Wczoraj był koniec świata, dziś jest jeden dzień dłużej.
W Polsce znów zabito Prezydenta., Paweł Adamowicz został wczoraj ugodzony nożem na scenie finału WOŚP w Gdańsku. Dziś zmarł w szpitalu. Morderca, szaleniec, czy jak go tam zwał, chełpił się ze sceny swym uczynkiem, był z tego dumny. W 1922 roku, gdy zaprzysięgano Gabriela Narutowicza, szczekała na niego cała Narodowa Demokracja, szczekali politycy, szczekali dziennikarze, szczekała ulica głosami polskich nacjonalistów i faszystów, sławiono na równi świeżo udany zamach stanu we Włoszech Mussoliniego co generała Hallera, w którym skrajna prawica polska widziała przywódcę. Aż, jak pisano w Kurierze Polskim po zamachu na Prezydenta, „płomień do pochodni wyszedł z tej atmosfery nienawiści i gwałtu, którą wytworzyły złe duchy”.