www czyli wolność wrogiem władzy (11 września)

W czasach zdawać by się mogło słusznie minionych, tylko władza była awangardą postępu. Dlatego tylko ona była władna głosić poglądy, które następnie stawały się oficjalnymi poglądami większości społeczeństwa. Kto próbował mówić coś innego narażał się na kłopoty i szykany, a czasami nawet na przymusowe leczenie psychiatryczne. Po transformacji ustrojowej wszystko się zmieniło. Uchwalono konstytucję, w której zapewniono wolność wyrażania poglądów i zabroniono cenzurowania ich.

Art. 54.

  1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
  2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.

Polska Rzeczpospolita Ludowa także zapewniała swobody i wolności.

Art 71.

  1. Polska Rzeczpospolita Ludowa zapewnia obywatelom wolność słowa, druku, zgromadzeń i wieców, pochodów i manifestacji.

Nieskrępowane głoszenie poglądów nikomu nie jest na rękę. Prowadzi bowiem do patologii. Władza traci wtedy monopol na rację, Kościół traci monopol na prawdę, media tracą monopol na informacje i komentarze. Wszyscy tracą. Dlatego należy coś zrobić. Najprościej jest tak zagmatwać prawo, żeby można było ścigać lub nie ścigać, w zależności od okoliczności. Można więc przyjąć, że komentarze użytkowników podlegają ocenie z punktu widzenia prawa prasowego, ale można też uznać, że ma tutaj zastosowanie ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Różnica polega na tym, że jeśli zastosowanie znajdą przepisy prawa prasowego, to ciężar udowodnienia bezprawności spoczywa – zgodnie z ogólną regułą z art. 6 kodeksu cywilnego – na znieważonym. Z kolei oprarcie się na ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną skutkuje nałożeniem na wydawcę obowiązku udowodnienia, że nieusunięcie wpisu nie było bezprawne. Ustawodawca wyszedł tu bowiem ze słusznego skądinąd założenia, że wystarczy sprawę zamieść pod dywan, czyli w tym wypadku usunąć obraźliwy wpis, by problem rozwiązać.

W prawie stanowionym w (jak chce konstytucja) demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, nie tyle liczą się przepisy, czyli litera prawa, rozsądek, czyli duch prawa, ile domniemanie. Dlatego na przykład dla Sądu Najwyższego istotne jest, czy wydawca strony internetowej mógł wiedzieć o obraźliwych komentarzach. Jeśli wiedział, ale ich nie usunął — wyjaśniał sędzia — to ponosi odpowiedzialność za naruszenie godności i dobrego imienia. Jak udowodnić, że wiedział? Sposobów jest kilka. Można przypalać żelazem, wyrywać paznokcie, łamać kołem. Ale można prościej i bez ceregieli po prostu uznając, że skoro mógł wiedzieć, to na pewno wiedział i wydać sprawiedliwy wyrok w oparciu o pewnik.

Jak widać prawo stoi na straży tak dalece, że bardziej nie można. Można jedynie próbować domyślić się na czego straży stoi. Gdy jednak uzmysłowić sobie, ze wszyscy na wolności słowa tracą, a ci, którzy zyskują, to bezrozumny motłoch, jasne staje się, że wolność słowa i zgromadzeń nie może być dla wszystkich. Dlatego premier Donald Tusk chcieli Chcemy, aby Polska skutecznie chroniła prawa własności i prawa autorskie i równocześnie, żeby była w Europie państwem liberalnym jeżeli chodzi o wolności w Internecie. Ale im bardziej chcieli, tym bardziej nie podobały im się opinie internautów dotyczące ACTA. W końcu chcąc nie chcąc wywalili kilka tysięcy komentarzy i odetchnęli z ulgą przyznając, że Zarzut o cenzurowaniu komentarzy jest bezpodstawny. Na profilach kancelarii może wypowiedzieć się każdy, a obowiązujące zasady są takie same jak w przypadku większości internetowych forów dyskusyjnych.

Ale nie tylko prawo stoi na straży prawa. Stoją wszyscy, którzy mają choć odrobinę władzy. Stoi Staszek, który założył sobie stronę, umożliwił komentowanie i z zapałem wycina posty, które mu się nie podobają, bo może. Konstytucja mu nie podskoczy. Stoi Franek, który założył forum i cenzuruje, to znaczy moderuje, aż furczy. Bo jak se coś usunie, to czuje się niemal tak ważny jak redaktor portalu opinii. Stoi  redakcja, która kiedyś, w zamierzchłych czasach walczyła o wolność, a teraz walczy z wolnością.

Pod naszymi tekstami o uchodźcach pojawiała się zatrważająca liczba komentarzy, które nawoływały do przestępstw, zawierały treści rasistowskie i ksenofobiczne. Nie chcemy ich pokazywać. Nie godzimy się na naruszanie godności innych ludzi na naszym forum. Dlatego zdecydowaliśmy, że wyłączymy możliwość komentowania pod naszymi tekstami o uchodźcach. Będziemy też zgłaszać do prokuratury przypadki nawoływania do nienawiści na tle rasowym i religijnym.

Warto zwrócić uwagę, że przed i podczas wojny w Iraku na portalach Agory panowały zupełnie inne zwyczaje — znikały komentarze nieprzychylne interwencji zbrojnej i polskiej w niej obecności. Usuwanie wpisów nie było motywowane ani hejtem, ani mową nienawiści, ponieważ te określenia zostały wynalezione dużo później. Dziś na portalu opinii coraz trudniej znaleźć jakąkolwiek opinię użytkowników. A ponieważ dzisiaj wszyscy mogą cenzurować wszystkich, więc każdy, kto ma choć odrobinę władzy, korzysta z niej bez ograniczeń. Usunięty zaostanie każdy komentarz, który moderator uzna za

  1. zawierający wulgaryzmy
  2. zawierający nawoływania
  3. zawierający treści rasistowskie
  4. zawierający treści ksenofobiczne
  5. promujący coś, czego promować nie należy
  6. znieważający
  7. sprzeczny z przekonaniami
  8. obrażający uczucia
  9. mowę nienawiści
  10. trolling
  11. hejt

Komentarz zostanie także usunięty, gdy administrator lub moderator nie lubi komentującego a także

  1. gdy może zawierać treści niedozwolone
  2. gdy może kogoś obrazić teraz lub w przyszłości
  3. gdy może się komuś nie spodobać
  4. na wszelki wypadek dla świętego spokoju

Wymieniać można jeszcze długo. Gdy kot śpi myszy harcują. A to oznacza, że gdy nikomu nie zależy, żeby konstytucja nie była nic nie znaczącym świstkiem papieru to nadal, tak jak w PRL-u, nie my lecz za nas będzie się decydować co mamy słuchać, czytać i oglądać. A także co mamy myśleć. Ci, którzy myślą inaczej lub są na bakier z kulturą w najlepszym wypadku nie zobaczą swojego komentarza, a w najgorszym zobaczą policjanta, który w ramach prowadzonego postępowania wywróci im dom do góry nogami. Zaś dzięki temu, że politycy skutecznie skłócili Polaków nikt nie zauważy i nie zaprotestuje, gdy zaczną znikać ludzie, jak to miało miejsce w PRL-u, czy ma miejsce w Rosji. Bo nie ma już solidarności i podczas gdy jednych postponowanie, prześladowanie nieprawomyślnego obywatela smuci i oburza, drugich raduje.

 

P.S. Newsweek:

Podstawą pracy każdego kontrolera słów była tzw. „Książka zapisów” – gruby tom, zawierający wskazówki i rozporządzenia władz partyjnych, na bieżąco aktualizowane. Indeks tematów zakazanych obejmował nazwiska pisarzy, który narazili się władzy („objętych zapisem” jak mówiono w cenzorskiej nomenklaturze) czy „białe plamy” w polskiej historii (tabu objęte były słowa takie jak Jałta czy Katyń). Jednak kwestie polityczne stanowiły tylko margines cenzorskich ingerencji. „Książka zapisów” to w istocie katalog lęków władzy. Stabilności ustroju zagrozić mogły informacje o korozji semaforów na Centralnej Magistrali Kolejowej; o „utrzymującym się na rynku braku korków elektrycznych i żarówek”, a także o „»cudzie« w miejscowości Piotrków w powiecie radziejowskim, gdzie zauważono jakoby »cudowny« odblask na wieży miejscowego kościoła”. Najważniejszym zadaniem cenzora było ukazać czytelnikowi rzeczywistość taką, jaka powinna być, a nie taką, jaka jest. Usuwano z tekstów informacje o samobójcach i seryjnych mordercach (chyba, że zostali już złapani i osądzeni). „Nie należy dopuszczać do żadnych informacji o zamordowaniu noworodka przez matkę-studentkę Sląskiej Akademii Medycznej w Katowicach” – czytamy w przykładowej instrukcji cenzorskiej.

PRL-u już nie ma. A zmiany?

Dodaj komentarz