Wy datki i składki, my wam dużo zdrowia

W 1976 roku zaczęło brakować cukru. Władza znalazła rozwiązanie — reglamentację. 10 lat później, w 1986 roku system reglamentacji był już niemal doskonały i obejmował oprócz cukru także mięso, czekoladę, kawę, papierosy, alkohol. Czy władza wyciągała wnioski z sytuacji, próbowała zmierzyć się z przyczynami, a nie koncentrować na skutkach? Oczywiście nie, ponieważ na przeszkodzie stała ideologia, czyli ustrój polityczno-gospodarczy. Dopiero jego zmiana pozwoliła pozbyć się zarówno kartek na mięso jak i kolejek w sklepach.

W 1999 roku wprowadzono reformę służby zdrowia usiłując jakoś wpasować ją w gospodarkę rynkową. W tym celu stworzono kilka konkurujących ze sobą Kas Chorych. Dla polityków, którzy serce mają po lewej stronie, a kieszenie po obu, takie rozwiązanie było nie do przyjęcia. Sięgnięto więc po sprawdzone w minionym ustroju najgorsze wzory — system kontraktacji trzody chlewnej i ideę zjednoczeń względnie holdingów — monopol. Powołano do życia centralną instytucję, której zadanie sprowadza się do kontraktacji usług medycznych i wyznaczania cen skupu, czyli procedur medycznych w oparciu o szczegółową analizę sufitu w siedzibie. Zgodnie z tradycją otrzymała nazwę Narodowy Fundusz Zdrowia, ponieważ każda instytucja służąca narodowi w stopniu znikomym albo wcale musi chociaż w nazwie mieć zaznaczony swój narodowy charakter.

Idea sprawdziła się znakomicie. Nikt nie docieka ile pieniędzy wpływa do kasy Funduszu, co się z nimi dzieje i jak są wydawane. Tylko dwie informacje z upodobaniem powtarzają zarówno politycy, jak i dziennikarze. Pierwsza mówi o tym, że wydatki na ochronę zdrowia w innych krajach są większe, a druga, że brakuje pieniędzy. Czy pieniądze są wydawane sensownie i na to, co trzeba interesuje zainteresowanych jakby mniej, jeśli nie wcale. A jak to wygląda w praktyce? Otóż na przykład leczenie udaru mózgu musi według NFZ trwać minimum siedem dni. Czyli pacjent musi przebywać w szpitalu co najmniej dziewięć dni, bo dla narodowej instytucji pierwszy i ostatni dzień pobytu to pół dnia na przyjęcie i pół na wypisanie. Dodatkowo przy udarze mózgu szpital musi wykonać wszystkie pięć przewidzianych przez NFZ procedur. Bez znaczenia, czy potrzebnie, bo jak którejś nie wykona, to ani chybi pacjent był zdrowy, a personel chciał oszukać i wyłudzić.

Najważniejsze są bowiem procedury. Przy czym domniemywa się, że urzędnicy NFZ są kryształowo kompetentni i uczciwi, a jeśli ktoś oszukuje, to zawsze personel medyczny. Dlatego szpital otrzymuje pieniądze tylko za jedną chorobę. Na przykład — pozostając przy udarze mózgu — trzeciego dnia hospitalizowany pacjent dostaje zawału. Na oddziale kardiologicznym zostają mu założone stenty, po czym wychodzi do domu. Szpital dostaje pieniądze tylko za jedną procedurę, w tym wypadku droższą, stenty. Za wcześniejsze leczenie udaru mózgu, w tym drogie leczenie trombolityczne NFZ nie płaci. Na dodatek po to, by dostać maksymalny „zwrot” za pacjenta, badanie musi być wykonane w szpitalu, który go leczy. Jeśli przyszedł z na przykład już wykonaną tomografią komputerową, trzeba zrobić ją jeszcze raz. Po co? Bo brakuje pieniędzy, a w innych krajach nakłady na służbę zdrowia są wyższe!

Budżet NFZ to 67,5 mld zł. Do tego dochodzi 24 mld zł na leczenie w prywatnych klinikach i szpitalach oraz dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne (zwykle finansowane przez pracodawców). Na koniec pozostają wydatki na leki — ok. 20 mld zł – łącznie na ochronę zdrowia przeznaczamy ponad 108 mld zł. Czy pieniądze wydawane są sensownie? Widać, że nie. Na dodatek stworzenie monopolisty, od którego zależy być albo nie być placówek medycznych, praktycznie zlikwidowało rynek usług medycznych. Nie ma konkurencji miedzy placówkami, nie ma konkurencji miedzy lekarzami, nie ma żadnej motywacji do podnoszenia jakości świadczonych usług, za to jest olbrzymia niegospodarność i wspierana instytucjonalnie nieuczciwość. Przykład? Wart 9 mln zł kontrakt na chirurgię onkologiczną śląski NFZ przyznał Szpitalowi Klinicznemu. Dyrektor dostał kontrakt na oddział, który nie istniał, bo dopiero był w budowie. Prokuratura zaś uznała, że nie może być oskarżony o poświadczenie nieprawdy, bo nie jest funkcjonariuszem publicznym. Inne szpitale odpadały pod absurdalnymi pretekstami, na przykład dlatego, że… nie miały słuchawek lekarskich. Za to kontrakty innych z dnia na dzień się podwoiły. Co z tego wynika? Ano tylko to, że brakuje pieniędzy, a w innych krajach nakłady na służbę zdrowia są wyższe.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na wielomiliardowe koszty generowane przez producentów glukometrów. Niemal każdy model wymaga indywidualnych pasków, których ceny zaczynają się od 50 zł za 50 sztuk. Nikt nawet nie zająknął się o tym, by zunifikować produkcję pasków, co spowodowałoby spadek cen i pozwoliłoby poczynić znaczące oszczędności. Z drugiej strony pozwoliłoby kontrolować poziom glikemii przez osoby w stanie przedcukrzycowym, czyli z nieprawidłową glikemią na czczo i/lub z upośledzoną tolerancją glukozy. Im bowiem w obecnym systemie nie należy się żadna ulga w zakupie pasków. Przekaz jest jasny — nie zawracaj nam głowy, nie kontroluj niczego, nie panikuj, nie zmieniaj stylu życia ani diety. Czekaj cierpliwie aż rozwinie się cukrzyca, a wtedy zajmiemy się tobą i dostaniesz tyle pasków, że nie będziesz wiedział co z nimi zrobić.

Chory, patologiczny system spowodował, że lekarze i pielęgniarki masowo opuszczali Polskę, a kolejki, zwłaszcza do specjalistów, osiągnęły absurdalne rozmiary. Tutaj można sprawdzić ile trzeba czekać na dowolny zabieg. Mimo, że system opieki zdrowotnej w obecnym kształcie, podobnie jak system reglamentacji w czasach PRL-u, nie sprawdził się, władza z uporem brnie dalej udając, że coś zmienia, poprawia, reformuje. A kolejki ciągle rosną, jakość świadczeń spada. Teraz służba zdrowia znowu jest na ustach wszystkich z powodu strajku pielęgniarek w zadłużonym po uszy Centrum Zdrowia Dziecka. Jedni popierają strajkujące kobiety, inni odsądzają od czci i wiary, a dotąd zamiast zmian systemowych fundowano jedynie zmiany personalne.

Odświeżmy sobie nieco pamięć: »Każdego dnia dług Centrum Zdrowia Dziecka rośnie o 111 tysięcy złotych. Wcześniej czy później szpital padnie.« — pisał Newsweek w lutym 2013 roku.  Jak władza, wtedy PO-PSL, rozwiązała problem? Zmieniła kierownictwo placówki. Gdy zabrakło pieniędzy na wypłaty dla personelu nowy dyrektor zaczął pisać listy. Do premiera Donalda Tuska, do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, do parlamentu. Jak zareagowała władza? Profesjonalnie — znowu zmieniła dyrektora. Zaś ministerstwo poinformowało w komunikacie, że Minister Bartosz Arłukowicz zobowiązał pełniącą obowiązki szefa CZD prof. Małgorzatę Syczewską, dotychczasową wicedyrektor do spraw nauki, do wdrożenia i realizowania działań naprawczych. Dopiero w sierpniu 2015 rząd dostrzegł problem i zaczął pracę nad ustawą umożliwiającą przepompowywanie pieniędzy podatników do placówek medycznych. Dziś w CZD strajkują pielęgniarki, które pierwsze padły ofiarą oszczędności i redukcji etatów. Jakie jest rozwiązanie? Proste — zwiększyć nakłady na służbę zdrowia. Najlepiej do poziomu Stanów Zjednoczonych — u nas wydatki na ochronę zdrowia wynoszą niecałe 6% PKB, a w USA 17,9%. Jak osiągną 20% PKB to ho ho! Chorym oczywiście nie poprawi się, kolejki oczywiście nie znikną, ale będzie przynajmniej za co doskonalić system kontraktacji usług medycznych i reglamentacji procedur.

Zanim jednak to nastąpi, zanim zostaną zwiększone wydatki na ochronę zdrowia należy zadbać o zmniejszenie kontroli. Na początek do likwidacji przeznaczony został system eWUŚ, potem można będzie pomyśleć o ZIP.

 

PS.
Pierwszy w Polsce ośrodek oferujący radioterapię protonową – Centrum Cyklotronowe Bronowice (CCB) (woj. małopolskie) – otwarto w połowie października 2015 roku w Instytucie Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie. Do końca października miała być gotowa rekomendacja Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, a do końca listopada wycena świadczeń.

W październiku miała także miejsce dobra zmiana. Jeszcze w kwietniu wiceminister zdrowia obiecał, że do czerwca wszystkie formalności zostaną załatwione i ośrodek w Bronowicach będzie mógł prowadzić terapię. W czerwcu projekt rozporządzenia jest dopiero w Rządowym Centrum Legislacji. Tymczasem terapia protonowa jest już w koszyku zadań refundowanych przez Narodowy Fundusz, ale przez zawiłości prawne pacjenci zamiast do Krakowa muszą jechać na leczenie np. do Pragi. Ponieważ urządzenie trzeba konserwować, a personel opłacać, więc każdy dzień zwłoki to wymierne straty.

Dodaj komentarz