotrwać do półmetka, a nawet go lekko przekroczyć, bo do końca zostały już tylko trzy części. Subiektywny spis filmów, które obejrzeć trzeba, obejrzeć można albo wręcz przeciwnie, należy ominąć szerokim łukiem i jeszcze ostrzec rodzinę i znajomych. Przy takich listach wiadomo, że niektóre literki będą bardziej popularne, inne mniej. Tym razem literka „O” okazała się wyjątkowo skromna. Chciałam nawet nadrobić wielki hit Oppenheimer z zeszłego roku, ale na platformach, do których mam obecnie legalny dostęp nie jest on dostępny a jakoś bardziej nie chciało mi się kombinować. Jak kiedyś uda mi się nadrobić to oczywiście lista zostanie uzupełniona.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od J do L

Nie wszyscy lubią poniedziałek. A przecież to dzień działania. Dość wspomnieć, że to właśnie w poniedziałek rano kosił ojciec siano. To więc wprost wymarzony dzień, by opublikować kolejny fragment listy filmów, które warto obejrzeć, na które nie warto tracić czasu i takie, na które można rzucić okiem, ale nic się nie stanie jak się nie rzuci. Mało wśród rekomendacji komedii, ponieważ poziom humoru ostatnio jest tak niski, że na obliczu zamiast rozbawienia gości uśmiech politowania i/lub zażenowania. Być może w celu uwiarygodnienia przekazu w dialogach, nawet w filmach dla dzieci, coraz częściej pojawiają się wulgaryzmy. Anglosasi uprawiają szitowanie, które kreatywni polscy tłumacze twórczo tłumaczą — od kurna czy kuźwa po kurtyzana mać. Parafrazując słowa piosenki Smolenia coś się faktycznie z narodem dzieje niedobrego, skoro z całej plejady przekleństw — psia krew (w moich czasach brzydkie), psia jucha (też brzydkie, ale dopuszczalne w ustach dzieci), motyla naga, cholera i innych została tylko poczciwa kobieta lekkich obyczajów zarówno w charakterze wzmacniacza przekazu jak i znaku interpunkcyjnego.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od G do I

Problem z mnogością filmów i seriali, często takich, na oglądanie których szkoda czasu, polega na tym, że tylko niektóre są coś warte, zapadają w pamięć. Inne są tak kiepskie lub nijakie, że już po kilku tygodniach nie pamięta się ani tytułu, ani fabuły. Doskonałym przykładem jest „Species” (Gatunek), który tak bardzo nie zapada w pamięć, że dopiero końcowe sceny zapalają lampkę z napisem „ja to oglądam drugi raz!” A ponieważ nakręcono kontynuację…  Żeby nie popełnić błędu i nie tracić czasu, na własne potrzeby stworzyliśmy listę obejrzanych dzieł ze szczątkowym zarysem fabuły i subiektywną oceną. Dziś kolejna odsłona.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od D do F

Problem z mnogością filmów i seriali, często takich, na oglądanie których szkoda czasu, polega na tym, że tylko niektóre pozycje są coś warte, inne są tak kiepskie lub nijakie, że już po kilku tygodniach nie pamięta się ani tytułu, ani fabuły. Żeby nie tracić czasu i nie oglądać drugi raz tego, co już się widziało, a było tak nijakie, że już się zapomniało, na własne potrzeby stworzyliśmy listę obejrzanych dzieł ze szczątkowym zarysem fabuły i subiektywną oceną. Niewykluczone, że ktoś skorzysta i nie straci czasu na oglądanie czegoś, czego oglądać w naszym mniemaniu nie warto lub już raz to widział. Dziś druga część listy.
Cały wpis

Lista filmów fabularnych od A do C

W czasach minionych były tylko dwa sposoby by obejrzeć film — pójść do kina na to, co aktualnie wyświetlano, lub obejrzeć w telewizji to, co aktualnie puszczano. Dzisiaj filmy można kupić w sklepie, ale i oglądać na wiele sposobów. Nie tylko w kinie i w telewizji, ale także na na komórkach i komputerach dzięki platformom streamingowym. Problem z tą mnogością polega na tym, że tylko niektóre pozycje zapadają w pamięć, inne są tak kiepskie lub nijakie, że już po kilku tygodniach nie pamięta się ani tytułu, ani fabuły. Żeby nie tracić czasu i nie oglądać drugi raz tego, co nie jest tego warte, działając wspólnie i w porozumieniu na własne potrzeby stworzyliśmy listę obejrzanych dzieł ze szczątkowym zarysem fabuły i subiektywną oceną. Teraz postanowiliśmy ją opublikować. Niewykluczone, że ktoś skorzysta i nie straci czasu na oglądanie czegoś, czego oglądać w naszym mniemaniu nie warto.
Cały wpis

Ile traumy to za dużo traumy

Trigger warning: gwałt. okrucieństwo wobec dzieci i zwierząt

Poniższy materiał zawiera omówienie fabuły następujących powieści:
Malowany Ptak Jerzego Kosińskiego
Małe Życie Hanyi Yanagihary
Ciemno, prawie noc Joanny Bator

Gdyby przyszło nam stworzyć ranking najbrutalniejszych książek, takich epatujących okrucieństwem z każdego rozdziału, to z dużym prawdopodobieństwem wysokie miejsce zająłby Malowany Ptak Jerzego Kosińskiego z 1965.
Cały wpis

Podsumowanie EURO24

Hiszpania wygrała, kurz bitewny już opadł, więc czas zrobić podsumowanie właśnie zakończonych Mistrzostw Europy w piłce nożnej. O swoich nadziejach i oczekiwaniach pisałam wcześniej tutaj. 

1. Nasi nie zawiedli.
Biało-czerwoni pokazali i zrobili dokładnie tyle na ile mógł przed turniejem liczyć zmęczony kibic polskiej reprezentacji. Jako pierwsi odpadliśmy z gry, ostatni mecz jak zwykle grając o pietruszkę. Poza tym zero iskry bożej, zero wiatru w żaglach i drugie od końca miejsce w klasyfikacji generalnej wszystkich drużyn. Jako jedyny plus możemy wpisać ładne garnitury selekcjonera. Zawsze lepsze to niż nic.
Cały wpis

Sodomia i Gomoria – edycja wirtualna

W serię gier The Sims gram od jej powstania, czyli od roku 2000. W tym czasie zatraciłam tysiące godzin na rozmnażaniu wirtualnych ludzików i urządzaniu im wirtualnych domków. Bo dla tych, którzy się nie orientują, głównie na tym ta gra polega. Jest to symulator życia wydawany przez EA Games, który na chwilę obecną doczekał się już czterech odsłon, kilku spin-offów, wersji mobilnej oraz wersji online. Fabuła w poszczególnych częściach jest dość szczątkowa, a wszystko co się dzieje na ekranie zależy głównie od gracza, który dla swoich wirtualnych ludków czyli Simów (od angielskiego słowa simulation) jest bogiem.
Cały wpis

Nim ostatnie pisklę opuści gniazdo…

Było już o dniu ojca to dzisiaj będzie o pewnej matce, ale nie o zwykłej matce tylko o matce roku. Bo gdyby odbywał się taki konkurs to sokolica Wrotka miałaby pewne pierwsze miejsce.

Chyba nie ma użytkownika polskiego Internetu, który w 2024 nie słyszałby choćby przelotnie o rodzinie lubelskich sokołów wędrownych. Ich zawiłe losy porównywane są do netflixowej sagi rodu Bridgertonów. Bo czego tam nie było? Zaginięcie sokolej matki Wrotki, samotny ojciec Czart i zakusy nowej flamy Ziuty, niespodziewany powrót Wrotki do gniazda, tragiczna śmierć Czarta i w końcu na pocieszenie młody kochanek Czajnik. Ale uwaga, bo w naszej sadze mieliśmy nawet wątek związku kazirodczego gdyż Wrotka i Czarta to matka i syn. No mówiłam, że prawdziwa Moda na Sukces!
Cały wpis

Dlaczego rozczarował mnie kanał ZERO?

Kanał ZERO Krzysztofa Stanowskiego hucznie wystartował nieco ponad 4 miesiące temu. Może to jeszcze zbyt krótko by robić jakieś konkretne podsumowania, ale też wystarczająco długo by zauważyć pewne tendencje oraz kierunek w jakim cały projekt zmierza.

Po pierwsze muszę wyjaśnić, że nie jestem i nigdy nie byłam jakąś szczególną fanką Krzysztofa Stanowskiego. Nie raz mnie rozśmieszył, bo po prostu lubię takie lekko chamskie poczucie humoru. U pana Krzysztofa nie ma „bułkę przez bibułkę” a jego akcja z wystawieniem Marcina Najmana pod klubem Rakowa Częstochowa na zawsze przeszła już do kanonu polskich memów. Uważam też, że w swoim dość prześmiewczym, ale i dosadnym stylu poruszył kilka ważnych problemów społecznych jak promowanie prostytucji w mainstreamowych mediach oraz holistyczne scamy oferowane przez różnych współczesnych szamanów. Dużo nieukrywanej radości przysporzył mi też jego materiał o odejściu z Kanału Sportowego. Była to ponad godzina dobrej, ale i pouczającej rozrywki, zwłaszcza dla osoby, która już coś tam w życiu robiła, ale z wielkimi biznesami do czynienia nie miała.
Cały wpis

A ja i tak się cieszę na EURO 2024

Ponieważ do rozpoczęcia Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej pozostało już tylko nieco ponad dwa tygodnie, pozostańmy na chwilę w tematach piłkarskich. Wczoraj nasz selekcjoner Michał Probierz ogłosił powołania do reprezentacji Polski. Mimo clickbaitowych nagłówków na głównych portalach internetowych, obyło się bez większych niespodzianek. Piłkarzy mamy jakich mamy, a trener jak ten krawiec kraje jak mu materii staje. Chyba pierwszy raz odkąd pamiętam w mediach nie ma żadnego „pompowania balonika”, żadnych hurraoptymistycznych przewidywań, w zasadzie o Euro2024 jest bardzo niewiele. Może ma to związek z tym, że Polacy o włos uniknęli blamażu prawie zupełnie kładąc eliminacje, które dla tej drużyny powinny być formalnością. Przegrana z Albanią i remis z Mołdawią przelały czarę goryczy u wielu kibiców do tego stopnia, że zwycięstwo w barażach nie było jakoś szczególnie fetowane. Za to w samym losowaniu grup na turniej właściwy nie sprzyjał nam los tak, że czekają nas starcia z Holandią, Francją i Austrią. W takim układzie sił nikogo nie zdziwią trzy srogie porażki albo ewentualnie jeden wymęczony remis. Jedziemy więc bez specjalnych widoków na dobry wynik i z raczej średnim morale. Przykre o tyle, że będzie to najprawdopodobniej ostatni turniej naszego najlepszego piłkarza od lat Roberta Lewandowskiego. Przykre podwójnie, bo Robert z polską kadrą nie osiągnął w zasadzie nic. Ktoś tu się może oburzyć, że przecież było Euro 2016, ale czy rzeczywiście wyjście z grupy i karne ze Szwajcarią to sukces na miarę najlepszego napastnika świata? Wcześniej było 2012 rozgrywane na naszej ziemi, które zakończyliśmy w bardzo złym stylu po trzech meczach. A później eksperymentalne Euro 2020, które zakończyliśmy również na fazie grupowej, na ostatnim miejscu w tabeli, przegrywając nawet z takim piłkarskim tuzem jak Słowacja. W przypadku Mistrzostw Świata było jeszcze gorzej, bo w 2010 i w 2014 w ogóle się nie zakwalifikowaliśmy na turniej główny a w 2018 w Rosji nie przeszliśmy fazy grupowej. Robert zakończył wtedy grę z niechlubnym wynikiem zero goli i zero asyst. Na ostatnim Mundialu było niby ciut lepiej, bo przynajmniej wyszliśmy z grupy, ale fatalny styl gry i afera premiowa pozostawiły niesmak większy niż niejedna porażka. Ta afera zresztą ciągnie się za całą kadrą do dzisiaj i raczej nie ma co liczyć na jakieś rozliczenie i oczyszczenie atmosfery. Niektórzy nawet twierdzą, że to właśnie ta kwaśna atmosfera i nigdy niewyjaśnione niesnaski zaważyły na fatalnej grze w fazie grupowej.
Cały wpis

Ciekawy przypadek Anny L.

Celebryci jacy są każdy mniej więcej wie. W większości są to ludzie odklejeni od rzeczywistości i żyjący w swoim własnym świecie, którzy jednak nie szczędzą odbiorcom wypowiadania się z mentorskim tonem i poczuciem własnej wyższości na tematy, o których często nie mają najmniejszego pojęcia. Poza tym reklamują rzeczy, których albo w ogóle nie potrzebują (pasta wybielająca zęby przy świeżo założonych licówkach), albo nigdy by nie użyli (szampon drogeryjny o przeciętnym składzie), albo w skrajnym przypadkach w ogóle są typowym szemranym scamem  (szpiegujące aplikacje na telefon). Wiadomo też, że są grupą uprzywilejowaną i na przykład latają sobie na kolejne wakacje podczas gdy reszta społeczeństwa gnije na lockdownie. Dlatego też nie jest dziwne, że co jakiś czas wybuchają kolejne celebryckie dramy generujące tysiące odsłon i niepochlebnych komentarzy. Popularne serwisy plotkarskie organizują nawet coroczne plebiscyty na największą dramę albo na tak zwanego dzbana, czyli kogoś kto odwalił najbardziej w danym roku. Tę ostatnią kategorię najczęściej okupują kryzysowi tatusiowie w typie Antoniego Królikowskiego i Jakuba Rzeźniczaka. Odłóżmy jednak na bok patocelebrytów i ludzi, którzy ewidentnie zasłużyli na ostracyzm społeczny i skupmy się na… Annie Lewandowskiej…
Cały wpis

Czy rzeczywiście nie chcemy oglądać silnych kobiet w kinie?

Kontynuując wątek filmowy, dzisiaj chciałabym się przyjrzeć kobiecym postaciom w popkulturze i temu jak są odbierane przez szerszą publiczność.

Punktem wyjścia niech będą wyniki finansowe produkcji filmowych jakie obiły mi się o oczy kilka dni temu. Otóż wychodzi na to, że największą stratę finansową z 70cioma milionami dolarów na minusie zaliczył film Marvels. Od razu zaznaczę, że samego filmu nie widziałam, bo kino superbohaterskie to nie mój konik, ale nawet jakby był to po druzgocących recenzjach i ocenach na pewno bym go sobie darowała. Fabuła wydaję się dość prosta – trzy kobiety obdarzone supermocami splatają swoje siły by ocalić świat a nawet wszechświat. Ot nawalanka w kosmosie jakich wiele, w dodatku sprofilowana pod kątem młodszego widza, więc co tu mogło pójść nie tak?
Cały wpis

Biedne Istoty czyli o granicach ohydy w sztuce

Ponieważ będzie to mój pierwszy wpis popełniony na tym blogu postanowiłam się przywitać tematem wyjątkowo mi bliskim. Ci którzy znają mnie dłużej z forum pewnie już się domyślają, że będzie to tropienie i piętnowanie zboczeń w przestrzeni publicznej. A tak się składa, że na początku tego roku została mi zaserwowana wyjątkowo duża ich porcja i to tam gdzie bym się tego raczej nie spodziewała, czyli w kinie.

Szanując swój czas i pieniądze do kina chodzę rzadko i to najczęściej tylko wtedy, gdy recenzje są wystarczająco entuzjastyczne. Ale dla Biednych Istot zrobiłam wyjątek, gdyż był to film reklamowany jako jeden z tych, na które warto wybrać się w ciemno a wszelkie recenzje i dyskusje zostawić sobie na po seansie. Tak też zrobiłam, skuszona samym trailerem i wysoką oceną punktową. I chyba tylko opatrzność nade mną czuwała, że nie wybrałam się na to dzieło z rodzicielką, bo takiej ohydy i zgnilizny się zwyczajnie nie spodziewałam. Dawno czegoś tak wstrętnego nie widziałam a już na pewno nie na wielkim ekranie.
Cały wpis