Żywią y trują

Czy krytykując rząd krytykujący chce, by rządziła opozycja? Czy jest przeciwnikiem PO i zwolennikiem PiS? Niekoniecznie. Bo nie trzeba być zwolennikiem tej czy tamtej partii, by dostrzegać uchybienia, nieprawidłowości, zaniechania i machloje. Można uważać, że równie naganny jest przekręt członka PO, jak i członka PiS-u. Że prawo powinno być jednakowe dla wszystkich, także dla członków partii, polityków oraz ich krewnych i znajomych. Że nie ma znaczenia kto rządzi, ale jak rządzi. Oczywiście żaden rząd w latach dwutysięcznych nie wdrożył żadnej reformy. Ale oni już dziś nie rządzą, więc trudno błędy i zaniechania tego rządu usprawiedliwiać nieudolnością poprzedników.

Chcąc spojrzeć na sprawy bardziej optymistycznie można się pokusić o przeprowadzenie prywatnego dochodzenia. I trzeba obiektywnie przyznać, że ta ekipa ma parę niewątpliwych, autorskich, nie mających precedensu osiągnięć na koncie. Jednym z nich jest reforma oświaty polegająca na objęciu obowiązkiem szkolnym dzieci sześcioletnich. To jeden z nielicznych przykładów, że ten rząd jak już się za coś weźmie, to robi, robi, robi… — Cieszę się, że ustawę udało się przyjąć i że jest „wetoodporna”cieszyła się minister edukacji Katarzyna Hall w styczniu 2009 roku. Dziś, po latach „wdrażania” owej ustawy, podczas których sześciolatki obowiązkowo od września, od września przyszłego roku, nie w tym roku, na pewno w przyszłym roku, za rok, rodzice sami zdecydują czy chcą, Donald Tusk, premier, oświadczył: — Będziemy proponowali, aby w 2014 r. do szkoły obowiązkowo poszły sześciolatki, które urodziły się między styczniem a lipcem (2008 r.), natomiast ta druga połówka sześciolatków (urodzonych od lipca do grudnia 2008 r.) będzie miała ten obowiązek w 2015 r. Czy to nie świadczy dobrze o tej ekipie? Już po czterech latach od przyjęcia wetoodpornej ustawy premier „będą proponowali”!

Niewątpliwym osiągnięciem tego rządu jest poprawa smaku mięsa i jego przetworów. A to dzięki temu, że rolnicy dostali prawo nieograniczonego „uboju gospodarskiego”. To pozwala oprócz solenia zdrową solą wypadową pożywiać się równie zdrową padliną i przeterminowanym, skażonym mięsem. A odbywa się to tak: Najpierw świnia jest wyciągana z chlewika, najlepiej za pomocą powroza. Musi ona stać w miarę spokojnie, aby »ubojowiec« mógł dobrze jej przyłożyć obuchem siekiery. W przypadku gdy za pierwszym razem uderzenie było za słabe, zabieg ten trzeba powtórzyć. Jak już zwierzę jest powalone, podcina mu się gardło. Sikającą z rany krew trzeba zebrać do wiaderka lub miski i dobrze roztrzepać palcami, żeby nie tworzyły się skrzepy i aby można ją było później użyć do wyrobu kaszanki. Teraz już tylko wystarczy oblać tuszę wrzątkiem lub obrobić ją na sucho za pomocą lut lampy. Najlepiej, żeby świnia leżała na drzwiach (wyjętych uprzednio z chlewika), gdyż wtedy łatwiejsza jest dalsza obróbka. Zabiegom tym często przyglądają się dzieci. Dobrze, niech się uczą” (cytat z „Magazynu Przemysłu Mięsnego” za Joanną Solską z Polityki).

Potem z tak humanitarnie i zgodnie z zasadami higieny zaszlachtowanej świni czy krowy powstają pyszne wyroby garmażeryjne. Kontrola weterynaryjna jest w tym przypadku iluzoryczna, bo i z tego wymogu chłop polski został zwolniony. Paragraf trzeci rozporządzenia* wspomina jedynie, że Przy uboju zwierząt na terenie gospodarstwa powinny być spełnione wymagania określone w przepisach. A załącznik do rozporządzenia precyzuje, że Próbki powinny być dostarczone do urzędowego lekarza weterynarii: niezwłocznie po dokonaniu uboju, nie później niż 24 godziny od terminu uboju zwierzęcia, z którego tuszy próbki zostały pobrane. Weterynarz więc na oczy nie widzi zwierzęcia, które „bada”. Nawet gdy okaże się, że zwierzę jest chore, to już dawno może nie być po nim śladu, możne już być rozparcelowane i sprzedane. Że tracą na tym uczciwi? A kiedy uczciwi w tym kraju byli traktowani poważnie? Przecież nawet ministerstwo finansów uważa, że to nie oszust, lecz oszukany powinien ponosić konsekwencje oszustwa i płacić za niego VAT.

Dzięki tym światłym działaniom możemy usłyszeć na przykład, takie oto pokrzepiające wieści: „23 osoby z miejscowości Piaseczno w woj. zachodniopomorskim zjadły wyroby z zakażonego włośnicą mięsa dzika. Wśród nich jest pięcioro dzieci.” Ile ci ludzie, a zwłaszcza dzieci wycierpią, ile będzie kosztować ich leczenie to ani koalicjanta, ani premiera nie obchodzi. Co ma do tego premier, ktoś zapyta. Ano ma. Bo otoczony przez doradców powinien panować nad tym, co się w państwie dzieje. Sprawdzać, czy forsowane przez koalicjanta rozwiązania nie są przypadkiem kryminogenne, nie powodują patologi, nie sprawiają zagrożenia, nie generują kosztów. Do niewątpliwych cudów, jakie udały się tej ekipie można zaliczyć taką oto ciekawostkę: według GUS-u w latach 2009–11 padło w kraju 94.400 dorosłych krów, zaś Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wypłaciła 158.400 odszkodowań. Jedno odszkodowanie to 230 zł. Co na to ministerstwo finansów? Szuka pieniędzy w kieszeniach przyszłych emerytów i tych, którzy jeszcze mają pracę.

Po aferze taśmowej pan premier stwardniał i zodważniał do tego stopnia, że minister rolnictwa, Marek Sawicki, postanowił podać się do dymisji. Po przyjęciu dymisji premier ogłosił buńczucznie, że sam pokieruje resortem, a decyzję w sprawie powołania nowego ministra rolnictwa podejmie po przygotowaniu ewentualnych wniosków personalnych w agencjach rolnych i po ustaleniu „czytelnych zasad postępowania”. Jeszcze dobrze nie skończył zapewniać, że osobiście, że twardo, że odważnie, że wnioski, a już ówczesny wicepremier Pawlak odwołał go ze stanowiska i wskazał kandydata do powołania — Stanisława Kalembę. Nawet pałac prezydencki nie mógł wyjść ze zdumienia gdy się o nominacie dowiedział, ale premier twardo, odważnie i bez szemrania wykonał wolę PSL. Zresztą od dłuższego czasu premier zajmuje się rozwiązywaniem problemów, których sam jest sprawcą bezpośrednio, przez zdumiewające nominacje i awanse i pośrednio przez brak nadzoru. Poza tym ustawicznie coś proponuje, coś obiecuje, coś deklaruje po czym zapomina. Wystarczy wspomnieć wspomnianą wyżej „reformę” szkolnictwa, ale także in vitro, związki partnerskie, górnicze emerytury, PIT dla rolników, energetykę jądrową, decentralizację NFZ, zmianę kodeksu pracy, karty nauczyciela, zniesienie obowiązku meldunkowego, abonamentu telewizyjnego zwanego haraczem…

Tak w skrócie wygląda polityka tego rządu. Niczego nie robić, niczego nie kończyć, problemów unikać lub zamiatać pod dywan. Priorytetem jest święty spokój. Dlatego rząd nie tknie żadnej sprawy, która może poczekać. Dopiero gdy bierność doprowadzi do nieszczęścia i ofiar pan premier jak lew miota się po swoim gabinecie, marszczy groźnie brwi, wydaje groźne pomruki, wspomina coś o odpowiedzialności, twardości i niepopularnych decyzjach, pogrozi, postraszy i… znika. Po czym pojawia się i oznajmia, że w poniedziałek, wtorek, … piątek, styczniu, lutym … lipcu … grudniu, rano, wieczór, po południu, (niepotrzebne skreślić) „podejmie decyzję”. A gdy już nadchodzi ten wyczekiwany moment decyzja, która została podjęta zapiera dech w piersiach. I przeważnie zwala z nóg. Ze śmiechu.

Uzupełniająca lektura obowiązkowa: Joanna Solska: Bój o ubój, czyli Co się dzieje z polskim mięsem, Polityka 23 kwietnia 2013. Miłej lektury i… smacznego!

 

PS. Po raz kolejny PSL pokazało panu premierowi gest Kozakiewicza. I po raz kolejny usłyszymy, że nic się nie stało, koalicji nic nie zagraża, a różnice poglądów są czymś naturalnym.


* Rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi z dnia 21 października 2010 r. w sprawie wymagań weterynaryjnych przy produkcji mięsa przeznaczonego na użytek własny, Dz. U. z 2010 r. Nr 207 poz. 1370

Dodaj komentarz