Zbawianie przez wzbranianie I

Wolność słowa to temat rzeka. Z jednej strony kogo by nie spytać każdy jest jak najbardziej za. Po czym, po chwili zastanowienia, skrobiąc się po głowie dodaje: ‚ale…’ i zaczyna wyliczać wyjątki. Nie wolno mówić tego, nie wolno o tym, nie wolno kpić, wyśmiewać, o tych można mówić tylko dobrze, bo temu należy się szacunek, a tamtemu cześć. Dlaczego? Bo… tak! Ponieważ rozważania wraz z cytatami rozrosły się do nieprzyzwoitych rozmiarów, więc nie pozostaje nic innego jak podzielić je na dwie części. Dziś pierwsza, a jutro dokończenie.

I

Kilka dni temu zwróciliśmy uwagę na problem pewnego portalu, który sam korzystając z wolności słowa innym chciałby ją ograniczyć. Chodziło o posła Jacka Wilka, który zaprosił do sejmu „niemieckiego sympatyka neonazistów i Władimira Putina”. Jeśli ktoś jest sympatykiem, to nie może mieć racji nawet jeśli rozmowa będzie dotyczyć podróży kosmicznych. Po co z kimś takim w ogóle rozmawiać, skoro bezczelnie sympatyzuje? Po co punktować błędy i sprzeczności jego wywodów, dyskutować, wykazywać słabości rozumowania, przekonywać, skoro można pójść po linii najmniejszego oporu i po prostu zatkać mu usta, zabronić, zakazać, zdelegalizować? Gdyby jednak ktoś spróbował w ten sam sposób potraktować, potępić i zakneblować chociażby wspomniany portal, to zainteresowani nie posiadaliby się z oburzenia.

Polska Konstytucja w artykule 54 zapewnia, że

Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.

Z kolei Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej w artykule 11 deklaruje, że

Każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe.

Tyle teoria. W praktyce, jak się okazuje, nie tylko komunistyczne władze miały w zwyczaju jedną ręką dawać, a drugą zabierać. Aby to jakoś uzasadnić wynaleziono tak zwaną „nielegalną mowę nienawiści”. Istnieją bowiem najwidoczniej dwa rodzaje owej mowy — legalna i nielegalna. Jeśli ktoś deklaruje, że nie lubi kanclerz Merkel, to mówi to legalnie, ale gdy powie, że nie lubi Niemców, to nie. Nie przypadkiem te zawiłości tłumaczy to Vĕra Jourová pochodząca z kraju, w którym mowę nienawiści duszono w zarodku, a w 1968 roku nawet wspólnie z sojusznikami. P. Jourová mówi tak: Internet musi być bezpieczniejszy, wolny od nielegalnej mowy nienawiści oraz wolny od treści ksenofobicznych i rasistowskich. Kodeks postępowania okazuje się wartościowym narzędziem szybkiego i skutecznego zwalczania nielegalnych treści. Doświadczenie to pokazuje, że jeśli przedsiębiorstwa technologiczne, społeczeństwo obywatelskie i decydenci ściśle współpracują, udaje się osiągnąć rezultaty, a jednocześnie chronić wolność słowa. Oczekuję, że przedsiębiorstwa z branży IT wykażą się podobną determinacją, pracując nad innymi ważnymi kwestiami, jak np. walka z terroryzmem czy niekorzystne warunki oferowane użytkownikom.

Spróbujmy ten wywód osadzić w nieco innych realiach. Równie wielkim problemem jak mowa nienawiści są substancje psychoaktywne, a naszym celem jest uwolnienie świata od nielegalnych narkotyków. Jak ten cel osiągniemy? Bajecznie prosto. Do akcji zaprzęgniemy producentów i dystrybutorów napojów wyskokowych informując, że „Oczekujemy, że przedsiębiorstwa z branży alkoholowej i tytoniowej wykażą się podobną determinacją, pracując nad innymi ważnymi kwestiami, jak np. walka z narkomanią czy niekorzystne trunki oferowane użytkownikom.” Chodzi o bimber, który także jest szkodliwy. Brzmi absurdalnie? A pomysły unijnych specjalistów od krzywizny banana?

Przez wieki cenzura była zinstytucjonalizowana i znajdowała się w gestii najpierw Kościoła, później państwa. Teraz trzeba uczciwie przyznać, że nawet Orwellowi brakło wyobraźni i nie wpadł na to, że cenzurę prewencyjną można powierzyć prywatnym podmiotom. A może ma to głębszy sens? Politycy bywają skorumpowani, nieuczciwi, z sądami też różnie bywa, a prywatne firmy owszem, będą „walczyć”, ale na swoich zasadach i tak, żeby nie ponieść wymiernych strat.

PRL w konstytucji i deklaracjach odmieniał klasę robotniczą i lud pracujący miast i wsi przez wszystkie przypadki. W preambule można było przeczytać, że

Podstawę obecnej władzy ludowej w Polsce stanowi sojusz klasy robotniczej z chłopstwem pracującym. W sojuszu tym rola kierownicza należy do klasy robotniczej jako przodującej klasy społeczeństwa, opierającej się na rewolucyjnym dorobku polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, na historycznych doświadczeniach zwycięskiego budownictwa socjalistycznego w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, pierwszym państwie robotników i chłopów.

Klasa robotnicza tak doskonale spełniała się w swej kierowniczej roli, że w 1977 roku powstał nielegalny Komitet Obrony Robotników, którego zadaniem była obrona robotników. Czy w Unii nie powinien powstać Komitet Obrony Wolności Słowa? Nie da się człowieka nawet mało inteligentnego namówić do tego, by kogoś ot tak pokochał lub znienawidził, wyszedł na ulicę, został homoseksualistą czy muzułmaninem, zdewastował coś czy namalował. Nawtyka komuś, nawymyśla, zmiesza z błotem, obrzuci inwektywami i dumny jak paw zajmie się swoimi sprawami. Szaleńca, niezrównoważonego psychicznie z kolei namawiać nie trzeba. Posłucha gadaniny polityków i pójdzie zrobić porządek. Gdyby bowiem mowa nienawiści była faktycznie tak groźna jak sugeruje Unia, to w Stanach Zjednoczonych Amerykanie dawno wyrżnęli by się w pień.

Dużo, dużo bardziej groźna od mowy nienawiści jest manipulacja, a z tym poradzić sobie niebywale trudno. Język bowiem ma to do siebie, że można jedno i to samo przekazać na tysiące sposobów. I przemycić ohydną, plugawą — pozostańmy przy tej terminologii — mowę nienawiści w taki sposób, że nikt nie dopatrzy się w niej niczego nagannego. Tak działali konspiratorzy, tak działali satyrycy w czasach minionych. Wszyscy wiedzieli o co chodzi, a cenzor nie miał podstaw do ingerencji.

Na przykład żeby ośmieszyć działania feministek nie trzeba ich wcale obrażać. Wystarczy wymyślić jakąś kontrowersyjną i idiotyczną zarazem akcję, by osiągnąć zdecydowanie lepszy efekt. Choć trzeba przyznać, że nie jest to łatwe zadanie, bo panie potrafią tak dołożyć do pieca, że w zasadzie nie trzeba nic robić, a jedynie cierpliwie poczekać aż same zaczną skakać sobie do oczu, ośmieszać i marginalizować. Tego typu fikcyjną akcję i inne przykłady manipulacji wziął na warsztat portal gazeta. pl. Warto zapoznać się z tym materiałem. Walką z manipulacją, zwłaszcza rosyjską choć nie tylko, Vĕra Jourová zajmować się nie zamierza.

Skoro już o feministkach mowa, to pozostańmy wierni znaczeniu słowa ‚dywagacje’ i wspomnijmy dla porządku, że Dorota Wellman w „Wysokich Obcasach” zastanawiała się swego czasu

Dlaczego kobiety z takim upodobaniem pokazują dupy? Na Facebooku, Instagramie króluje wypięta pupa. W stringach. Goła, przysłonięta tiulem. Umięśniona w legginsach. Wyeksponowana na łożu. Opalona na leżaku. Furorę robią pokazujące pupy kobiety, które znamy tylko z tej księżycowej strony. Bo twarzy już nie pokazują. Można powiedzieć, że znamy się tylko z widzenia z ich zadkami. Pupa Kardashianki wypełnia wiele portali i jest tematem rozlicznych artykułów. Zostaliśmy upupieni.

Jeśli już, to nie „zostaliśmy upupieni”, lecz „zostałyśmy upupione”. Oczywiście ci, którzy zawsze wiedzą kto, kiedy, czym i kogo obraził także i tym razem zachowali czujność. Super Express doniósł komu trzeba, że »Dorota Wellman obraża polskie modelki: Pokazują du*y, A w głowach pusto«. Być może znalazłoby się kilka modelek, które mają na tyle pusto, że poczują się obrażone.  Natomiast wiele dziewcząt i kobiet nie tylko czuje dumę z dupy, ale poczytuje to sobie za zaszczyt, gdy jest podziwiana i doceniana.

Miesięcznik CKM opublikował ranking stu najseksowniejszych Polek na stulecie niepodległości. Otwiera go Katarzyna Figura. Znalazły się w nim także m.in. Doda i Aneta Kręglicka oraz Maria Skłodowska-Curie, czy Barbara Radziwiłłówna. W rankingu nie mogło zabraknąć miejsca dla naszej prezenterki, Klaudii Wiśniowskiej.

Człowiek, a szczególnie kobieta, to nie tylko intelekt, ale i ciało. Można postawić zarzut, że eksponując je kobiety idą na skróty, ale dlaczego powinny się wstydzić jeśli nie mają czego? Intelektu nie widać, a tyłeczek, czy — jak chce Wellman — dupę widać, a czasem i czuć z daleka. Poza tym brak zależności między pięknem ciała i intelektem. Zad jak szafa trzydrzwiowa nie gwarantuje niczego.

Koniec dygresji i części pierwszej. → Część druga.

Dodaj komentarz