Zasady zawieszające znienacka

Władze Uczelni „zawiesiły” swojego uczonego. Dlaczego? Ponieważ nagle i niespodziewanie, w listopadzie br., okazało się, że Prof. Rońda przekroczył normy etyczne obowiązujące każdego nauczyciela akademickiego i pracownika nauki, a także zasady postępowania zawarte w kodeksie etyki pracownika naukowego. Gdy bez mała półtora roku wcześniej udzielał wywiadu Naszemu Dziennikowi wykazując że katastrofa lotnicza nie jest katastrofą lotniczą niczego nie przekraczał.

We wrześniu bieżącego roku, a więc dwa miesiące przed przekroczeniem norm, rektorzy dwóch uczelni, AGH i Politechniki Warszawskiej, wydali oświadczenie, w którym piszą, że Każdy pracownik uczelni ma pełne prawo do formułowania swoich poglądów i opinii, jednak publiczne głoszenie przez naukowców tez niezwiązanych z ich działalnością badawczą nie może być podpierane autorytetem uczelni, na których pracują. Takie postępowanie może bowiem godzić w dobre imię renomowanych instytucji, które są miejscem pracy wspomnianych Panów Profesorów.

Wynika z tego, że rektorzy dwóch poważnych uczelni (Politechnika Warszawska i Akademia Górniczo-Hutnicza to obecnie największe i jedne z najlepiej ocenianych w rankingach uczelnie techniczne w Polsce) nie byli do końca pewni, czy takie postępowanie godzi czy nie godzi. Może godzić, ale może nie godzić. Jednak wywiadu Naszemu Dziennikowy ponad rok wcześniej nie udzielał pan Jacek Rońda, parafianin, lecz prof. dr hab. inż. Jacek Rońda z Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie, kierownik Pracowni Projektowania Materiałów AGH. A sam Rońda nie twierdzi, że mu się wydaje, ale jest pewny: Moje dociekania, jeśli chodzi o analizy prof. Biniendy, dotyczą tzw. zagadnień kontaktowych. Muszę wspomnieć, że na ten temat przygotowałem w 1986 r. pracę habilitacyjną. Pragnę dodać, że jestem absolwentem Instytutu Budowy Sprzętu Mechanicznego (kryptonimowa nazwa Instytutu Uzbrojenia) na Politechnice Warszawskiej. Z tzw. pierwszego wykształcenia jestem balistykiem wewnętrznym, od 1970 roku zajmowałem się między innymi zagadnieniami kontaktowymi, w tym penetracją pancerza przez pocisk, fragmentacją pocisku itp.

Praca uczonego przodującej polskiej uczelni w komisji mającej za zadanie udowodnić płaskość Ziemi nie przynosi ujmy polskiej nauce. Choć profesor przecież — jak chce Komisja Etyki AGH — Wykorzystał swój autorytet naukowy do publicznego wypowiadania się, poza obszarem własnych kompetencji, na temat katastrofy smoleńskiej. Ten autorytet Rońda wykorzystywał od dawna. I od dawna wypowiadał się poza obszarem. Gdzie były wszelkie możliwe uczelniane gremia i rektorzy? Nie czytali gazet, nie oglądali telewizji, nie słuchali radia, odcięto ich od Internetu? Temida jest ślepa. A Atena, bogini nauki i szkolnictwa wyższego?

Kłamstwo musi być uznane — czytamy dalej — za przekroczenie reguł obowiązujących nie tylko każdego nauczyciela akademickiego, ale każdego odpowiedzialnego uczestnika życia publicznego. Jeszcze raz — praca uczonego przodującej polskiej uczelni w komisji mającej za zadanie udowodnić że czarne jest białe to nie kłamstwo, które musi być uznane. Nawet wymachiwanie „dowodem”, którego „nie mogę ujawnić” nie naruszyło stoickiego spokoju władz uczelni. Uczony najwidoczniej musi sam przyznać się do błędu, że blefował, żeby obudziły się gremia i komisje, etycy i etyczki.

A jeszcze na początku października prof. Rońda proroczo odniósł się do stwierdzenia minister nauki Barbary Kudryckiej, że „wypowiedzi ekspertów Macierewicza to prawdziwy atak na powagę polskiej nauki”: Takie stwierdzenie jest ewidentnym nadużyciem dokonanym przez typowego urzędnika państwowego rodem z Platformy Obywatelskiej. To jest hucpa. Czekam na to oskarżenie i na to, że wezwą mnie przed komisję etyki. Po czym dodał: Czuję się osobą prześladowaną. Moje wszystkie telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę.

Mury szacownej krakowskiej uczelni opuścił swego czasu mgr Edward Gierek, który studiował i pracę obronił telefonicznie. Nie można oprzeć się wrażeniu, że niedawno znowu zadzwonił telefon…

 

UAKTUALNIENIE:
Profesor Rońda wydał oświadczenie, w którym informuje, że żaden uprawniony organ, nie przedstawił mi w prawem przewidzianej formie jakichkolwiek zarzutów. Dalej zauważa, że Normy prawa, ale również elementarnej przyzwoitości obowiązujące w cywilizowanych krajach, wymagają, aby to sam zainteresowany, a nie prasa był pierwszą osobą, której prezentuje się stawiane zarzuty. Zaiste, wysokiej klasy musi to być etyka, jeśli zainteresowany z mediów dowiaduje się, że toczyło się w jego sprawie postępowanie i że został ukarany. Jeśli oczywiście nie jest to kolejny blef pana profesora. Z drugiej strony władze uczelni w cywilizowanych krajach nie czekają aż pracownik ośmieszy siebie i uczelnię, ale reagują od razu.

Dodaj komentarz