Zagoń ich do roboty, panie!

W czasach zdawać by się mogło bezpowrotnie minionych szczucie i szpiegowanie ludzi było na porządku dziennym. Sam tow. Władysław Gomułka, ps. Wiesław osobiście potrafił takiego Michnika czy innego Jasienicę, wrogów ludu, wymienić z nazwiska podczas przemówienia adresowanego do towarzyszy i obywateli. Paweł Jasienica był tak groźnym wrogiem władzy ludowej i ludu pracującego miast i wsi, że nie można go było spuścić z oka nawet gdy spał. Dlatego szpiegująca go agentka zaangażowała się dużo bardziej niż nasz sławny agent Tomek i wzięła z nim ślub. Kroniki milczą, czy w sprawozdaniach pomijała pewne szczegóły stosunków jakie od tej pory łączyły pisarza ze Służbą Bezpieczeństwa, czy nie ukrywała niczego. Oczywiście Jasienica nie mógł niczego publikować, jego książki zniknęły z księgarń.

Innym zaszczutym przez władzę ludową był Jerzy Zawieyski. Jego winą było wzięcie w obronę pobitych przez milicję studentów biorących udział w strajku na wiosnę 1968 roku. Jako poseł wystosował interpelację w tej sprawie. To nie spodobało się władzy, która nie przebierała w środkach by niewygodnego parlamentarzystę uciszyć. Pozbawiono go mandatu, szykanowano, znieważano. W rezultacie dostał wylewu krwi do mózgu, a podczas rekonwalescencji w szpitalu zupełnie przypadkiem i całkowicie samodzielnie „wypadł z okna”. Kilka lat później Stanisław Pyjas, także zupełnie sam, przez nikogo nie wspomagany „spadł ze schodów”. A jeszcze później ksiądz Popiełuszko nieomal się utopił, ale na nieszczęście dla władzy wyszło na jaw, że został w bestialski sposób zamordowany.

Kolejną ofiarą systemu była profesor Zofia Kolbuszewska. Pani profesor miała czelność stanąć w obronie  dyrektorki teatru, która wulgarnym mianem określiła nowo wybranego Sekretarza Generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. W wyniku rozpętanej nagonki dyrektorce groziło pozbawienie stanowiska i szykany prawne. Kolbuszewska, za to, iż zamiast potępić i odsądzić od czci i wiary podpisała list przeciwko zamiarowi odwołania dyrektorki, została zmuszona do rezygnacji z funkcji prodziekana, co jednak nie zadowoliło niezadowolonych domagających się surowej kary. Bowiem wykładowca uniwersytecki według nich musi posiadać właściwe poglądy, a nie wiedzę i umiejętności. Po roku 1968 wielu wybitnych uczonych straciło pracę. Że straciła na tym polska nauka i studenci, których kształcili bierni, mierni, za to wierni wykładowcy? I co z tego?

Czy coś te przypadki wyróżnia spośród wielu innych, mniej spektakularnych? Przecież to żadna nowość, że totalitarny system boi się niezależnie myślących, nie toleruje poglądów innych niż zgodne z oficjalną propagandą. Totalitarny system, totalitarne metody. Tyle, że przypadek dyrektorki Teatru Ósmego Dnia Ewy Wójciak to nie zamierzchłe czasy totalitaryzmu, tylko teraźniejszość. P. Zofia Kolbuszewska teraz na własnej skórze doświadcza jak wygląda w praktyce zapisana w konstytucji wolność głoszenia poglądów i przekonań. W XXI wieku bowiem każdy ma nad Wisłą prawo głośno występować w obronie pedofila w sutannie, opowiadać, że katastrofa to zamach, oskarżać własny rząd o zdradę i krew na rekach, ale nie ma prawa stawać w obronie szykanowanych z powodu braku czołobitności.

Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że po 1989 roku wolności nie odzyskała Polska, ale Kościół. Nikt, oprócz niego, nie doczekał się kompleksowego, ustawowego rozliczenia krzywd. Nikomu, oprócz niego, nie zrekompensowano utraconych ziem, majątku, niesprawiedliwości. Przy czym nie należy zapominać, że straty, krzywdy zwykłych obywateli były realne, a nie wyimaginowane. To co stało się po ’89 roku nie miało precedensu. Oto jedna instytucja stała się państwem w państwie, niezależnym, wyjętym spod działania prawa, konstytucji, nie liczącym się z interesem kraju. Wszystkie postulaty, żądania posłusznie spełnia jeśli nie parlament, to rząd, jeśli nie władza centralna, to lokalna. Każda zaś krytyka, nieśmiała próba ograniczenia nieposkromionego apetytu i żądzy władzy spotyka się z histeryczną reakcją środowisk, z którymi znowu jest moc. Wybór kardynała Jorge Mario Bergoglio zwrócił zaś uwagę na niemiły fakt, że reżim, za którym stoi kościół jest równie krwawy jak ten, za którym nie stoi.

To tłumaczy dlaczego dzisiaj reaguje się równie histerycznie na zniewagi pod adresem papieża, jak dawniej reagowało się na zniewagi pod adresem genseka KPZR. Ci sami ludzie, lub ich potomkowie, którzy z gorliwością utrwalali władzę ludową, dziś utrwalają władzę katolicką. Czy można jednak mieć im za złe? Czy można ich potępiać? Przecież to nie chłopi organizowali powstania i ginęli w nich. To nie chłopi byli rozstrzeliwani, mordowani w obozach. Im było wszystko jedno, kto ich uciska, byle nie przesadzał. Gdy komuniści umożliwili im awans społeczny skorzystali z niego i dziś tworzą tak zwane elity — wykształceni w socjalistycznych szkołach i na socjalistycznych uczelniach wypranych z wykładowców niezależnie myślących, uważają się za sól ziemi. Tej ziemi. Jednak wieki niewoli, knuta robią swoje. Potrzebę posiadania pana, czucia bata na plecach mają zapisaną w genach. Nie rozumieją wolności i boją się jej. Stąd tęsknota do władzy „silnej ręki”, wiara w wodza, który złapie za mordę i zrobi porządek z jednej strony. I rozpamiętywanie w nieskończoność klęsk i pogromów z drugiej. Bo klęska to podświadome spełnienie — ktoś „miał odwagę” złapać za mordę i „zrobić porządek”. Z tego punktu widzenia prawdziwym bohaterstwem jest przegrać i zginąć, a nie zwyciężyć i przeżyć

Na razie sytuacja jest patowa. Ma rację pan premier Donald Tusk, gdy mówi, że jeśli naprawdę ktoś w Polsce sądzi, że celem wspólnoty narodowej czy społeczeństwa jest radykalne przyspieszenie rewolucji obyczajowej, to stawia nietrafną diagnozę. Wybrani przez apologetów silnej reki apologeci silnej reki muszą mieć suwerena nad sobą, bo inaczej nie potrafią. Bez znaczenia czy w Moskwie, czy w Waszyngtonie, czy w Watykanie. Stąd tak skwapliwe składanie uszu po sobie, gdy ktoś tupnie nogą — gdy górnicy zrobili kipisz pod kancelarią premiera natychmiast dostali co chcieli. Kolejne rządy rządzą tak jak rządzą nie zawsze dlatego, że brakuje kompetencji i chęci, ale knuta, który zagoni do roboty, zmusi do działania. By daleko nie szukać — w ciągu pięciu lat rząd ledwie kilka razy, pod przymusem, dokonał jakichś bardziej radykalnych, choć bezmyślnych, działających na niekorzyść budżetu lub obywateli ruchów.

Ci, którzy cieszą się, że o niektórych sprawach już „się głośno mówi” jeszcze poczekają na zmiany. Bo żeby je przyspieszyć trzeba ruszyć się z domu, zagłosować lub w inny sposób zastąpić miękkich, uległych posłusznych rabów ludźmi niezależnymi, myślącymi, mającymi wizję i wiedzę, którzy potrafią poprowadzić kraj dla dobra obywateli, a nie swojego. Jak władze Korei Południowej, które wspierały naukę, wiedzę przekształcając mały, zacofany, biedny kraj w potęgę liczącą się w świecie.

Dodaj komentarz