Zapłać żeby zrozumieć

Radio Tok to nie tylko pierwsze radio informacyjne, ale również pierwsze radio komercyjne, w którym za podcasty trzeba płacić. Oczywiscie tylko słuchacze decydują czy jest za co i czy warto. Sądząc po zniżkach i nachalnych, choć naiwnych, by nie rzec głupich „autopromocjach” chętni nie walą drzwiami i oknami. Także portal mimo, iż jest dostępny za darmo cieszy się coraz mniejszym wzięciem. Zaraz po dobrej zmianie, gdy odeszła p. Wanat i przyszła p. Ceran portal w rankingu najczęściej odwiedzanych polskich witryn znajdował się na 110 miejscu. Dziś jest na 440.

Dwa lata temu z dofinansowaniem firmy Google (w ramach Google Digital News Initiative Fund) opracowano aplikację, „w której słuchacze radia TOK FM mogą nagrać i wysłać do radia swój komentarz w wersji audio”. W sytuacji gdy każdy ma co najmniej jeden telefon ze sobą idiotyzm tego rozwiązania poraża. Ale Google dało się przekonać, wyłożyło kasę i „od poniedziałku, 20 lutego można korzystać z darmowej aplikacji mobilnej „Mikrofon TOK FM””. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie będzie na swoim telefonie instalował śmiecia po to, żeby nagrać wiadomość i wysłać ją uszczuplając limit danych, zamiast po prostu zadzwonić. Dziś „„Mikrofon radia Tok FM” to interaktywna audycja z udziałem słuchaczy. Prowadzący — dziennikarze Radia TOK FM — są tu moderatorami dyskusji na tematy ważne, aktualne, bywa że bulwersujące, zawsze interesujące.” Czyli powrót do korzeni, choć taka formuła omal nie doprowadziła do bankructwa stacji.

Naświetliwszy jedno tło przejdźmy do drugiego. Nie będziemy go szczegółowo naświetlać, ponieważ robiliśmy to wielokrotnie, chociażby tutaj, tutaj, a także tu i tu. W największym skrócie — ponieważ odziedziczona w spadku po minionym ustroju służba zdrowa działała coraz gorzej i drożej, postanowiono dostosować ją do wymogów rynku. Powstały konkurujące ze sobą Kasy Chorych. Towarzysze z SLD czym prędzej je zlikwidowali i w ich miejsce powołali socjalistycznego monopolistę, który — niczym ministerstwo rolnictwa w czasach minionych kontraktacją trzody chlewnej — miał zająć się kontraktacją usług medycznych. Ponieważ w miarę upływu czasu i podnoszenia wysokości składek pieniędzy coraz bardziej brakowało, gigantyczny reformator postanowił podporządkować wymogom socjalizmu i korupcji także rynek farmaceutyczny. Przekonując, że chorzy z nienawiści do władzy pacjenci wykupują tonami refundowane leki, po czym wyrzucają je na śmietnik przeforsował, znowu rękami pozyskanego specjalnie na tę okoliczność towarzysza z SLD, tak zwaną ustawę refundacyjną. Tym samym stworzył podwaliny pod prężnie działającą do dziś „mafię lekową”.

Nigdy w historii ludzkości nie odnotowano przypadku, żeby ludzie nie skorzystali z okazji, legalnie lub nie, zarobienia paru groszy. Najlepszym przykładem jest amerykańska prohibicja równie skuteczna jak walka z narkotykami. Na szczęście trwała zdecydowanie krócej i nie pociągnęła tylu ofiar, bo władza stosunkowo szybko poszła po rozum do głowy. Albowiem najlepiej zarabia się na tym, czego władza zabrania. Oczywiście nie jest możliwe zalegalizowanie wszystkiego, ale im mniej zakazów, tym mniejsze pole działania dla przestępców.

Naświetliwszy tła pora je połączyć w jedną całość. W „Mikrofonie radia TOK FM” Michał Janczura był łaskaw zauważyć, że przez dwa lata, ledwie przez dwa lata, farmaceuci 16 milionów razy zgłaszali do Inspekcji [Farmaceutycznej], że nie mogą kupić leku. 16 milionów razy! Przerwijmy na chwilę słowotok redaktora by zauważyć, że 16 milionów rocznie, to 21.918 dziennie. W Polsce jest około 13.000 aptek (ich liczba po reformie Tuska-Arłukowicza systematycznie spada), czyli każda codziennie wysyłała co najmniej jedno zgłoszenie. Co rok z Polski wyjeżdżają leki warte trzy i pół miliarda złotych — kontynuował epatowanie liczbami redaktor. 57% tego wywozu odbywa się nielegalnie.

Zróbmy mały eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że władza postanowiła w trosce o cośtam cośtam, nieważne co, refundować sprzęt AGD. Uprawnieni dostają specjalne talony wypisywane przez naczelnika gminy względnie proboszcza, a ceny sprzętu negocjuje z producentami właściwy minister. Co się stanie po kilku tygodniach? Nic? Nie powstanie mafia pralkowa, która zacznie nielegalnie wywozić sprzęt zagranicę by tam go sprzedać z zyskiem?

Na szczęście ani redaktorzy, ani słuchacze nie pokalali się myśleniem, więc nikt nie zwrócił uwagi, że mafia lekowa zniknie na drugi dzień po wprowadzeniu zasad rynkowych w obrocie farmaceutykami. Homo sovieticus siedzi tak głęboko, że — podobnie jak w czasach minionych — nikt nie obarcza winą nieudolnej władzy, kuriozalnych zasad, lecz z chęcią utopiłby w łyżce wody tych, którym się chce, którzy korzystając z okazji, z rozwiązań przygotowanych przez władzę, postanowili się wzbogacić. Dawniej handlujących deficytowym towarem nazywano groźnymi spekulantami i walczono z nimi propagandowo tak samo, jak dziś Janczura walczy z ich rynkową odmianą — mafią lekową. Dlatego ani redaktor, ani słuchacze nie wspomnieli o tym, że to, co wyprowadza mafia lekowa to kropelka w morzu korupcji, nepotyzmu i kolesiostwa. Od dawna na przykład mówi się o fałszowaniu leków. Od dawna mówi się o niejasnych kryteriach wpisywania leków na listy refundacyjne. Niedawno prasa ujawniła, że w sprawie leków określonej firmy lobbowała nawet ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce. Jakby tego było mało Ministerstwo Zdrowia na życzenie koncernów farmaceutycznych potrafi podnieść ceny wybranych leków! Idące w dziesiątki miliardów przekręty, manipulacje cenami, dopisywanie leków do listy nie z uwagi na ich właściwości lecznicze, lecz niejasne powiązania ministerialnych negocjatorów ani Janczurze, ani słuchaczom nie spędzają snu z powiek.

Warto przypomnieć, że politycy, z byłym premierem i byłym ministrem zdrowia na czele, przekonywali, że muszą wprowadzić nowe rozwiązania, ponieważ pacjenci wykupują w aptekach leki za grosze, wyrzucają do śmieci, a państwo dopłaca miliardy. Jeśli dziś wywozi się nielegalnie leki za bez mała dwa miliardy, to kto na tym zyskuje? Skarb państwa? Pacjenci? Ile kosztuje kontrolowanie tego wszystkiego, działania służb państwowych? Na to pytanie odpowiedzi w audycji nie ma. Mowa jest tylko o tym, że kontrolerów jest za mało — dawniej było sześciu, teraz jest jedenastu. Hurtowni do skontrolowania jest 550. Pytanie nasuwa się samo: ile powinien zarabiać kontroler, by nie przymykał oczu na nieprawidłowości? Może dowiemy się wkrótce, gdyż kilka dni wcześniej Janczura zastanawiał się wraz ze słuchaczami Czy zarobki w instytucjach państwa powinny być jawne i powszechnie dostępne?

Dla porządku wspomnijmy, że ustawa refundacyjna zaczęła obowiązywać od stycznia 2012 raku, a już w kwietniu (sic!) premier Donald Tusk zapewniał, że

rząd szuka sposobów, aby zapobiec sytuacjom związanym z ograniczeniami w dostępie do leków. Dodał, że dla niego osobiście jednym z najważniejszych zadań jest to, by leki ratujące życie były dostępne dla pacjentów. Jak zaznaczył, często zdarza się, że firmy farmaceutyczne starają się wykorzystać sytuację, by osiągnąć jak największe zyski.

Premier rządu, określanego przez żartownisiów mianem „liberalny”, ma za złe prywatnym firmom, że zamiast, jak socjalizm przykazał, przynosić straty dążą do maksymalizacji zysków! Jeśli niecałe cztery miesiące po przeforsowaniu antyrynkowych rozwiązań zaczyna brakować leków, to znaczy, że ustawa jest wadliwa i wymiernych korzyści być może przysporzy budżetowi, przestępcom, ale na pewno nie pacjentom. I tak się właśnie dzieje — budżet oszczędza miliardy, przestępcy zarabiają miliardy, a pacjenci albo nie mogą kupić leków, bo ich nie ma, albo są, ale za drogie. Przez całe czterdzieści lat komuniści z mozołem, ofiarnie rozwiązywali problemy, które sami tworzyli. Tak więc to nie PiS restauruje komunę w Polsce. PiS ją jedynie umacnia.

Dziś tow. Arłukowicz lata jak z piórem od studia do studia i przekonuje, że zapaść w służbie zdrowia i na rynku farmaceutycznym, do której walnie się przyczynił, to „ich”, czyli PIS-u wina. Owszem, nie robiąc nic PiS także ponosi odpowiedzialność tyle, że niedziałające od początku prawo nigdy nie zadziała, choćby na jednego farmaceutę przypadało czterech nieprzekupnych kontrolerów. Władza ludowa także trwała przy niedziałających rozwiązaniach, winą za braki obarczając spekulantów, kułaków, odwetowców z Bonn, imperialistów amerykańskich, badylarzy, elementy antysocjalistyczne, wichrzycieli, dywersantów, wszystkich, którzy przyszli jej do głowy.

Ponieważ obecny system jest korzystny zarówno dla mafii jak i polityków, a także producentów, więc Janczura będzie mógł poprowadzić niejedną audycję na temat groźnej mafii lekowej, jawności i wysokości zarobków. Byle tylko radio wcześniej nie splajtowało.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Amerykańska ambasador pogroziła rządowi; Albo kupujecie amerykańskie leki albo zrobimy wam kuku. Czy z tzw. ‚wolnych mediów” popłynęło oburzenie, protest, na takie prostackie zachowanie kobieciny? Może ktoś skrytykował rząd, że podkulił pod siebie ogon (jak bity kundel) i sugestie babuliny spełnia?

    Jak zachowuje się niemiecka prasa, gdy następny amerykański prostak rządzi się jaku siebie? Tu jest odpowiedź https://www.dw.com/pl/niemiecka-prasa-o-grenellu-nie-powo%C5%82ano-go-do-sterowania-niemcami/a-47068565

    Rozumiem, że działający Nord-Stream to ubytek pieniędzy w naszej kasie i rozumiem nasz rząd, że protestuje. Ale do takich protestów trzeba mieć wysokiej klasy kadry, a nie jakiegoś  San Escobarowca lub Czpu …coś tam coś tam. Ale jak nie tacy mędrcy, to jest tylko orzeł Suski albo Błaszczak. Gdybyśmy nie byli w NATO lub Unii, to nasi rządzący byliby traktowani jak Białorusin Łukaszenka.

    1. Pewien król kazał wychłostać morze za to, że zatonęły jego okręty. Inny zabił posłańca. I Ty Brutusko dołączasz do grona zasłużonych? To nie kobiecina jest winna, lecz skundlony rząd posłusznie wykonujący polecenia. Gdyby pierwszy list spotkał się ze stanowczą reakcją, to nie byłoby następnych. Nie mówiąc już o tym, że taka korespondencja w cywilizowanym świecie wychodzi na jaw po kilkudziesięciu latach w wyniku pracy historyków. Kraj nie przestrzegający tajemnicy korespondencji dyplomatycznej to dziki kraj, republika bananowa. Potwierdza to konferencja, której żaden szanujący się kraj nie podjął się zorganizować. Obyśmy nie pożałowali lizusostwa i wazeliniarstwa tej żałosnej władzy. O gigantycznym poziomie naszych służb świadczy przypadek p. prezydenta Gdańska. Nożownik z nożem w ręku biegał po scenie, wśród tłumu ludzi przez nikogo nie niepokojony. Dźgnął nożem prezydenta, skakał po scenie z radości i też nikt go nie niepokoił. Ciebie to nie niepokoi?

      1. Używasz nieodpowiednich słów. Mnie to przeraża, tym bardziej gdy ”
        „Wyrażam wielki ból po tragicznej śmierci na skutek zbrodniczego zamachu na Pana Pawła Adamowicza Prezydenta Gdańska. Solidaryzuję się z Rodziną i wyrażam głęboki żal z powodu śmierci Męża, Ojca i Brata” – podkreślił Kaczyński, cytowany przez rzeczniczkę partii.

        Czytaj więcej na https://fakty.interia.pl/polska/news-kaczynski-wyrazam-wielki-bol-po-tragicznej-smierci-pawla-ada,nId,2782730#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
        Czytam teraz książkę o ambasadorze USA w Berlinie w 1933 r. Przerażające co się tam wtedy działo, a pewne analogie, śmierć w Gdańsku i raptem ta „wrażliwość” budzą strach. Chyba zacznę czytać romanse. Tylko jak dać radę je skończyć.
        Brutuska – dobre na ksywkę 🙂
        A babina na ambasadorkę – byle jakość do byle jakości. Płeć nie odgrywa zadnej roli w stosowaniu przemocy do słabszych. Zło jest złem.