Wtórny wymiar wiktymizacji

Wczoraj Natalia Broniarczyk, feministka, przekonywała na antenie Tok, że w ostrzeżeniach, zwłaszcza skierowanych do kobiet, należy bardziej koncentrować na sprawcy, a nie ostrzeganiu potencjalnych ofiar. Na przykład jeśli chodzi o pigułkę gwałtu, to Ciągle robimy kampanie — informowała feministka Broniarczyk — to znaczy nie my, ale ludzie, którzy sięgają po ten temat — zastrzegła się — robią kampanie adresowane do osób, które doświadczają tej przemocy i te kampanie niestety mają taki wymiar wtórnej wiktymizacji, czyli takiego przypominania o tej traumie. Tu trzeba wyjaśnić, że są dwa rodzaje traumy. Dzięki temu, że środowiska kobiece nie robią — jak przyznaje feministka — żadnych kampanii, dziewczyny są nieświadome zagrożeń. I to jest stan pożądany, takie powinny być. Gdy zostaną wykorzystane, skrzywdzone, to wtedy są w traumie. I to jest pierwszy rodzaj traumy, tak zwana trauma pierwotna. Natomiast każda kampania informacyjna, ostrzegawcza, uświadamiająca wywołuje traumę wtórną, czyli wiktymizację. Bo taka dziewczyna z jednej strony ma żal do kogoś, kto nadużył jej zaufania i ją skrzywdził, ale z drugiej strony jest wdzięczna tym, którzy jej nie ostrzegli, na czym on skorzystał.

Jak należy prowadzić kampanię, żeby nie dopuścić do wiktymizacji? Można było na tym plakacie może jakoś zastąpić te kobiete która tam jest mężczyzną, który dosypuje tej substancji do drinka i napisać „mądry mężczyzna nie gwałci”. Albo „nie bądź tym mężczyzną”. Dlaczego na plakacie ostrzegającym kobiety przed niebezpieczeństwom powinien znajdować się mężczyzna, a zamiast napisu „mądra dziewczynka pilnuje drinka” napis „nie bądź tym mężczyzną”? Ponieważ Przemoc jest narzędziem władzy i wrzucanie takiej tabletki komuś do drinka, do napoju po to, żeby te osobe wykorzystać jest po prostu wykorzystaniem swojej pozycji władzy wobec tej osoby. Czy można odmówić logiki temu rozumowaniu? Wystarczy się po prostu chwilę zastanowić dlaczego ja adresuję ten komunikat do osoby, która być może czegoś takiego doświadczyła albo doświadczy, a nie do osoby, która kupuje taką tabletkę, idzie do baru po to, żeby z tej tabletki skorzystać i kogoś wykorzystać. Usłyszawszy taki apel i dowiedziawszy się, że wystarczy kobiecie coś dosypać do drinka, żeby ją „mieć”, niedoszły choć napalony sprawca nie kupi takiej tabletki i będzie trzymał ręce na kołdrze. A jak nie? No to miała pecha. Ale, choć naruszono jej nietykalność intymną, to zachowała godność, nie została potraktowana paternalistycznie, a wymowa przekazu nie była seksistowska. Bo jak na plakacie jest kobieta, to plakat jest seksistowski, a jak mężczyzna, to nie.

Oczywiscie ludzie o bardzo małym rozumku będą śmiać się z pani feministki i przytaczać przykłady kampanii ostrzegającej przed kleszczami, która skierowana jest do ludzi, a powinna do kleszczy, bo to one są sprawcami (Wystarczy się po prostu chwilę zastanowić dlaczego ja adresuję ten komunikat do osoby, która być może została lub zostanie ugryziona, a nie do kleszcza, który tylko czeka by ugryźć). Wystarczy sięgnąć po Biblię, żeby przestać się śmiać. Dekalog nie ostrzega przed złem, tylko zakazuje go czynić. Na przykład w punkcie siódmym nie ostrzega „nie daj się okraść”, lecz zwraca się z apelem do potencjalnego sprawcy: „nie kradnij!”. I działa! Od dwóch tysięcy lat!

Punkt widzenia p. feministki podzieliła p. sędzia sądu rejonowego w Polsce, która stwierdziła, że nie ma przesłanek do ograniczenia władzy rodzicielskiej małżeństwu, które nie zgodziło się na obowiązkowe szczepienia córeczki zaraz po porodzie. Co prawda obowiązek szczepienia dzieci wynika z Ustawy o obowiązkowych szczepieniach, ale w tym przypadku obowiązek znaczy brak konieczności. Sąd w ten sposób pośrednio zwolnił lekarzy z odpowiedzialności za stan dziecka i przyznał prawo rodzicom do decydowania o tym, o czym dotąd decydowali specjaliści. W tej sytuacji rodzice, którzy leczyli swoje dziecko wyciągiem z pestek moreli, aplikowali 30 witamin i stosowali dietę wegańską mieli do tego pełne prawo, ponieważ również kierowali się dobrem dziecka. W tym przypadku sąd także uznał, że nie ma podstaw do podjęcia czynności co do władzy rodzicielskiej, choć dziecko kuracji nie przeżyło.

Trudno nie zauważyć, że zdrowy rozsądek zatacza coraz szersze kręgi infekując coraz to nowe środowiska. Zupełnie niezrozumiała jest w tej sytuacja postawa tych, którzy protestują przeciw drastycznej podwyżce cen leków immunosupresyjnych przyjmowanych przez chorych po przeszczepach. Okazuje się, że nie tylko szczepionki szkodzą. Jeszcze bardziej szkodzi farmakoterapia, chemoterapia oraz chirurgia. Niektórzy idą jeszcze dalej i kwestionują także hemoterapię. Dlatego trzeba poprzeć pomysł ministra Radziwiłła, który postanowił postawić kolejny krok na drodze do likwidacji służby zdrowia. Jeśli dla sądu to, co mówi jedna baba drugiej babie o szczepionkach jest bardziej miarodajne od opinii ludzi po studiach medycznych, to lekarze w tym kraju są zbędni. Niedomagających można dużo taniej uzdrawiać na Stadionie Narodowym. A za zaoszczędzone fundusze można wykupić komplet usług u tych, którzy nie takie rzeczy potrafią. Ponieważ wiadomo nie od dziś, że żeby być zdrowym nie trzeba iść do lekarza. Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie.

I tego należy się trzymać. Żadnych akcji uświadamiających, żadnych seksistowskich lekcji w szkołach. Im kobiety mniej wiedzą tym lepiej. Trzeba wyrazić uznanie dla p. feministki za gorliwe wypełnianie zaleceń: Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Kobiety bowiem jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! I właśnie dlatego feministki żadnych kampanii uświadamiających adresowanych do kobiet nie organizują.

Dodaj komentarz