Wszyscy żyją

Co się stanie? Nic się nie stanie. Unia Europejska przez lata „przyglądająca się z niepokojem”, europejskie Trybunały wydające wyroki, które można lekceważyć bez żadnych konsekwencji, rachityczne, krótkotrwałe protesty, wszystko utwierdziło PiS w przekonaniu, że wszystko mu wolno, że wszystko może, wszystko ujdzie mu na sucho. Dzielne protestujące panie nadstawiały karku gardłując w obronie prawa do aborcji, pohałasowały, pohałasowały i wróciły do garów. Równie dzielnie panie i panowie protestowali w obronie sądów. Pohałasowali, pokrzyczeli i zajęli się czymś innym. Teraz znowu wyszli na ulice w obronie wolności mediów, ale nawet policji na nich nasyłać nie trzeba, bo powałęsają się trochę, poawanturują się, pokrzyczą i też znikną. Nie ma się czym przejmować.

Swoją drogą czy to nie dziwne, że w obronie prawa do aborcji, które dotyczy niezbyt wielkiego odsetka społeczeństwa, protesty były wręcz masowe, podczas gdy w sprawie, która dotyczy wszystkich — obronie wolności słowa i niezależnych mediów — na ulice nie wychodzą tłumy? Być może wyjdą, gdy władza rozprawi się z internetem, ale wtedy nie będzie miał kto poinformować, że na przykład zostały rozjechane przez czołgi.

Niektórzy politycy i dziennikarze jak mantrę powtarzają, że bez wolnych mediów nie ma wolnych wyborów. To prawda, ale nie cała. Żeby wybory były wolne wyborcy owszem, muszą mieć dostęp do informacji, ale muszą także mieć pewność, że po zamknięciu lokali wyborczych głosy będą liczone uczciwie, a wszystkie nieprawidłowości osądzi niezależny sąd. Podczas ostatnich wyborów media informowały o nieprawidłowościach, organizacje i partie składały protesty wyborcze, a sądy oddalały je hurtowo jako bezzasadne lub nie mające wpływu na wynik. Rozprawa z mediami nie jest potrzebna na czas kampanii lecz po to, by społeczeństwo jak w czasach minionych odciąć od informacji o tym, co dzieje się w kraju. Nieinformowanie o nieprawidłowościach podczas wyborów to wartość dodana. Łukaszenka wygrał w I turze z ogromna przewagą…

O Pawle Kukizie zrobiło się głośno ostatnio. Niektórzy bowiem dopiero teraz dostrzegli, że jest człowiekiem bez właściwości, zasad, kręgosłupa i przyzwoitości. Miał wystąpić w Polsat News i TVN-ie ale stchórzył. Od TVN-u zażądał przeprosin za podejrzenie, że zeszmacił się za stanowisko wicemarszałka, podczas gdy on to zrobił dla idei, bo po prostu taki jest. Do Polsatu wysłał w zastępstwie swojego kumpla Sochajkę. To poseł który przekonywał, że wraz z Kukizem trzy razy podczas głosowań nie trafili palcem we właściwy guzik, a udało im się dopiero za czwartym razem. Pomyliliśmy się. Przepraszamy. Jak to mówi moja żona, która jest lekarzem na oddziale paliatywnym, czy ktoś z tego powodu umarł? Nikt nie umarł. Choć nikt nie umarł, to na Sochajkę i Kukiza strach padł blady, gdy „wylała się na nich fala hejtu”. Czyli krytyki i potępienia. Po odebraniu wielu telefonów z pogróżkami w ciągu dnia moja asystentka powiedziała, że boi się pracować w biurze poselskim. Poleciłem jej wywiesić kartkę, że pracujemy zdalnie. Córka pisała mi w SMS-ach, że jest przestraszona hejtem w internecie. Jeśli to będzie dalej tak wyglądać, dojdzie do tragedii. I będzie to skutek chamskiego zachowania części opozycji. Przynajmniej wiadomo dlaczego politycy związani z władzą tak panicznie boją się suwerena.

Sławomir Bigos zgłosił się na policję, ponieważ wylała się na niego fala hejtu. — Co się stało? — zapytał dyżurny. — Gonili mnie z siekierami i rzucali pod adresem mojej osoby groźny karalne, a także sypały się wyzwiska. — Ot, tak? Bez powodu? — No! Żebym im jaką krzywdę zrobił! Ale nie! Ich krowy spać nie dawały więc zdzieliłem jedną i drugą łopatą i się uspokoiły. Czy ktoś z tego powodu umarł? Nikt nie umarł. A jak dojdzie do tragedii, to będzie to skutek ich chamskiego zachowania.

Mateusz Morawiecki, który jest premierem oznajmił, że reasumpcja głosowania to normalna demokratyczna procedura stosowana na całym świecie. Na skutek pewnego zamieszania doszło do reasumpcji, czyli po prostu ponownego głosowania — każdy mógł zagłosować, jak chce, a ten, kto się pomylił, miał prawo zagłosować inaczej. To przecież normalne prawo w demokracji. Jeśli to takie oczywiste, to dlaczego nigdy do reasumpcji nie dochodzi na wniosek opozycji? Zwrócił na to uwagę sam Mateusz Morawiecki, który premierem jest, przypominając, że owszem, opozycja też bardzo często raz chciała reasumpcjować, ale Kuchciński nie dał. Jest to nie tylko niepoważne, nie tylko wbrew zasadom i regulaminowi, ale także zaprzeczenie tego, co oni bardzo często robili. Najlepiej przypomnieć głosowanie związane z posłem PO, panem Stanisławem Gawłowskim. Otóż wtedy siedmiu byłych marszałków, w tym pani Ewa Kopacz, pan Grzegorz Schetyna, Radosław Sikorski i Bronisław Komorowski i paru innych podpisało się pod listem, że reasumpcja jest jak najbardziej możliwa, wskazana, że reasumpcja jest po prostu prawem. Przytaczali wtedy różne przepisy, pokazywali, że to jest zgodne z regulaminem, i jakoś tak wtedy, kiedy ich to dotyczyło, wszystko był zgodnie z przepisami. Skoro najlepiej przypomnieć, to co raz zrobili często, to przypomnijmy za portalem tygodnika „Wprost”. Otóż

Marek Kuchciński odmówił reasumpcji głosowania nad uchyleniem immunitetu ówczesnemu posłowi (obecnie senator) Stanisławowi Gawłowskiemu. […] Gdy głosowano nad immunitetem, posłowie Platformy Obywatelskiej zarzucili Kuchcińskiemu, że nie dopuścił Gawłowskiego do głosu i na tym oparli swój wniosek o reasumpcję. Podnosili, że brak jego wystąpienia przed głosowaniem mógł wpłynąć na wynik. Te zarzuty odpierało wówczas Centrum Informacyjne Sejmu, które argumentowało, że Gawłowski mógł zabierać głos na posiedzeniu komisji, a tego nie zrobił (wtedy głos zabierał jego pełnomocnik, Borys Budka), a później, gdy zajmowano się sprawozdaniem na forum Sejmu, 22 marca, wystąpił na sali plenarnej. Jednak finalne głosowanie nad immunitetem Gawłowskiego zostało przeniesione na kolejne posiedzenie i o jego losach decydowano 12 kwietnia.

Jak z tego wynika „normalne prawo demokracji” stosuje się tylko wtedy, gdy władzy jest to na rękę. To jednak oznacza, że to nie jest normalne prawo lecz prawo kaduka.

Rozochocona bezczynnością społeczeństwa i unijnych instytucji władza postanowiła zagrać na nosie Stanom Zjednoczonym. Najwyraźniej zapomniała, że USA to nie Unia, że jest tam prezydent i Kongres, więc nie będą cackać się z niewiarygodnym sojusznikiem. Wystarczy im zgryz z Turcją. Tymczasem wiceminister MSZ Paweł Jabłoński pręży muskuły: Nie będziemy nikogo dyskryminować, dokonujemy tylko uszczelnienia przepisów; każde suwerenne państwo samo określa, w jaki sposób wygląda jego system prawny. Nikt tego nie neguje. Tyle tylko, że nie zmienia się reguł w trakcie gry. Nie byłoby żadnej reakcji ze strony Stanów Zjednoczonych, gdyby najpierw telewizja TVN otrzymała koncesję, a później Sejm zajął się zmianą przepisów.

Na koniec apel do tych, którzy wieszają psy na Pawle Kukizie. Zwróćcie łaskawie oczy w kierunku osoby, która dorównuje mu mentalnie, a kto wie, czy nawet go nie przewyższa. Mowa o byłej wiceprezes Porozumienia, która u boku Gowina robiła karierę, a teraz oznajmiła, że pozbycie się go „usprawni zarządzanie państwem”. Zmiana w szeregach Zjednoczonej Prawicy powinna przyspieszyć prace nad Polskim Ładem, a przede wszystkim usprawnić zarządzanie w państwie. Jak widać w Sejmie roi się od… posłów.

I to by było na tyle.

Dodaj komentarz