Przychodzi prezes do lekarza, a tam kartka „jeśli kotkowi coś dolega to informujemy, że weterynarze też wyjechali”.
Puste ulice, wiatr stare gazety niesie i liście, nikt nie sprząta ulic, nie zamiata, nie wywiezione kubły ze śmieciami śmierdzą zgnilizną, szczury. Nie jeżdżą samochody, bo nikt nie obsługuje stacji benzynowych, w supermarketach po pierwszej fali rozkradzenia też hula wiatr, czasem przemknie się ktoś z naręczem chrustu z pobliskiego parku, tego parku, z którego zaczęły znikać drzewa gdy zaczęło się robić chłodniej, to grzeją się ci, którym nie starczyło na bilet lub wariaci, którym się wydaje że dobra zmiana ciągle jeszcze przed nimi.
Cały wpis