Wszystkie pozycje króla Vridanka i pięknej Cerro

Zwykle człowiek wie co mu stoi na półkach z książkami. Chyba, że jego księgozbiór przeszedł trzęsienie ziemi. Gdy więc szukając jednego znalazłem zupełnie co innego z początku nie wierzyłem własnym oczom, dlatego posiłkowałem się cudzymi i skonsultowałem z żoną pytając czy widzi to samo co ja? Widziała.

W październiku 1982 roku ukazał się pierwszy numer miesięcznika „Fantastyka”, który błyskawicznie zniknął z kiosków. W owych czasach było to jedyne czasopismo grupujące krótkie opowiadania i powieści o tematyce fantastycznej. Dotąd miłośnicy fantastyki skazani byli na „Młodego technika”, w którym publikowano debiuty młodych adeptów sztuki pisarskiej i „Problemy”, w których publikowano jedno lub kilka opowiadań, głównie zagranicznych autorów, w specjalnej wkładce, zwanej „żółtymi stronami”. Po kilku latach „Fantastyka” zaczęła organizować konkursy literackie. W 1986 roku w grudniowym numerze ukazało się opowiadanie, które zdobyło trzecie miejsce — „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego.

Opowiadanie przeczytałem, bo „Fantastykę” czytałem od deski do deski, nazwę profesji bohatera odnotowałem i… tyle. Gdy rozmawiałem z równie zakręcanymi na punkcie fantastyki znajomymi żaden nie potrafił przypomnieć sobie o czym było to opowiadanie, choć wszyscy je oczywiście czytali. Typowa niezobowiązująca lektura, którą nawet dobrze się czyta, czasami nawet wciąga, ale pozbawiona jest jakiegokolwiek głębszego przesłania, nie posiada niczego zapadającego w pamięć. Nawet bajki zasłyszane lub czytane w dzieciństwie są mniej — jakiego by tu użyć określenia… — trawiaste, skoro przygody Calineczki, Kubusia Puchatka, Czerwonego Kapturka, Jasia i Małgosi, Szewczyka Dratewki i podobne zapadają w pamięć na całe życie.

Na początku lat dwutysięcznych do Sapkowskiego zgłosili się przedstawiciele firmy CD Project, którzy chcieli wykorzystać postać w grze komputerowej. Zaproponowali dwie opcje: albo Sapkowski sprzeda im prawa do postaci i fabuły za określoną kwotę (podobno 35.000 zł), albo podpiszą umowę na procent od zysku. Sapkowski, który nisko cenił gry komputerowe i — najwidoczniej także — swoje dzieło zażądał gotówki. Gdy w 2006 roku ukazała się pierwsza z serii gier o wiedźminie tempa nabrała również kariera pisarza — jego powieści zaczęto wydawać na całym świecie. Gdy zyski z serii gier przekroczyły miliard poczuł, że jemu też się coś od życia, a ściślej od CD Projectu należy i zażądał okrągłych 65 milionów. Powołał się przy tym na art. 44 prawa autorskiego, który stanowi, że

W razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd.

Problem w tym, że Sapkowski jest twórcą postaci, opowiadań i powieści, a CD Project gry, a to są dwa zupełnie różne rodzaje twórczości. Jednakowoż oddanie sprawy do rozstrzygnięcia polskiemu sądowi, który o prawie autorskim ma pojęcie blade, by nie rzec żadne, skutkowałoby długotrwałym sporem znaczonym mniej lub bardziej absurdalnymi wyrokami. Dlatego CD Project zawarło z Sapkowskim ugodę.

Wiedźmin

Szukając czegoś na półce z książkami natknąłem się na pierwsze wydanie „Wiedźmina” wydawnictwa Reporter z 1990 roku. Gdy media doniosły o roszczeniach Sapkowskiego wykopałem stary numer „Fantastyki”, żeby sobie przypomnieć kto zacz ów wiedźmin. Przeczytałem opowiadanie, żeby o nim i o sprawie coś napisać i… znowu nie mogłem przypomnieć sobie fabuły. Wrodzone lenistwo nie pozwoliło mi ponownie sięgnąć po „Fantastykę”, więc wspomniałem więc o sprawie niejako mimochodem i skupiłem na czym innym. Znalazłszy książkę zabrałem się za lekturę i zrozumiałem dlaczego choć jestem fanem, by nie rzec fanatykiem fantastyki i — trochę mniejszym — fantasy, nie sięgnąłem po kolejne działa p. Sapkowskiego. Ten zbiór opowiadań to ubrane w beletrystyczną formę podania i opowieści ludowe oraz bajki dla dzieci, z których jeden zbiór — „Bajki polskie wuja Czesia” (Czesława Kędzierskiego) ewidentnie stanowił źródło inspiracji dla opowiadań. Chodził sobie lub jeździł konno imć wiedźmin i walczył. A to wampira usiekł, a to wilkołaka uśmiercił, a to czarownicę wyeliminował, a to rozprawił się z vranem, kościejem, bobołakiem, a wprawne oko nie pozwalało wziąć rusałki za mulę, alpa czy wampira zwyczajnego. Wszystkie stwory ekspediował na tamten świat swym mieczem ze srebrną klingą. Wywijanie tego typu bronią stanowić musi nie lada wyczyn z uwagi na to, że srebro jest niemal równie ciężkie jak ołów choć nieco twardsze.

Swego czasu pastwiłem się nad językiem antycznego świata Achai Andrzeja Ziemiańskiego. Zwłaszcza w drugiej części cyklu, „Pomniku cesarzowej Achai” bardzo przydałoby się jego urozmaicenie i zróżnicowanie. Język Sapkowskiego… Królowa (sic!) mówi do wiedźmina, który zwie się Geralt:

— Geralt — powiedziała Calanthe, trącając palcami naszyjnik ze szmaragdów, z których najmniejszy był wielkości majowego chrabąszcza — jak myślisz, jakie zadanie można mieć dla wiedźmina? Co? Wykopanie studni? Załatanie dziury w dachu? Utkanie gobelinu, przedstawiającego wszystkie pozycje, jakie król Vridank i piękna Cerro wypróbowali podczas nocy poślubnej? Sam chyba wiesz najlepiej, na czym polega twoja profesja.

Tako rzecze królowa… Jeśli ktoś lubi bajki, baśniowe klimaty, światy zaludnione przez straszne potwory, poczwary, stwory, straszydła i wybiera się w długą podróż może spokojnie sięgnąć po twórczość Sapkowskiego. A ja, mając pod ręką znaleziony zbiór opowiadań nareszcie mogę sobie w każdej chwili przypomnieć, że chodziło o królewnę, która została poczęta w związku kazirodczym. Ponieważ taki związek jest zbrodnią zawsze i wszędzie, ktoś rzucił na nią klątwę i zamienił w strzygę. Nic nadzwyczajnego, dzisiejsza prawica gdyby mogła pozamieniałaby bez wahania wszystkich lewaków. Na szczęście nie może. Trudność misji wiedźmina polegała na tym, że choć nie miał litości dla demonów, to czasem wolał odczarowywać niż zabijać. Zwłaszcza gdy odczarowanie bardziej opłacało się finansowo.

Można zrozumieć frustrację człowieka, który czerpiąc garściami z cudzego dorobku stworzył postać i otoczył ją stworami z podań, legend i bajek. Tak to już bowiem jest, że ktoś podchwytuje cudzy pomysł, rozwija i tworzy arcydzieło, a przynajmniej bestseller. W tym przypadku to gra przyczyniła się do sukcesu powieści, a nie odwrotnie. Świadczy o tym nikłe zainteresowanie innymi dziełami autora. Pierwsze wydanie „Wiedźmina” ukazało się w nakładzie 30.000 egzemplarzy, liczba graczy idzie w miliony…

Dodaj komentarz