Zamienił stryjek…

Dlaczego dzisiejsza sytuacja tak bardzo przytłacza, atmosfera jest tak potwornie duszna, nie do zniesienia? Nawet nie dlatego, że jedna partia przejęła władzę i szarogęsi się nie oglądając się na nic, z nikim i niczym się nie licząc. Takie wpadki w demokracji zdarzają się, a demokracja wychodzi z nich obronną ręką mądrzejsza doświadczeniem, mocniejsza. Problem z polską demokracją polega na tym, że nie ma jej kto bronić. Bowiem żeby uczyć się na błędach, trzeba nie tylko umieć się do nich przyznać, ale także z porażek wyciągać wnioski. A co rozumie na przykład opozycja z obecnej sytuacji poza tym, że PiS jest zły, a ona dobra? Nic, kompletnie i totalnie (dlatego została przez PiS okrzyknięta mianem opozycji totalnej) nic!

Nieznani sprawcy podpalili zagajnik. Władza dostrzegła problem i skierowała podległe służby do akcji. Do działania przystąpiła także opozycja dowodząc, że władza źle się zabrała do gaszenia, wysłała do akcji niewłaściwe służby, bo trzeba było straż pożarną i że w ogóle władza jest be. Na to władza odrzekła, że jak opozycja była władzą, to robiła znacznie gorsze i głupsze rzeczy, więc teraz powinna siedzieć cicho i nie pouczać. Zaś zagajnik sobie płonie sycząc sykiem smolnych szczap, a przy ogniu grzeje dłonie baba, chłop i stary dziad.

Czy takie podejście gwarantuje, że po objęciu władzy przez opozycję cokolwiek się zmieni? Przecież poprzednio słyszeliśmy dokładnie te same „argumenty” tyle, że skierowane pod innym adresem. Co zmieniło się na lepsze zastąpienie PO PiS-em?

Doskonałą ilustracją tezy, że żadnych wniosków z błędów nie wyciągamy jest katastrofa samolotu. Pragmatyka nakazuje zbadać wszelkie okoliczności i tak skorygować procedury, by w przyszłości nigdy do podobnego zdarzenia już nie doszło. Co zrobiono przez 7 lat? Ano dowodzono, że to nie katastrofa, tylko zamach. Zaś kilka dni temu szef MON oznajmił dziennikarzom, że rozmawiał o Smoleńsku między innymi z naczelnym dowódcą sił NATO w Europie, amerykańskim generałem Curtisem Scaparrottim i ministrem obrony Wielkiej Brytanii Michaelem Fallonem. Wydaje się, iż najwyższy czas, by NATO włączyło się do wyjaśnienia tej sprawy, do wsparcia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która w tej materii działa, i uzyskałem taką zapowiedź, zarówno ze strony pana generała Scaparrottiego […], jak i pana Michaela Fallona – oświadczył.

Problem pojawi się oczywiście nie wtedy, gdy NATO się nie włączy, lecz wtedy gdy to uczyni. Ponieważ gdy stwierdzi, że to była zwykła katastrofa, której przyczyną był bałagan, niekompetencja i lekceważące, nonszalanckie traktowanie procedur, polskie władze uznają, że — parafrazując słowa rzecznik rządu o opinii Komisji Weneckiej — „NATO nie odnosi się w sposób merytoryczny do problemu. Jest coraz bardziej paktem politycznym”. Minister zreflektowawszy się w porę oświadczył, że Ani ja o to nie prosiłem, ani się z tym nie zwracałem, ani generał Scaparrotti o tym nie mówił. Za to mówiłem o włączeniu się poprzez przekazanie informacji, jakie NATO posiada, i taka obietnica została potwierdzona przez pana generała.

Innym przykładem potwierdzającym odkrytą wieki temu prawdę, że nie uczymy się na błędach, jest nowelizacja prawa pocztowego. Oprócz innych zmian wprowadza jedną, kluczową z punktu widzenia klientów — znosi możliwość reklamowania niedostarczonych zwykłych, wrzucanych prosto do skrzynek pocztowych listów, pocztówek czy druków. Dlaczego? Bo, jak tłumaczy urzędnik pocztowy, To jest spory problem, bo wystarczy samo oświadczenie klienta, że przesyłkę wysłał i że nie doszła, byśmy byli zmuszeni do wypłaty odszkodowania. Zamiast ustawowo zobligować Pocztę do staranniejszego pilnowania przesyłek, za które pobiera opłaty, całkowicie zwalnia się ją od odpowiedzialności. I to w sytuacji gdy list można wysłać na wiele tradycyjnych sposobów, a także drogą elektroniczną. Korzystanie z usług instytucji, która list dostarcza tydzień, a teraz bezkarnie może go nie dostarczyć wcale, wymaga ogromnego samozaparcia i determinacji.

Uczenie się na błędach wymaga nie tylko uświadomienia sobie faktu ich popełnienia, ale zrozumienia na czym polegały. Do tego potrzebna jest wiedza i doświadczenie. W przeciwnym razie podjete działania mogą pogorszyć sprawę lub doprowadzić do jeszcze większego nieszczęścia.

Pewnego razu pewien baca obudził się rano z twardym postanowieniem, że coś zrobi. Kręcił się po obejściu w poszukiwaniu tego czegoś, aż jego wzrok padł na przewieszającą się przez płot gałąź. Żwawo pobiegł do komórki, wyjął piłę, wdrapał się na drzewo, usiadł na rzeczonej i przystąpił do piłowania. Nagle pracę przerwał mu przechodzący mimo przechodzień:
— Baco! — krzyknął przechodzień.
— A co? — odparł baca grzecznie i zdziwił się, że potrafi.
— Jak dalej będziecie piłować tę gałąź, to spadniecie wraz nią.
— Ot, buc — pomyślał baca i nic nie odrzekł, tylko wymownie puknął się palcem w czoło, po czym rozsiadł się wygodniej, jednak na wszelki wypadek, żeby nie kusić losu, mocniej złapał gałąź i powrócił do przerwanej czynności. Gdy przechodzień zniknął już w oddali, gałąź zaczęła trzeszczeć, a chwilę potem baca rymnął na ziemię jak długi. Rozcierając obolałe miejsca jedną ręką i drapiąc się w głowę drugą mruczał do siebie ze zdumieniem i nieskrywanym podziwem:
— Prorok jaki czy co!?

Dodaj komentarz