Żadnych opinii przypadkowych słuchaczy!

Portal na:temat zdradza kulisy dobrej zmiany jaka miała miejsce dawno temu w pewnym radio. Otóż

Ewa Wanat po dziewięciu latach przestaje być redaktorem naczelnym Radia TOK FM. Ta zaskakująca dla całego środowiska wiadomość to wynik przekształceń w Agorze. – Z redakcją rozstała się dziś nie tylko moja szefowa, ale także przyjaciółka – mówi Łukasz Grass, jej zastępca. Miejsce dotychczasowej naczelnej zajmie związana wcześniej z Radiem Zet, właścicielka firmy PR Kamila Ceran.

Kilka lat później portal na:temat ujawnia kolejny pikantny szczegół:

Jeśli kogoś zastanawia, dlaczego brakuje relacji live, odpowiedź brzmi: Nowi polityczni reporterzy nie umieją ich robić. Zresztą te byłyby niebezpieczne. Materiał na żywo jest trudny do zmanipulowania. A program opiera się właśnie na manipulacji lub, jak ironizuje zwolniony dyrektor, magicznym myśleniu.

To tłumaczy także dlaczego z anteny zniknęła satyra. Chociażby rewelacyjny Klub Komediowy, który dziś śmiało mógłby konkurować z telewizyjnym „W tyle wizji”. Nawet podcasty usunięto.

Na szczęście dla satyry portal na:temat w porę określił dość starannie jej granice, naginając znaczenie wyrazu, ale w szczytnym celu. Poza tym kogo dziś obchodzi co dany wyraz znaczy, skoro dziennikarz mu wszystko poda na tacy? Powie co należy o sprawie myśleć, wyjaśni dlaczego ktoś obraził i kogo itp.

Dlatego tylko żarty nie mogą przekraczać granic, bowiem wyobraźnia redaktorów, którzy potrafią sobie wyobrazić gwałt dokonany na kobiecie wiszącej dwa metry nad podłogą, jest nieograniczona. A z gwałtu, nawet takiego, którego nie było, żartować nie wolno! Dzięki twardej i niezłomnej postawie ludzi twardych i niezłomnych bohaterowie skandalu zrozumieli gdzie są granice. Podcast został skasowany natychmiast, Betlejewski zniknął z anteny na dobre, a Łasiczka unika kontrowersyjnych tematów oraz trzyma się z daleka od satyry. Wszyscy zyskali.

 

Uwaga! Wszelkie skojarzenia faktów nie mających ze sobą nic wspólnego są wytworem wyobraźni i nie mają z rzeczywistością nic wspólnego.

Dodaj komentarz


komentarzy 7

  1. Stworzono świat wirtualny, gdzie słowo nie ma już swojego dawnego znaczenia. Dam tylko jeden przykład: galeria.

    rzeczownik, rodzaj żeński
    (1.1) szt. kolekcja dzieł sztuki, np. w muzeum
    (1.2) szt. miejsce, w którym prezentuje się i sprzedaje dzieła sztuki
    (1.3) hand. kryty dachem pasaż handlowy
    (1.4) teatr. najwyższa kondygnacja widowni w teatrze; również publiczność ją zajmująca
    (1.5) archit. długi balkon biegnący wewnątrz lub na zewnątrz budynku
    (1.6) archit. przejście łączące dwa budynki lub dwie części jednego
    (1.7) zbiór jednostek, przedmiotów charakterystycznych, odznaczających się osobliwymi cechami
    (1.8) długa reprezentacyjna sala w pałacach z XVII i XVIII w., oświetlona z jednej strony rzędem wysokich okien i łącząca dwie grupy pomieszczeń albo dwie części budowli
    (Wikipedia)

    Jak widać słowo ma wiele odniesień. Dla mnie to są te związane ze sztuką. Jednak obecnie galeria jest tylko handlowa, bywa galeria tatuaży, galeria kwiatów. Sklepom nadano inne znaczenie, taki wyższy wymiar kulturowy. Tylko prostak chodzi do sklepu. Ten lepszy kupuje w galerii, ale nie dzieła sztuki, tylko majtki, torebki, dżinsy. Czepiam się? No, czepiam się, ale takich nowych znaczeń, nowych słów, które mają na celu zwiększenie konsumpcji, jest pełno. Bo nie jest ważna jakość, zdrowotność, ważna jest sprzedaż. A że koszt jaki ponosi społeczeństwo czyli epidemia niezakaźnych chorób jak cukrzyca typu 2, alergie, choroby skórne, uodpornienie na antybiotyki jest mało ważny. Interes się kręci.

    Dam przykład jabłek, które bardzo lubię. W mediach pokazała się informacja, że paskudne Ruskie nie chcą naszych jabłuszek. O ich paskudności rozpisywano się długo. Jednak nigdzie nie napisano co tym jabłkom zarzucają te Ruskie. Co w nich jest niedobrego?

    A sprawa wygląda tak: Kiedyś pryskano by motylek nie zapaskudził jabłuszka i nie wylągł się w nim robal. brrrr… Opryskano, ale spadł deszcz i oprysk trzeba było powtarzać. To dodano do oprysków chemię, która powoduje, że woda oprysku nie zmywa. Dawne mycie jabłek nie pomoże. Porady sugerują aby jabłko umyć najpierw w wodzie zakwaszonej otem, potem w wodzie z rozpuszczoną sodą, a potem opłukać pod bieżącą wodą. Ma to pomagać. No, trzeba to robić zgodnie z instrukcją? Tylko kto te „głupoty” czyta? „Zadajemy sobie wtedy pytanie: czy trzeba pryskać drzewa owocowe? Odpowiedź jest prosta: tak, ale tylko wtedy gdy jest to zupełnie konieczne, czyli gdy liczebność szkodników jest znaczna bądź gdy roślina jest tak mocno porażona chorobą, że nie da sobie rady bez naszej pomocy.”

    Tak „na wszelki wypadek ksiądz ma gosposię”, hodowca daje hormony, antybiotyki do pokarmu, a sadownik opryskuje… opryskuje… Kto będzie winny? Oczywiście Rusek, bo nie Polak, który jest dobry katolik i nic mu nie wolno zarzucać. A co z kontrolami badającymi jakość i zdrowotność produktów? No, właśnie, co? Czemu dziennikarz o to nie zapyta? Proste, nie ma pojęcia o co pytać.

    W PRL by zostać dziennikarzem należało skończyć jakiś kierunek studiów, potem dwuletnie studia dziennikarskie. By dziennikarze wiedzieli co, jak pisać oprócz spraw politycznych – bo te miały kierunek wyznaczony. Teraz wystarczy najlepsza szkoła medialna i te szkoły trochę gorsze.

      1. Te wszystkie „zmiany”, „nowe dobro” itp. banialuki to nie są jakieś opracowania po przemyśleniach. To hasełka życzeniowe, to bzdury niekaralne (Duda i kredyty we frankach), a bałagan w prawie, możliwościach realizacji porządku prawnego. To coraz więcej przekrętów. Wystarczy kilkukrotna deklaracja o sile swojej wiary i hulaj dusza… prawo takiego nie obowiązuje. Drań złapany na gorącym zdarzeniu, np. przywłaszczeniu, kradzieży, wrzeszczy, że to nagonka polityczna.

        I tak wielu uchodzi bezkarnie to co uchodzić nie powinno. W gadkach wynoszenie się nad bałagan, przekupstwa w Rosji i na Ukrainie. W realu minimalna różnica.

          1. Młodzi – poniżej 45 lat – trzymają się pracy, spłacają kredyty złotówkowe, nie wierzą politykom, starają się wychowywać dzieci, a polityce, problemom państwa; mówią, że to ich nie dotyczy. Po raz kolejny „nie dadzą się wydymać”. Na wybory nie idą, bo nie widzą polityka, który ma pomysł na to by Polska ruszyła z kopyta.

            Niektórzy z nich chodzili na wybory jako kontra przeciw PIS. Osiągnięciem po 1989 r jest zniechęcenie Polaków nie tylko do polityki, ale do wszystkich obszarów życia. Jazgot, bełkot jest tak wielki, że ludzie naprawdę mają dość.

            Rosjanie i Ukraińcy byli zbyt długo ludźmi sowieckimi, by mogli szybko oswobodzić się z nawyków, niepełnej wiedzy, demagogii. Ich czas na wolność, to jedno pokolenie dłużej niż osiągną ja Polacy.

            Jestem wieczną optymistką i staram się dostrzegać dobre strony. Ale już mi się nie chce. Nie chce dyskutować na TOK.fm, bo to nic nie daje. Strasznie oklapłam. Ale tu zaglądam 😉 Myślę, że przed Polakami dopiero trudne czasy.

            A jeśli chodzi o różnice między Polakami, Rosjanami i Ukraińcami, to uważam, że wschodni Słowianie mieli mimo wszystko trudniejszą historię niż my. Jest w nich swoiste nie oczekiwanie na polepszenie losu.

            1. Nie mogę zrozumieć idei jaka przyświecała twórcom naszej demokracji, która kazała jedną z najgorszych możliwych ordynacji wyborczych dopisać do konstytucji. I pewnie ani się nie dowiem, ani nie zrozumiem. A dzięki temu mamy dokładanie taką samą sytuacje jak za komuny — mamy wybory, ale nie mamy wyboru. Bo nie wyborcy decydują, czy skompromitowany polityk pojawi się znowu w sejmie, tylko lider partyjny. Do jest nadal demokracja socjalistyczna.