Zaledwie około

Mini ster edukacji: W momencie gdy przejmowaliśmy władzę w Polsce zaledwie około 10% szkół miało dostęp do takiego szybkiego internetu. Dziś na rok 2020 ponad 14.000 szkół do szybkiego internetu jest podłączona [oryginalna polszczyzna ministra edukacji narodowej]. Wszystkich szkół, wliczając w to zawodowe, technika i policealne, jest 25.708. Poprzedniej ekipie udało się więc aż 2.500 szkół wyposażyć w szerokopasmowy internet wtedy, gdy stawiał dopiero pierwsze kroki. Tyle, że do nauczania zdalnego nie wystarczy szybkie łącze w szkole, ponieważ uczeń także musi mieć możliwość połączenia się ze szkołą z domu. Poprzednia ekipa to rozumiała, o czym można przeczytać w Narodowym Planie Szerokopasmowym z 2018 roku:

Na przestrzeni ostatnich lat należy dostrzec pozytywny wzrost poziomu pokrycia kraju infrastrukturą szerokopasmową, umożliwiającą korzystanie z usług dostępu do internetu o przepustowości co najmniej 30 Mb/s. Na koniec 2017 roku taką możliwość posiadało 66,7% gospodarstw domowych w Polsce, wskaźnik ten wzrósł zaś o 14,6 punktów procentowych względem danych na koniec 2013 roku, tj. tuż przed przyjęciem przez Radę Ministrów pierwszej wersji NPS.

Mini ster od oświaty narodowej chełpi się więc, że zapoczątkowanego przez poprzedników programu nie tylko nie zarzucono jak wielu innych, ale nawet coś niecoś udało się osiągnąć. Ludzie starsi cieszący się dobrą pamięcią pamiętają, że w podobnym duchu wypowiadał się Władysław Gomułka, pseudonim konspiracyjny Wiesław. Na dzień dzisijszy na jednego rulnika przypada 0 koma 3 traktora, podczas gdy przed wojnom było to 0 koma zero zero siedem — ogłaszał radosne nowiny na kolejnych plenach KC PZPR. Z oficjalnych danych wynika, że startując od zera poprzednie ekipy zapewniły szerokopasmowy internet ponad połowie gospodarstw domowych, a przez 4 lata, z czego ponad połowa przypadła na rządy dobrej zmiany, poprawiono ten wynik nawet nie o połowę, na dwie trzecie.

Dlaczego wyposażanie szkół w szerokopasmowy internet ślimaczy się? Dlatego, że żeby się załapać trzeba się wykazać właściwą postawą. Prawie 20.000 szkół złożyło aplikację i chęć współpracy z ministerstwem cyfryzacji — tłumaczy mini ster. W ramach tego ministerstwo cyfryzacji przekazało także tym szkołom, które uczestniczą w OSE już kilkadziesiąt tysięcy tabletów, one już do szkół dotarły, a mam informację od pana ministra Zagórskiego, że dodatkowe 40.000 laptopów będzie mogło być przekazane polskim szkołom, tym, które uczestniczą w ogólnopolskiej sieci edukacyjnej. Będzie mogło być 40.000 laptopów, jest 25.000 szkół, więc będzie mogło być niewiele ponad półtora laptopa na szkołę. Będzie mogło zakręcić się w głowie od nadmiaru szczęścia!

Dlaczego informatyzacją szkół nie zajmują się szkoły, ich władze i organa założycielskie, lecz instytucje państwowe centralnego szczebla?  Idiotyczne pytanie. A dlaczego maseczki u instruktora narciarskiego czy respiratory u producenta motolotni kupowało ministerstwo zdrowia, a nie na przykład Agencja Rezerw Materiałowych czy same szpitale? Owszem, teoretycznie można dać pieniądze szkole lub samorządowi i niech się martwią jak je najrozsądniej wydać, ale co z tego będzie miał urzędnik? Dlatego żeby szkoła mogła zostać podłączona do internetu najpierw należy ją podłączyć do programu. Aby to uczynić w pierwszym rzędzie w formularzu zgłoszeniowym trzeba wskazać „osoby niezbędne do efektywnego funkcjonowania OSE”. Gdy wszystkim formalnościom stanie się zadość

Rozpoczyna się proces podłączenia szkoły do OSE, który potrwa maksymalnie 6 miesięcy.

Dotąd internet rozwijał się niejako sam z siebie, państwo mu w tym nie przeszkadzało, a gdzie się dało nawet ułatwiało i pomagało. Dobra zmiana nie byłaby dobra, gdyby spraw nie uregulowała i nie wtłoczyła wszystkiego w stare, znane z poprzedniej epoki koleiny, tworząc narodowego monopolistę. W specjalnie wysmażonej na tę okazję ustawie z dnia 27 października 2017 r. o Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej czytamy, że

Art. 4. Operatorem OSE jest Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa – Państwowy Instytut Badawczy.

Firma prywatna, operator telefonii komórkowej oferujący także dostęp do szybkiego internetu, dba o zyski, więc stara się zapewnić wysoką jakość usług i zasięg praktycznie wszędzie. Jeśli nie zapewni, zapewni jego konkurent i zgarnie mu klientów. Państwowy monopolista nic nie musi.

Art. 6. W przypadku gdy warunki techniczne istniejącej infrastruktury telekomunikacyjnej nie pozwalają na świadczenie usługi spełniającej parametry, o których mowa w art. 5 pkt 2, minister właściwy do spraw informatyzacji, po zasięgnięciu opinii Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, na wniosek operatora OSE, zawierający:
1) uzasadnienie braku możliwości świadczenia usługi spełniającej parametry, o których mowa w art. 5 pkt 2, oraz
2) wskazanie maksymalnych parametrów usługi, której świadczenie jest możliwe – może zezwolić na świadczenie usługi niespełniającej parametrów określonych w art. 5 pkt 2 na czas określony, nie dłuższy niż 12 miesięcy.

Oczywiście PiS nie byłoby sobą, gdyby preferowanego monopolisty nie wyłączyło spod działania prawa i nie zapewniło bezkarności. W tym celu do przepisu mówiącego o tym, że operator OSE  może wykorzystywać istniejącą infrastrukturę „z zachowaniem zasady równego traktowania i uczciwej konkurencji oraz otwartej, przejrzystej i niedyskryminującej procedury uzyskiwania dostępu do tej infrastruktury lub korzystania z usług transmisji danych” dodano przepis mówiący, że korzystać może, ale na własnych zasadach.

Art 8. 1a Operator OSE może korzystać z infrastruktury telekomunikacyjnej należącej do jednostek samorządu terytorialnego prowadzących działalność […] lub korzystać z usług transmisji danych świadczonych przez te jednostki bez zachowania procedury, o której mowa w ust. 1.

Gdyby ktoś miał wątpliwości, że chodzi o pieniądze, to wyzbędzie się ich po zaznajomieniu się z artykułem 18 rzeczonej ustawy, w którym mowa o finansowaniu. Z roku na rok dotacja rosła, by od 2022 roku wynosić 164 miliony zł.

Art. 15. 1. Maksymalny limit wydatków budżetu państwa przeznaczonych na wykonywanie zadań wynikających
z niniejszej ustawy wynosi w:
1) 2018 r. – 13 000 000 zł;
2) 2019 r. – 77 000 000 zł;
3) 2020 r. – 129 000 000 zł;
4) 2021 r. – 138 000 000 zł;
5) 2022 r. – 164 000 000 zł;

Nagle w ustawie z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 pojawił się art 58, a w nim punkt trzeci mówiący o tym, że

3) w art. 15 w ust. 1 pkt 3 otrzymuje brzmienie:
„3) 2020 r. – 179 000 000 zł;”.

Ni stąd ni zowąd 50 milionów więcej. Mimo to nadal bez mała połowa, ponad 10.000 szkół nie ma dostępu do szerokopasmowego internetu i — co wynika z „Harmonogramu podłączeń” od maja nie podłączono ani jednej! Niezrozumiałe jest w tej sytuacji dlaczego opozycja rżnie głupa udając, że nie zna powodu, dla którego rząd rękami i nogami broni się przed nauczaniem zdalnym względnie hybrydowym. Na wiosnę kraj był sparaliżowany, ludzie spanikowani, więc mało kto miał głowę by sprawdzać, a i nie było zbytnio jak, czy zdalna edukacja to przypadkiem nie jest fikcja. Teraz szydło wylezie z worka błyskawicznie obnażając poziom zaniedbań i niekompetencji.

Przywoływanie cudzych dokonań w sytuacji, gdy nie ma się własnych jest bardzo niebezpieczne, bo łacno można wyjść na durnia. Rządowe wsparcie dla szkół w Gdańsku to jeden termometr i 130 tysięcy maseczek oraz, dzięki wsparciu Wydziału Rozwoju Społecznego i Straży Pożarnej, 7,5 tysiąca litrów płynu dezynfekcyjnego. Szkół w Gdańsku jest około 400. Wypada po 325 maseczek i niecałe 18 litrów płynu.

Dodaj komentarz


komentarzy 10

  1. Przypomnę z PRL sprawę sznurka do snopowiązałek. Teraz akurat jest czas żniw, to mi się przypomniało. Na północy kraju żniwa są później niż w innych regionach. Wróćmy do snopowiązałek. Niewielu młodych wiedziałoby co to za maszyna/urządzenie. Ale kiedyś bardzo ułatwiało i usprawniało żęcie zboża.Snopowiązałki były przydatne tylko w sytuacji, gdy był do nich sznurek do wiązania snopków.

    O ilości produkcji sznurka decydowały władze centralne. Na skutek rządzenia niemot z awansu, co roku sznurka brakowało. i co roku rozpisywały się o tym gazety. Czy trudno było policzyć potrzeby sznurkowe, gdy znana była ilość hektarów obsianych zbożem, ilość snopowiązałek? A może wtedy do władzy centralnej nie docierały te dane? A może po prostu ktoś nie potrafił liczyć? A może „z terenu” spływały zbyt małe zamówienia? A może….. tak zawsze wygląda zarządzanie centralne nieudaczników?

    Gdyby miliardy wydawane na 500+ były rozumniej spożytkowane, to każde dziecko w Polsce miałoby swojego laptopa albo swój komputer. Poza tym nauczyłoby się jeszcze pływać, byłoby kilka razy w teatrze, zwiedziłoby może muzeum, byłoby na szkolnej wycieczce, dostałoby strój sportowy i albo ganiałoby za piłką, grało w siatkę, ćwiczyłoby jakieś sporty walki.

    Poza tym nauczyłoby się angielskiego w mowie, zobaczyło cuda fizyki na jakichś zajęciach, itd.

    Jednak gdy władza centralna rządzi jak rządzi, to symbol braku sznurka jest codziennością. Dotychczas obwiniali za swoją głupotę i brak umiejętności,wiedzy, byłego premiera Tuska. Teraz ujadają na Trzaskowskiego.

    Czy suweren zgodziłby się na moje (tylko przykładowe) propozycje? Zdecydowanie nie! Bo wtedy nie byłoby na ochlaj po wypłacie 500+, na kupno jakiegoś grata udającego auto, na wyjazd rodzinny nad morze, gdzie potrzeby fizjologiczne załatwia się do piachu blisko plaży. Nie po to dostali 500+ by korzystać i wydawać dar Jarka na w-c.

    Czy mogą dziwić troje niewidy * niby ministra od siedmiu boleści? By mądrze robić lub mówić wymaga to wiedzy, pewnego wysiłku intelektualnego, danych i rozumienia zdarzeń. tego niby minister sobą nie reprezentuje, niestety

    Dowcip z netu: Zalewska – min.edukacji: Dlaczego nie kazałeś zakładać maseczek na twarz?  Piontkowski: Jeśli przeżyli twoją reformę, to byle covid ich nie ruszy.

    *troje niewidy – (staropolszczyzna) – dziwy, niestworzone rzeczy, trzy po trzy

      1. Myślę, że ani od Troi ani od Trójcy. Po prostu słowo, które zniknęło dawno temu. Jak tysiące innych słów.

        Na pański fawor wielu liczy, nawet famurały zrzuci. 🙂 – A tych wśród pisich, kleru musi być sporo.

        Fawor – poparcie,  łaska;  famurały- spodnie,kalesony
        p.s. Z dawnymi Polonusami trudno byłoby się dogadać. Każda mowa ma jeszcze swoją melodykę, akcentowanie. Ale dla mnie jest ciekawa.
        Babcia czasami używała słów, ktore uważałam za gwarowe. A to była tylko staropolszczyzna.

          1. Mam książeczkę niewielką Biernata z Lublina (wyd.2003r) „Żywot Ezopa Fryga”, na końcu której jest słowniczek. Są tam cud słowa: wczesność – przyjemność, wygoda. więc -pewnego razu; wiła – błazen; odejmować – bronić; obłuda – widmo, straszydło; cudnie – grzecznie; krzywy – winien; kupia – kupno; prawie – prawidłowo; pry -powiada,mówi; prza – sprzeczka, dysputa

            Dogadać się można byłoby tylko na migi. Bierant z Lublina (1460-1529)

            1. Najbardziej kreatywna jest młodzież. I zawsze starsi narzekają na wprowadzane przez nią zmiany. W młodości dostrzegałem różnice między przedwojenną polszczyzną a współczesną. Dziś chciałem sobie przypomnieć „Obłok Magellana” Lema i nie zdzierżyłem tej siermiężnej polszczyzny.

              1. Janusz Przewoźny był historykiem sztuki i dyrektorem Muzeum Pomorza środkowego. Dzięki niemu została w nim zgromadzona kolekcja obrazów Witkacego. To tak wstępem. Ten historyk, to była osoba (jedyna taka osoba), która nie miała nikogo sobie równego w przepięknym mówieniu po polsku. Przewoźny mógł mówić o wozie drabiniastym i słuchało się tej mowy z zachwytem. Melodyka mowy, brak wstawek eee, he, yyy, itp czyniły wypowiedź nadzwyczaj ciekawą. Artykuły Przewoźnego były ciekawe, ale nie były porywające jak jego wykłady.

                Są wybitni aktorzy przepięknie wygłaszający swoje kwestie, ale gdy mówią swoim a nie jakiegoś autora tekstem, to na ogół nie jest już tak pięknie.

                Skąd to moje zainteresowanie starymi słowami? Wszystko to „wina” historii Pomorza. Śladów dawnych Pomorzan trzeba szukać w nazwach geograficznych miast, wiosek, rzek.

                Największy lewy dopływ Wisły w jej dolnym biegu to rzeka Brda.

                Brda została odnotowana w dokumentach pisanych w XIII wieku jako Dbra, co oznaczało kiedyś ‛dół, jamę, dolinę, wąwóz’, później ‛dolinę z wodą’. Podobne znaczenie miał w języku staropolskim wyraz debrza – ‛zarośnięty, wypłukany i pogłębiony wodą wąwóz’.

                Niedługo będzie 80 lat zamieszkiwania Polaków na Pomorzu, a ciągle brak opracowań historycznych na wysokim poziomie dot. tej ziemi. Osobiście uważam, że zamiast obecnej Pomorze nazwy wschodniej części tej krainy powinna być ona opisywana jako Kaszuby ze względów historycznych chociażby.

                A co do czytania książek napisanych po 1945 r to mam podobne odczucia. Nie przechodzą. Jest kilka wyjątków jak np. Chrobry  5t. Antoniego Gołubiewa.