Zadeptywanie piękna

Ruchome piaski

To nie jest pustynia afrykańska. To ruchome wydmy nad Bałtykiem, przesuwające się z zachodu na wschód. Zasypują drzewa, zasypały domy, a potem je odkryły.

Ruchome piaski leżą między dwoma jeziorami. Gardno i Łebsko. Przed wojną łączył je kanał przebiegający przez niewielkie jeziorko Dołgie. Już w latach 50-tych był w znacznym stopniu zarośnięty. Siedząc na wydmie tyłem do Bałtyku można spoglądać na najwyższą górę (kiedyś wydmę) Rowokół. W czasach pogańskich była miejscem spotkań religijnych. Kiedyś stała tam wieża triangulacyjna, dziś wieża widokowa. Widać z niej i Bałtyk i trzy wymienione jeziora i wydmy i lasy.

Mogło to być w 1962 r. Siedziałam na wydmie po rannym spacerze od Gardna, przez kanał do jeziora Dołgie, a potem do Łeby. Chodzenie po wydmach jest uciążliwe. To tam wtedy zobaczyłam raj na Ziemi. Gdy na zdjęciu pokazano tłumy spacerowiczów , pomyślałam z żalem, że raj jest zadeptywany. Piękno tej przyrody można odebrać tylko w spokoju i ciszy. A na wydmach tłumy jak na Marszałkowskiej. Dotyczy to wszystkich miejsc, które chcemy zachować dla potomnych. Także tego w Słowińskim Parku Narodowym.

I powstaje pytanie, czy zezwalać na tłumne chodzenie po cudach przyrody, czy je ograniczać i nie zadeptywać. Gdy są ludzie, to na 100% zostają po nich śmieci.

To be or not to be.

 

p.s. Pisałam kiedyś o grupie narodowościowej, o Słowińcach, którzy zostali wyrzuceni ze swoich siedzib po II WŚ przez Polaków. Setki lat wytrzymali prześladowania. Polacy okazali się najlepszymi ciemiężycielami.

Dodaj komentarz


komentarzy 7

  1. Czy piękno stanie się mniej piękne jeśli przespaceruje się po nim więcej osób? Jeśli w lesie jest mrowisko, czy to dziwne, że wokół jest pełno mrówek?

    Po rafach koralowych nikt nie łazi. A mimo to człowiek nawet będąc daleko dał im radę. Z Gazety:

    Wszystko wskazuje na to, że niesamowitym zwierzętom, które budują te oazy na oceanicznych pustyniach, jest za ciepło.

    Światowy zasięg zjawiska bielenia koralowców potwierdziła właśnie amerykańska Narodowa Agencja Badania Oceanu i Atmosfery (NOAA). Według jej prognoz epidemia obejmie ok. 38% raf we wszystkich oceanach i zabije koralowce żyjące na powierzchni przeszło 12 tys. km kw., czyli na terytorium równym ok. 3% powierzchni Polski.

    Niby nie tak dużo, ale pokrywające ledwie 1% dna oceanicznego tropikalne rafy koralowe są jak oazy na pustyni. Bez nich oceany i morza byłyby w zasadzie martwe.

    Od jaja do rafy

    Koralowce wykluwają się z jaj składanych tuż przed pełnią księżyca. Każda świeżo wykluta larwa jest już zaopatrzona w zooksantelle, symbiotyczne jednokomórkowe glony. Dostaje je od mamy, podobnie jak my swój mikrobiom (to jest bakterie i grzyby, których życiodajną dawkę otrzymujemy, przechodząc przez drogi rodne naszych mam i pijąc ich mleko).

    Zooksantelle są krytycznie ważne dla koralowców, bo dzięki fotosyntezie zapewniają im aż 75% energii!

    Koralowa larwa ma więc już „na pokładzie” elektrownię. Co więcej, w trzech czwartych składa się z tłuszczu, dzięki czemu nie musi od razu polować – bo koralowce są drapieżne i jak już zaczną, to nie przestają jeść. – Mogłyby pożreć nawet człowieka – uważa badająca je dr Anne Cohen z Instytutu Oceanograficznego w Woods Hole w USA. – Niektóre tak się nażerają, że aż wybuchają z przejedzenia.

    Trzeciego dnia larwa znajduje sobie wygodne miejsce na rafie (zbudowanej z innych koralowców i ich obumarłych przodków, po których zostały tylko wapienne szkielety), zakotwicza się i zaczyna prowadzić osiadły tryb życia poważnego polipa. Dzięki parzydełkom chwyta przepływające obok ryby, zooplankton, skorupiaki czy mięczaki (przypadek zjedzenia człowieka, uspokajamy, jeszcze się nie zdarzył). Po kilku tygodniach mały polip jest już na tyle dojrzały, że zaczyna się rozmnażać przez pączkowanie, a potem także płciowo.

    Wcześniej jednak rozpoczyna prace budowlane przy swoim szkielecie. Jego zalążek – mały kryształek – też otrzymuje od mamy. Potem, czerpiąc z wody morskiej jony wapnia i jony węglanowe (głównie z pływających w niej odchodów ryb), nakłada na niego kolejne warstwy węglanu wapnia. Rośnie.

    Rafa koralowa powstaje powoli przez setki i tysiące lat. Tworzące ją koralowce współpracują ze sobą. Często te mieszkające bliżej powierzchni morza przekazują produkty fotosyntezy tym żyjącym niżej. Czasem koralowce ze sobą wojują, np. ostrzeliwują się parzącymi kolcami.

    Gołe korale

    Choć – jak już mówiliśmy – tropikalne rafy koralowe pokrywają tylko 1% dna oceanu, to mieszka na nich aż jedna czwarta organizmów morskich!

    Nam wydaje się, że morza tętnią życiem, ale w większości są martwe. Szczególnie dotyczy to ciepłych wód tropikalnych. Życie grupuje się tylko w niewielu rejonach oceanu – tam, gdzie prądy morskie wynoszą z dna składniki organiczne i mieszają je z dobrze natlenioną wodą powierzchniową. Albo tam, gdzie rafy koralowe tworzą fundament dla całych ekosystemów.

    Nic więc dziwnego, że rafy tropikalne zapewniają całemu światu aż jedną dziesiątą ryb. Dzięki nim wiele krajów może też zarabiać na turystyce. Rafy żywią, ale także bronią, bo chronią wybrzeże przed niszczycielskimi uderzeniami fal. Dlatego wartość raf ekonomiści szacują na kilkaset miliardów, a nawet na kilka bilionów dolarów rocznie.

    Stąd epidemia bielenia koralowców jest tak niepokojąca.

    Co się właściwie z nimi dzieje?

    Koralowce bieleją, bo zrzucają z siebie kolorowe zooksantelle, które – przypomnijmy – zapewniają im aż trzy czwarte energii. Gołe koralowce mogą przez jakiś czas przetrwać, ale są o wiele słabsze i bardziej narażone na choroby, ataki drapieżników (polipy to przysmak dla pewnego gatunku rozgwiazd) czy zanieczyszczenie oceanu ludzkimi ściekami. Jeszcze groźniejszy staje się dla nich coraz bardziej kwaśny odczyn wody morskiej (ocean kwaśnieje, bo pochłania dwutlenek węgla, który my pompujemy do atmosfery), z powodu którego mają kłopoty z budowaniem swoich wapiennych szkieletów.

    Dlaczego jednak zrzucają żyjące z nimi w symbiozie glony?

    Naukowcy uważają, że koralowce robią tak, bo otaczająca je woda morska staje się zbyt ciepła. A w tym roku ocean jest rekordowo gorący.

    Czarne prognozy

    Częściowo to nasza wina, bo podgrzewa go wywołane przez nas globalne ocieplenie. Ale swój udział w podgrzewaniu oceanu mają także siły przyrody. W tym roku na Pacyfiku rozbudowuje się potężne zjawisko klimatyczne El Nino. Dlatego wody powierzchniowe w rejonie równikowym i wschodnim największego oceanu świata są obecnie nawet o 5° C cieplejsze od normy. Bardzo prawdopodobne, że w najbliższych miesiącach będziemy mieli do czynienia z najmocniejszym El Nino w historii pomiarów.

    NOAA podkreśla zresztą, że poprzednie globalne epidemie bielenia raf koralowych wybuchały właśnie wtedy, kiedy pojawiało się El Nino, czyli w 2010 i 1998 r. To drugie ciągle jest uznawane za rekordowe. Uczeni szacują, że umarło wtedy aż 16% raf koralowych świata.

    Muszą być jednak także jakieś inne powody, na pewno przelała się jakaś czara koralowej goryczy, bo przecież nie każdy rok z El Nino oznaczał bielenie raf na całym świecie. A w 2010 r. El Nino było dość umiarkowane.

    Zalążki obecnej epidemii było widać już w zeszłym roku. – To nas właśnie niepokoi, bo zapowiada się, że potrwa ona jeszcze kolejny rok – mówi dr Mark Eakin z NOAA. I dodaje: – Z powodu obecnych globalnych zmian klimatu nawet niewielkie El Nino potrafi wyprowadzić koralowce z równowagi i spowodować epidemię bielenia. Jeśli będą się one powtarzać, rafy nie będą miały czasu na zagojenie ran.

    Wymieranie raf koralowych to – oprócz wzrostu poziomu morza i wzrostu intensywności ekstremalnych zjawisk pogodowych – jeden z najgorszych prognozowanych efektów globalnych zmian klimatu.

    PRZYRODĘ MOŻNA PRZELICZYĆ NA PIENIĄDZE
    Agencja Programu Ochrony Środowiska ONZ na zlecenie BBC Earth opracowała „Indeks Ziemi”, który pokazuje, ile światowa gospodarka „zarabia” co roku na zwierzętach:
    Koralowce (ryby, turystyka) – 6 bln funtów;
    Pszczoły (zapylanie) – 106 mld funtów;
    Bobry (magazynowanie wody) – 500 mln funtów;
    Sępy (usuwanie padliny) – 1,6 mld funtów.

    1. Trochę jeździłam w czasie urlopów. Wielu zwiedzających jest znudzonych, zirytowanych, że „zwiedzają” jakieś tam…. niby dziwa. Zaskakuje jak mało zwiedzających zadaje pytania przewodnikom. W efekcie przewodnik jest znudzony, zwiedzający też.

      Ruchome wydmy oglądałam, gdy turystyka była tu w powijakach, a zwiedzających jak na lekarstwo. I nie mam nic przeciwko zwiedzaniu, ale jakże często widziałam obojętność na widziane cuda. To po co chodzić?

      Zaskoczył mnie tłok, ale raczej był do przewidzenia, gdy w malutkiej wiosce Rowy u ujścia rzeki Łupawy (wpada do jez. Gardna i kanałem wpływa do morza), stoją domy wypoczynkowe. Stało się nowocześnie, co nie znaczy, że ładniej, ciekawiej.

      Wzdłuż brzegów polskiego Bałtyku buduje się coraz więcej. I robią to nie tylko Polacy. Niedługo niezagospodarowany brzeg zobaczy się tylko na filmie. Nie tylko Puszcza Białowieska jest dobrem narodowym. Inne parki także. Kiedyś zobaczyłam w lesie, a nie w zoo – rysia. Czy taka, często zbyt głośna grupa dostrzeże jakieś zwierzę, choćby lisa lub zająca, które uciekają przed hałasem?

      A Park to nie tylko wydmy.

      p.s. Przepraszam, ale wpisałam niewłaściwą nazwę jeziora. Powinno być Łebsko a nie jak wyżej. Dodam, że jezioro Łebsko i Gardno i inne jeziora wzdłuż brzegów Bałtyku były kiedyś zatokami. Prądy naniosły piasek i tak stały się jeziorami,a  rzeki napełniły je wodą.

      1. Proponuję niewłaściwą nazwę jeziora poprawić na właściwą, żeby wpis nie wprowadzał w błąd. Co do narzekań – jeśli Jasia nikt nie uczy wrażliwości, nie tłumaczy na czym polega piękno, na co zwracać uwagę, to skąd Jan ma to wiedzieć? Stąd piękny wydaje mu się stumetrowy Jezus czy tupolew z betonu. Kawa na ławę, bo symboliki przecież nie zrozumie.

        Jeśli chodzi o piękno piaszczystych plaż, wysp i wydm, to niestety, morze może zapukać do wielu domów dużo wcześniej niż się spodziewamy. Na Grenlandii lód zaczął się gwałtownie topić. Temperatura z dnia na dzień (dokładnie z niedzieli na poniedziałek tydzień temu) skoczyła z -20°C do do +5°C. Gdy zaś spojrzeć na mapę najlepszą sytuację pod względem liczby ludności skazanej na zalanie w wyniku podnoszenia się poziomu mórz ma Rosja…

        Więcej na temat anomalii klimatycznych tutaj, a także tutaj.

        1. Łebsko i Gardno były kiedyś zatokami, a na ich południowych brzegach pozostały wysokie wydmy. Na szczycie jednej stoi kościół w Gardnie.

          Na zniknięcie opisywanych terenów może mieć wpływ stałego wznoszenia się Skandynawii, a opadania brzegów południowych Bałtyku. Na zachodzie Pomorza jest miejscowość Trzęsacz. Na wysokiej skarpie pozostała tylko jedna ściana kościoła, który kiedyś był ponad 3 km od brzegu.

          Jeśli chodzi o zmiany klimatyczne, to trwają cały czas niezmiennie. Na początku naszej państwowości zakonnicy przywieźli winorośl, która uprawiana dawała wino. Potem klimat oziębiał się, by w XVI wieku Bałtyk zamarzał i można było saniami dotrzeć z południa Bałtyku do Skandynawii. Pomysłowi ludzie stawiali na morzu budy, w których serwowano ciepły napitek lub takową strawę.

          Potem robiło się coraz cieplej. Teraz jakby przyspieszyło, ale kto wie jakie kataklizmy spotkają Ziemian niedługo. Trzęsienia ziemi w Azji, w Ameryce Południowej – kociołek gotuje się, pokrywka może się unieść, tylko czekać wybuchów wulkanów.

          p.s. Nie tylko Rosja ma dobra sytuację. Chiny też i wszystkie inne górzyste kraje na różnych kontynentach.
          Dodam, że nazwa Grenlandia powstała niedługo przed powstaniem Polski

          1. Wszystkie zjawiska atmosferyczne do zaistnienia potrzebują energii. A ciepło to energia. Dlatego obserwujemy coraz gwałtowniejsze burze, porywiste, huraganowe wiatry, tornada tam, gdzie dotąd ich nie było itp. Człowiek spowodował, że ruszyła lawina i u podnóża góry deliberuje co zrobić, by ją zatrzymać. Ci co mieszkają trochę dalej nie wierzą w żadną lawinę, a łoskotu udają, że nie słyszą. Paradoksalnie Rosjanie mogą rozwiązać problem prowokując globalny konflikt. Radzę spakować walizki i w razie czego wiać w góry.

            1. Bliżej by było do gór skandynawskich.;-) O siebie nie boję się. Mam za sobą życie. Ale synowie… wnuczęta słodkie… dalsza rodzina… sympatyczni znajomi… Gdy myślę o tym, co może być, jest mi smutno.

              Pierwsza WŚ należała do chemików, druga do fizyków, a do kogo będzie należeć następna? Może do biologów, a zapasy broni są w odpowiedniej ilości zgromadzone. Ci co przetrwają będą mieli do wzięcia nieuszkodzone domy, pieniądze w bankach, za które nic nie kupią, bo od kogo? Wtedy nawet niewolników nie będzie. Samemu trzeba będzie o papu postarać się.