Wystarczy zabronić kraść

Motto:

Twórca tworzy w znoju, trudzie,
Raz na trzeźwo, raz po wódzie —
Do chodzenia w sławy chwale
Niepotrzebny talent wcale.

Światowej sławy artyści, tacy jak Alicja Majewska, Andrzej „Piasek” Piaseczny, Zbigniew Namysłowski, Urszula Sipińska, Natalia Nykiel i wielu innych podpisało się pod petycją do polskich europarlamentarzystów by ci zagłosowali za przyjęciem unijnej dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Okazuje się bowiem, że artyści tracą na piractwie i jedynym sposobem na to, żeby nie tracili jest zabronić, zakazać, zdelegalizować oraz karać, surowo karać. Jak taki jeden z drugim zapłaci kilka tysięcy lub pójdzie siedzieć, to odechce mu się ściągania piosenek, a nawet kupowania płyt i chodzenia na koncerty i wszyscy będą szczęśliwi. Jest jednak jeden kłopot. Twórca, to — jak samo miano wskazuje — ktoś, kto coś tworzy. Czy stojącego w przejściu podziemnym młodego człowieka, akompaniującego sobie na gitarze i śpiewającego piosenki Włodzimierza Korcza do słów Andrzeja Waligórskiego czy Andrzeja Sikorowskiego można nazwać twórcą? A przecież różnica między nim a chociażby Alicją Majewską polega tylko na skali. On gra i śpiewa w przejściu podziemnym, a ona nagrywając płytę robi to samo w studio tyle, że bez gitary. Co im można ukraść?

Popularny sprzęt typu mini wieża często wyposażony jest w funkcję ‚karaoke’. Za pomocą specjalistycznych filtrów z utworu wokalno-instrumentalnego w czasie rzeczywistym usuwany jest głos wokalisty, a słuchacz może do gotowego, oryginalnego podkładu śpiewać sam. Pytanie: kogo okrada, kto i kiedy? Wokalistę wtedy, gdy usunie jego głos z oryginalnego nagrania, czy autora słów gdy śpiewa je sam? Na dodatek prawa autorskie to najlepszy i jak dotąd jedyny dowód na istnienie życia pozagrobowego. Zarówno słowa, jak i muzyka chronione są przez całe życie twórców i wieku trzy ćwierci po ich śmierci. Innymi słowy kogo okradnie adept sztuki wokalnej, który ściągnie sobie z internetu piosenki Alicji Majewskiej, usunie z nich wokal i sam zaśpiewa? Alicją Majewską? A jeśli zamiast ściągnąć z internetu nagra sobie te same utwory z radia? Albo wejdzie na któryś z dość licznych serwisów z muzyką, posłucha i wywali z grajlisty?

Nieżyjący już muzyk, Kurt Hauenstein, rozumiał to, czego nie rozumie wielu jego kolegów po fachu. To mianowicie, że ci, których twórczości nikt nie „kradnie” po prostu nie istnieją: „When they stop pirating your music, you know you’re dead” (Gdy przestaną piracić twoją muzykę, to jesteś martwy). Światowej sławy twórcom i ich mniej znanym koleżankom i kolegom wydaje się, że jeśli wprowadzi się obostrzenia prawne, to słuchacze i widzowie rzucą się do sklepów i kas. Tłumaczy to za pomocą twórczej polszczyzny Maria Sadowska, wokalistka, kompozytorka, reżyserka i producentka: Chodzi o szacunek między ludźmi. Nie ukradniesz rolnikowi kartofli, bo poda cię do sądu — powie, że go okradłaś. Ale wszyscy okradają artystów i jest OK.  Oznacza to po pierwsze, że rolnik jest mądrzejszy od wokalistki, kompozytorki, reżyserki i producentki razem wziętych, bo nie szlocha, że go wszyscy okradają, tylko podaje do sądu złodzieja. Po drugie okazuje się, do czego artystka przyznaje się dobrowolnie, że sama jest zamieszana w proceder, ponieważ nie zastrzega, że „wszyscy z wyjątkiem mnie”. Wszyscy to wszyscy. Ona też.

Kompozytor Jarosław Siwiński zwraca uwagę, że „każdy film, każda piosenka, każdy spektakl teatralny, powstał ogromnym nakładem pracy”. Przy czym jest rzeczą oczywistą, że tylko filmy, piosenki, spektakle teatralne powstają ogromnym nakładem pracy. a już na przykład spektrometr masowy czy wielki zderzacz hadronów nie. Prawda jest bowiem taka, że wyłącznie twórcy ciężko i — co należy podkreślić z całą mocą — uczciwie pracują. Czasem ich wysiłek jest tak wielki, że staje się widzialny, słyszalny, a bywa, że i odczuwalny. Niestety, trudno im współczuć uświadomiwszy sobie, że ich twórczość chroniona bywa przez grubo ponad 100 lat, zaś genialny wynalazek podlega ochronie lat ledwie 25, a i to pod warunkiem, że wynalazcę będzie stać na pokrycie wszystkich kosztów związanych z ochroną patentową.

Szczytem naiwności, jeśli nie głupoty jest sądzić, że wszelkiej maści ciężko pracujące beztalencia zarobią miliony dzięki regulacjom prawnym. Już i tak pobierany jest haracz na ich rzecz od wszelkich nośników, kopiarek, papieru itp. Poza tym prawa autorskie regulują głownie prawo kopiowania — copy right, w którego posiadaniu znajdują się głównie wydawcy i to do nich, a nie do twórców trafia gros zysków.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Czy praca wybitnego specjalisty lekarza jest twórcza?
    Czy praca wybitnego specjalisty informatyka, który daje nam poczucie bezpieczeństwa tworząc ograniczenia dla różnej maści złodziei, jest twórcza?
    Czy praca architekta, który inspiruje innych architektów jest twórcza?
    Czy praca kucharza, który tworzy ciekawe, czasami prawie arcydzieła smaku, jest twórcza? 
    Czy twórczość kreatorów mody, naśladowana potem przez miliony odtwórców, jest twórcza?
    Itd ….. itp…..

    Czy oni będąc inspiracją dla wielu innych naśladowców otrzymują za to dodatkowe gratyfikacje finansowe?

    Ale co ja tam wiem, co rozumiem……

    1. Przecież nie chodzi o żadne prawa żadnych twórców tylko interesy wąskiej grupy zarabiających na prawie do powielania cudzej twórczości miliony. Warto poszukać wywiadu z Lennonem, jak dziwił się gdy usłyszał od dziennikarza, że zarobili miliony. Owszem, wytwórnia już zarobiła miliony, Beatlesi nie. Prawa do ich twórczości wygasają za kilkadziesiąt lat.

      Paul McCartney napisał dziesiątki przebojów, ale do większości z nich nie ma praw. Prawa do piosenek, które wraz z Johnem Lennonem pisali należały do Nothern Songs – firmy założonej przez Briana Epsteina, menadżera zespołu. Podział zysków przedstawiał się następująco: McCartney i Lennon po 20%; Biran Epstain 10%, a 50% Dicka James – współzałożyciel kierujący wydawnictwem – i jego partner Charlesa Silver. Już z tego widać, że twórcy mieli mniej niż wydawca i producent. W 1965 w celu optymalizacji podatkowej Northern Songs został przekształcony w spółkę akcyjną. W 1969 Silver i James sprzedali swoje udziały spółce ATV Music za półtora miliona funtów. Beatlesi nie mieli pojęcia o transakcji. John Lennon dowiedział się o niej z gazety podczas miesiąca miodowego po ślubie z Yoko Ono i poinformował McCartneya. 15 lat później ATV wraz z prawami do piosenek Beatlesów wykupił Michael Jackson za 47,5 mln dolarów. Trzeba zapytać „twórców”, chętnie oskarżających wszystkich o kradzież, w jaki sposób takie prawo zabezpiecza ich interes? Bo trudno oprzeć się wrażeniu, że dali się wmanewrować i występują w roli pożytecznych idiotów.

      1. Jest potwierdzenie mojego przypuszczenia — to SĄ pożyteczni idioci. Dowód: audycja „Kultura osobista” i rozmowa z twórcami. Oni naprawdę wierzą, że molochy typu youtube będą im godziwie płacić, a nie po prostu usuną całą ich „twórczość” i z portalu i z wyników wyszukiwania i tyle. Poza tym prawo piszą prawnicy. A dużych stać na zatrudnienie najlepszych. PiS też obiecywał małym, że po reformie handlu ich zyski zwiększą się, a tu guzik.

      2. O braku podstawowej wiedzy, o rozeznaniu chociażby w przepisach ZUS też pojęcia nie mają. Może nie z głupoty, a ze zwykłej chciwości? Przecież co jakiś czas ktoś tam użala się „taki/taka artystka, a ma tak maleńka emeryturę” A to jakie składki – taka emerytura.

        Rozumiem kogoś początkującego, kto nie ma pieniedzy, ale gdy odnosi się sukces, warto skorzystać z wiedzy prawnika. Dobrego prawnika. Zresztą zawsze warto z takiej porady skorzystać.