Z(a)bytek

Wszyscy podniecali się mniej lub bardziej i z wypiekami na twarzy oczekiwali na „podsumowanie 100 dni rządu”. Podsumowania dokonał sam pan Premier, dzięki czemu było bezstronne i obiektywne. No i dowiedzieliśmy się tego samego, co już przerabialiśmy wielokrotnie w przeszłości – że my chcieliśmy dobrze, ale nam nie wyszło.

Od jakiegoś czasu wszystko wskazuje na to, że p. Premier stracił kontakt z rzeczywistością. A po ostatnich wyborach dodatkowo uwierzył, że nie ma alternatywy, poczuł się mesjaszem, zbawcą i bóg wie czym jeszcze. Stąd tupanie nogą, stąd chęć postawienia na swoim za wszelka cenę. Przy czym nawet nie byłoby w tym nic złego, gdyby działaniom towarzyszyła jakaś wizja sięgająca dalej niż doraźne łatanie budżetu.

Bo co rząd ma do zaproponowania na przykład w związku ze zbliżającym się Euro 2012? Zaostrzenie kar. Wzmożenie kontroli. Monitoring. Zakaz chodzenia w burkach i kapturach. Swoją drogą Bóg to jednak głupio urządził. Człowiek ma tylko jedno życie i żyje niecałe sto lat. To wiąże ręce i zawęża pole manewru naszym prawodawcom. Dzięki bogu jeszcze parę lat takiej radosnej twórczości i Kodeks Karny zostanie radykalnie uproszczony: za dowolne przewinienie – dożywocie. A jak się uda przekonać resztę Europy do wartości chrześcijańskich – kara śmierci.

Ale są w kraju takie obszary działalności ludzkiej, w których przepisy stają w obronie przestępców. Mało – wręcz nagradzają łamiących prawo! Jednak w tym przypadku nikogo nie powinno dziwić, że  akurat ten stan rzeczy nie spędza snu z powiek walczącym o „tożsamość narodową” prawdziwym Polakom. Według nich bowiem ta „tożsamość narodowa” to nie język przodków, dla nich obcy, to nie tradycja, którą sprowadzili do obrzędów kościelnych, ani tym bardziej pamiątki po przodkach, zwane zabytkami. O czym mowa? Prosto i zwięźle wyjaśnił to pan Andrzej Kubik, wojewódzki konserwator zabytków z Wrocławia: Obecnie prawo jest tak skonstruowane, że nagradza przestępców. Zgodnie z ustawą ten, kto umyślnie doprowadza do zniszczenia zabytku, może być ukarany nawet więzieniem. Problem polega na udowodnieniu działania umyślnego. Zabytki niszczeją, jeżeli nie prowadzi się w nich prac konserwatorskich. Właściciele tłumaczą się zaś brakiem pieniędzy, więc nie działają umyślnie na szkodę zabytków. Prawo nie bierze pod uwagę też innych sytuacji, np. choroby właściciela, braku środków lub złej woli. Mieliśmy już przykład, że rozwód właścicieli doprowadził jeden z naszych zabytków do ruiny.

Z kolei: Według ustawy o gospodarce nieruchomościami można wywłaszczyć właściciela jedynie za odszkodowaniem. Rzeczoznawcy, ustalając jego [odszkodowania] wysokość, biorą pod uwagę ceny rynkowe gruntów i nieruchomości. Cenę np. za pałac obliczają na podstawie jego kubatury. Mimo zrujnowania zabytku jego obecna wartość rynkowa jest wiele razy wyższa niż kilka lat temu, gdy go sprzedawano. Środki na wywłaszczenie musi zapewnić wojewoda. Tylko skąd ma wziąć kilka milionów złotych na wykup ruiny?

W ten oto prosty sposób państwo pozbywa się problemu, jaki przysparzają starocie, które w większości są bezużyteczne, nie wiadomo co z nimi zrobić, a ich utrzymanie kosztuje krocie. Co innego zabytki sakralne i inne przedsięwzięcia tego typu. Na to zawsze pieniądze w budżecie muszą być, bo to przecież nasza tradycja. Po co nam zamek z XII wieku? Zajazd? Sukiennice? Po co nam jakiekolwiek świadectwa przeszłości? Najważniejsze – i tego powinni prawdziwi Polacy pilnować – by nasze zabytki przypadkiem nie dostały się w obce ręce. Jak by to wyglądało, gdyby polski zamek kupił i odrestaurował jakiś Niemiec, podczas gdy sąsiedni rujnuje polski patriota?

Dodaj komentarz