Wystarczy grosza podsypać

Portal oko.press postanowił podzielić się ze swoimi czytelnikami teorią spiskową i nieprawdziwą informacją, czyli fake newsem. W tym celu opublikował artykuł pod wielce wymownym tytułem »Ludzie umierają w poczekalni na SOR. I będą umierać, bo taką mamy ochronę zdrowia. Bez żadnej przesady«. Dwa lata temu opisaliśmy przygody bacy na SOR-ze, czyli Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Było to możliwe tylko dlatego, że schorzenie nie było śmiertelne i baca przeżył.

Zanim przejdziemy dalej cofnijmy się w czasie do czasów minionych. Lata siedemdziesiąte. Rolę pierwszego sekretarza KC PZPR odgrywa Edward Gierek, a w radiu króluje ABBA i Dwa plus 1. W dużym mieście na południu Polski liczącym około 500 tysięcy mieszkańców są cztery w pełni wyposażone przychodnie przyszpitalne oraz trzy bazy pogotowia ratunkowego z przychodniami. Razem siedem placówek udzielających pomocy w nagłych przypadkach przez całą dobę. Dziś, po reformach, w tym samym mieście, które liczy dwa razy więcej mieszkańców, tego typu placówek jest cztery. W 1999 roku rząd Buzka zreformował służbę zdrowia wprowadzając quasi rynkowe Kasy Chorych. Rząd tow. Millera natychmiast cofnął te zmiany tworząc wzorowanego na rozwiązaniach rodem z minionej epoki socjalistycznego molocha-monopolistę, obracającego poza jakąkolwiek kontrolą gigantycznymi pieniędzmi. Zarówno PO jak i PiS wymalowali sobie na sztandarach likwidację tego tworu, ale po zdobyciu władzy zamiast go zlikwidować po prostu obsadzili swoimi ludźmi.

Finansowanie, a więc i los służby zdrowia zależy od widzimisię monopolisty, który tak jak dawniej kontraktowano świnie u rolników, tak dziś kontraktuje „usługi medyczne” w placówkach służby zdrowia. Jeśli zechce, to podpisze kontrakt, jeśli nie, to nie. Może zapłacić za wykonane usługi, ale nie musi. Szpitale, niczym socjalistyczne przedsiębiorstwa spętane planami pięcioletnimi, przygniatane są ograniczeniami, narzucanymi przez monopolistę limitami. To nie rynek ani rachunek zysków i strat, lecz urzędnik patrząc w sufit ustala wycenę procedur medycznych, dzięki czemu na przykład stopę cukrzycową bardziej opłaca się amputować niż leczyć. Księżycowe wyceny windują ceny na wolnym rynku, bo placówki medyczne muszą sobie jakoś rekompensować straty. To zabija prywatną służbę zdrowia, która nie jest w stanie konkurować z „darmową”, ogranicza inwestycje i rozwój. Gdyby nie Unia i szalejący w okolicach Nowego Roku Owsiak ze swoją Orkiestrą, wiele placówek nie miałoby podstawowego wyposażenia i sprzętu. Z kolei niejasne zasady, niekompetencja urzędników, brak perspektyw i wiele innych czynników spowodowały wypchnięcie lekarzy zagranicę. Z informacji Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że po reformie tow. Łapińskiego, która zbiegła się w czasie z wejściem Polski do Unii, wyjechało 10,5 tysiąca lekarzy, 2 tysiące stomatologów oraz ponad 17 tysięcy pielęgniarek. Co prawda specjaliści od początku, od powołania przez tow. Łapińskiego NFZ-u przestrzegali, że tak będzie, ale kto by tam poważnie ich traktował. Donald Tusk ściągnął specjalnie z SLD tow. Arłukowicza Bartosza żeby wdrożył „reformę” której wzdragała się wdrożyć nawet Ewa Kopacz. Jej skutkiem są takie cuda jak „odwrócony łańcuch dystrybucji” i permanentny brak leków, z ratującymi życie włącznie.

Czytając wspomniany na wstępie artykuł trudno oprzeć się wrażeniu, że jego autorem jest przedszkolak piszący do gazetki szkolnej. Czytamy na przykład, że

Główny problem wynika jego [ratownika medycznego] zdaniem z tego, że na SOR trafiają dziś wszyscy, a nie – tak jak przewidziano (ustalając finansowanie i obsadę), wyłącznie pacjenci w stanie zagrożenia życia.

Jeśli nietrafnie przewidywano, to należy rozwiązania dostosować do rzeczywistości, a nie usiłować wtłaczać rzeczywistość w ramy przewidywań. Jeśli „na SOR trafiają dziś wszyscy”, to należy zastanowić się dlaczego tak się dzieje i ewentualnie obok SOR-u uruchomić przychodnię, która będzie zajmować się tymi przypadkami, które na SOR trafiać nie powinny. A trafiają ponieważ chorzy albo są odsyłani od Annasza do Kajfasza, albo z kwitkiem. Gdyby autorka zadała sobie trud i spróbowała nieco zgłębić temat, chociażby próbując uzyskać pomoc, to szybko zrozumiałaby dlaczego „wszyscy trafiają na SOR”.

Jak każdemu poważnemu wystąpieniu, od Bieruta po Morawieckiego, tak każdej szanującej się publikacji prasowej, od Trybuny Ludu po oko.press, muszą towarzyszyć liczby. Więc towarzyszą. Wynika z nich, że w Polsce brakuje lekarzy, brakuje pielęgniarek i brakuje wszystkiego. Dlaczego brakuje? Na takie pytanie teoria spiskowa ma prostą odpowiedź  — nakłady na służbę zdrowia są za małe.

W 2016 roku przeznaczyliśmy na ten [opiekę medyczną] cel 4,4 proc. PKB, podczas gdy Węgrzy 5,2 proc., Czesi 6,0 proc., Francuzi 8,7 proc., a Niemcy 9,5 proc.

Te kilka liczb ma dowodzić, że jest źle, a będzie dobrze jak będzie więcej pieniędzy. By nie zaciemniać obrazu nie należy wspominać, że oprócz nakładów pochodzących ze składek, tak zwanych publicznych, są także nakłady pochodzące z prywatnych kieszeni. Razem wydajemy więc na opiekę medyczną nie 4,4% ale prawie 7% co nas z ostatniego miejsca winduje na trzecie. W propagandowym tekście nie należy jednak zagłębiać się w szczegóły, zadawać pytań, sugerować, że daleko ważniejsze od pytania „ile wydajemy?” jest pytanie” w jaki sposób?”, „na co?” i „czy aby z sensem?”

Każda szanująca się teoria spiskowa w pierwszym rzędzie odpowiada na pytanie „kto za tym stoi i komu to służy?”, a następnie oferuje proste rozwiązania. W omawianym przypadku winę ponoszą jak zwykle „oni”, czyli władza, a rozwiązaniem jest kasa, więcej kasy, jeszcze więcej kasy. Nic to, że urzędnicy socjalistycznego molocha wiedzą lepiej od lekarzy jak trzeba leczyć, kogo, kiedy i za ile. Nic to, że ministerstwo pogłębia bałagan wdrażając absurdalne rozwiązania. Zgodnie z teorią gdy tylko pojawi się kasa, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozmnoży się personel medyczny, pojawią się lekarze i pielęgniarki, jak grzyby po deszczu wyrosną kolejne SOR-y. Aby nie psuć sielanki, nie zaciemniać obrazu autorka nie docieka dlaczego nie można znaleźć lekarza na stanowisko za 15.000 zł? Dlaczego Niemcy polskich lekarzy przyjmują z otwartymi ramionami? Dlaczego choć w Polsce brakuje lekarzy, to tych, którzy chcieliby u nas leczyć zniechęca na wszelkie możliwe sposoby? Dlaczego polscy lekarze nigdy nie strajkują zagranicą, nigdy nie domagają się podwyżek, nie przekonują, że im się należy? Ratownik medyczny, który zna się na ekonomii i organizacji pracy służby zdrowia nie gorzej niż absolwentka MISH na UAM tłumaczy, że zatory na SOR-ach

Nie jest to często wina organizacji szpitala, tylko NFZ, który przeznacza na szpitalne oddziały ratunkowe bardzo mało pieniędzy, mimo że łatają problemy całej opieki zdrowotnej. I tak wyciągamy z tego, ile możemy.

I to jest prawda. Wyciągają ile mogą rozliczając procedury, których nie wykonali, dopisując badania z sufitu, powtarzając te, które w innym szpitalu wykonano kilka dni wcześniej. Z jednej strony karygodne marnotrawstwo, z drugiej godna podziwu kreatywność. I w ten przegniły do szpiku kości, barbarzyński, niewydolny, patologiczny system kreatywni twórcy teorii spiskowych i bajkopisarze z różnych — bo przecież nie tylko tego jednego — mediów chcą wpompowywać w nieskończoność pieniądze podatników. Jan Pietrzak przewidział to stwierdzając kiedyś, że gdyby nie był pewny, że to głupota, to by pomyślał, że prowokacja.

Piszący takie mądre teksty powinni skrzyknąć się i przygotować przewodnik, w którym na przykładzie służby zdrowia krok po kroku wyjaśnią jak jechać samochodem z przebitą oponą tylko ją pompując, bez zaklejania dziur względnie wymieniany na nową.

 

Dywagacjom na temat służby zdrowia oddawaliśmy się namiętnie. Oprócz podlinkowanych w tekście także we wpisach takich jak:

Wy datki i składki, my wam dużo zdrowia
Rząd się sam wyleczy
Manipulanci i manipulowani
Sumienie, ach to sumienie
Im gorzej, tym drożej
Bo oni płacą więcej…
Opt out pro
Kraina omnibusów
Kolej na kolejkę
Poproszę o skierowanie, wypełnienie oświadczenia, podpisanie zgody, wypełnienie kwestionariusza i przyjście w grudniu
Won mnie z tym bąblem, ja tu pracuję!
Pacjent (po)ranny
Ja, minister, rozporządzam co następuje

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Jako osoba  ….. bywała …. w szpitalach i przychodniach wiem jedno: mnie zachowania lekarzy nie dziwią. Bo oni są jak pies Pawłowa!!!! Jeśli przez lata lekarzowi wbija się do głowy, że zasady wyniesione z uczelni nie mają żadnego znaczenia, a liczyć należy się tylko z tym, że to NFZ jest najważniejszy, a nie jakiś tam chory, to jest jak jest!!!

    Nie robi się badań, bo trzeba koniecznie zaoszczędzić. Może nie będą potrzebne. Tak jest w szpitalach i tak jest w przychodniach. I w szpitalach i w wielu przychodniach lekarze są zatrudnieni na kontrakcie. I jeśli zlecają badania, to im mniej wpływa na konto z NFZ. Rozmawiałam o tej sytuacji z „moim” posłem – lekarzem. Przyznał mi rację, że taka sytuacja jest nieetyczna. I? I tyle !!!

    Wiadomo, że jeśli 10 osób lub dziesięć firm otrzyma takie same pieniądze, takie same warunki, to wcale nie oznacza, że wszyscy osiągną takie same wyniki. Gdy trzeba rejestrować każdą duperelę by uzyskać za nią należną kwotę z NFZ, to najlepiej ma się biurokracja (w samym NFZ), a najgorzej chorzy i ci, którym świadczą usługi zdrowotne. Szpitale, przychodnie powinny otrzymywać pieniądze w zależności od ilości zarejestrowanych lub mieszkających pacjentów, a nie według wykazów NFZ.

    To takie czasy jak w PRL, gdzie urzędnik w centrali decydował o sznurku do snopowiązałek. I co roku tego sznurka brakowało. Ale czego oczekiwać po Łapińskim, który w dodatku okazał się zamieszany w jakieś łapownicze sprawy. Tytuł nawet naukowy mistrza inteligencji nie uczyni, a z polityka nie stworzy mądrego znawcy od zarządzania.

    Jeśli chodzi o lekarzy w Anglii, to najpierw świadczyli oni usługi zdrowotne tylko mieszkającym tam polakom. Ale w tych przychodniach mieli całodobowe dyżury. Wielu Brytyjczyków z konieczności tam poszło, a wysoka jakość usług spowodowała, że chętnych na leczenie było więcej.

    Służba zdrowia w Wielkiej Brytanii należała do jednej z najlepszych na świcie. Ale i tam politycy postanowili poprawiać. Efekt kolejnych poprawek jest taki, że przykładem już nie świeci.

    !!! Pomysł z przychodniami obok SOR jest wart upowszechnienia. Jak jest teraz nie wiem, ale jakiś czas temu mimo brania leków miałam ponad czterdzieści stopni gorączki. I w takiej przychodni otrzymałam bardzo skuteczną pomoc. Na drzwiach przychodni do lekarza rodzinnego wisiało ogłoszenie gdzie z pomocy medycznej korzystać, gdy przychodnia jest nieczynna.

    Warto pamiętać, że rolnicy,kler, zakonnicy składek na ubezpieczenie zdrowotne nie płacą, a z leczenia bezpłatnego korzystają. Nie wiem jak to wygląda w różnych służbach.

    W Kołobrzegu do endokrynologa czeka się CZTERY lata!!! Lekarzem jest/był najpierw poseł Czesław Hoc. Teraz jest w europarlamencie i nadal chce tam się dostać. Kiedyś (gdy zaczynałam u niego leczenie) na wizytę czekałam ok. tygodnia. w „dojnej zmianie” jest jak jest.