Wspieraj legalne gie

Dostałem SMS od operatora sieci komórkowej. Jako „stałemu klientowi” (odnoszę nieodparte wrażenie, że „stały klient” w tym przypadku odznacza inwektywę, coś w rodzaju barana przeznaczonego do ostrzyżenia lub jelenia) zaproponowano mi ni mniej ni więcej tylko 10 (dziesięć!) utworów muzycznych miesięcznie w jakości mp3 w cenie zaledwie 65 groszy za sztukę. Czyli za jedyne 6 zł i 50 groszy na miesiąc mogę sobie raz na dwa dni posłuchać jednego kawałka ulubionego wykonawcy. Czym prędzej sporządziłem listę swoich ulubionych utworów.

Wykonawca Tytuł utworu Płyta Czas trwania
Iron Butterfly In-A-Gadda-Da-Vida In-A-Gadda-Da-Vida ok. 17 min.
Allman Brothers Band Mountain Jam Eat a Peach ok. 33 min.
Deep Purple Space Truckin’ Made in Japan ok. 19 min.
Mountain Nantucket Sleigh Ride Twin Peaks ok. 32 min.
Pink Floyd Echoes Meddle ok. 23 min.
Skaldowie Krywaniu, Krywaniu mój wysoki Out of Poland (z płyty Cкалды wydanej w ZSRR) ok. 22 min.

i tak dalej. Skoro mam tylko 10 utworów na cały miesiąc, to niech przynajmniej będzie czego słuchać. Niestety, nie udało się znaleźć tych kawałków. W ogóle nic nie udało się znaleźć, bo szukając jednego wykonawcy otrzymałem w wyniku jeden z jego kawałków doklejony do płyty innego wykonawcy, na której oczywiście tego kawałka nie ma i nigdy nie było. Aż się prosi zakrzyknąć „Nie pchaj się na afisz jeśli nie potrafisz!”

Nie ma oczywiście niczego nagannego w oferowaniu plików muzycznych, choć taka „oferta” to kpiny. Problem leży gdzie indziej. Otóż dawniej artyści wydawali płyty. Płyta stanowiła jedną całość, zbiór lepszych lub gorszych utworów poukładanych rozmyślnie w taki, a nie inny sposób. Czasem były to płyty koncepcyjne, snujące muzyczną opowieść, z utworami przechodzącymi jeden w drugi. W pogoni za kasą lobby dzierżące prawo do kopiowania (w Polsce zwane dla niepoznaki prawem „autorskim”) działając niby w interesie twórców sprowadziło ich twórczość do poziomu wartego grosze i  za grosze od sztuki sprzedawanego po portalach internetowych śmiecia. Kazik, nazywający kurwami marnymi tych, którzy nie mogąc doczekać się premiery płyty ściągnęli ją sobie, żeby jej posłuchać i kupić natychmiast jak się ukaże, sam jest godny politowania.

Obserwując poczynania artystów nie można oprzeć się wrażeniu, że nadużywając alkoholu i narkotyków kompletnie zatracili zdrowy rozsądek i stracili kontakt z rzeczywistością. Zamiast cieszyć się, że jest ktoś, kto sięga po ich twórczość narzekają i odsądzają fanów od czci i wiary. Jak zniechęcą do siebie „piratów” i „złodziei” ściągających wytwory ich talentu, to kto będzie je kupował, kto będzie chodził na ich koncerty? Ci, których ich twórczość kompletnie nie interesuje? Zaprawdę trzeba być idiotą, żeby obrażać tych, dzięki którym się żyje.

Podczas przerwy w sesji nagraniowej przypadkiem zostało zarejestrowane solo na gitarze. Znalazło się na płycie bez wiedzy gitarzysty i zespołu. A teraz znalazło się na drugim miejscu listy gitarowych solówek wszech czasów. Kto kupi za 99 centów czy 65 groszy ten trwający niecałe dwie minuty „utwór”? A takich „kawałków” spinających poszczególne utwory na płycie lub stanowiących wstęp do bardziej rozbudowanych kompozycji jest przecież sporo. Chociażby na słynnej płycie Recorded Live grupy Ten Years After, która dopiero w wersji dwukompaktowej została uzupełniona o kilkunastosekundowe wstawki gitarowe (Classical Thing, Scat Thing i Silly Thing). Oprócz tego utwór I Can’t Keep From Cryin’ Sometimes został przedzielony trwającą 10 minut improwizacją (Extension on One Chord). Trudno w tej sytuacji muzyków godzących się na rozmienianie ich twórczości na drobne posądzać o rozsądek. Na szczęście (jeszcze) nie poszatkowano w ten sposób książek, więc ciągle kupuje się je w całości, a nie każdy rozdział osobno.

Clou, sedno, jądro, otrzymanego SMS-a znalazło się na jego końcu. Wspieraj legalną muzykę! — zaapelował do mnie operator dając do zrozumienia, że istnieje także nielegalna muzyka. Można domyślić się o co chodzi. Chodzi o to, że jak kupię mp3 za 65 groszy, to wesprę legalną muzykę, a jak ściągnę za darmo, posłucham na youtube czy w radiu, to jestem złodziejem, który okrada przymierających głodem artystów. Coś w tym może i jest, ale…

Artyści nie protestowali gdy wytwórnie „walcząc” z piractwem uniemożliwiały legalnym użytkownikom bezproblemowe korzystanie z zakupionych płyt. Artyści nie protestowali i nie protestują, gdy głusi troglodyci wykorzystując technikę cyfrową zniekształcają dźwięk kompresując go, nierzadko przesterowując. Spójrzmy na wykres poniżej. Jakim trzeba być idiotą, żeby tak zmasakrować nagranie? (Poziome przebiegi, to przesterowany, obcięty sygnał.) Jak trzeba być bezczelnym, żeby takie… coś wciskać słuchaczom i żądać za to pieniędzy? Tak wygląda Live in Japan zespołu Blue Cheer wydane przez Sony w 2010 roku. Na płycie znajduje się FBI anti-piracy warning. Chyba niepotrzebnie, bo nawet najbardziej głuchy fan po jednokrotnym przesłuchaniu tego czegoś chronionego prawami wszelakimi przez 150 lat wywali to do śmieci i więcej po żadną płytę Blue Cheer nie sięgnie. A szkoda, bo dobrze grali. Podobnie wyglądają niemal wszystkie tak zwane „remastery”.

bluecheer

Producenci sprzętu także jakby spuścili z tonu. Wygląda na to, że idea Hi-Fi, czyli wysokiej wierności, właśnie dogorywa. No bo jaki jest sens ładować krocie w sprzęt z bóg wie jaką dynamiką, jeśli dynamika nagrania zilustrowanego wyżej nie przekracza jednego decybela? Tak zmasakrowany dźwięk paradoksalnie zabrzmi lepiej na byle odtwarzaczu za grosze niż na zestawie za kilkanaście tysięcy złotych. Wygląda na to, że przemysł rozrywkowy postanowił wykończyć zapis cyfrowy i skłonić użytkowników by przeprosili się z płytami winylowymi. Tym bardziej, że płyty wytłoczone w latach pięćdziesiątych grają do dziś, czego nie da się powiedzieć o wielu płytach kompaktowych tłoczonych w latach dziewięćdziesiątych. Przesterować oczywiście można wszystko, ale na szczęście technologia analogowa i prawa fizyki stanowią dla głupków przeszkodę nie do pokonania.

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Oby.watelu miły. Jesteś „dinozaurem” na wymarciu. Kto w Polsce nie naciąga, nie mąci w głowach? Zaczyna się od biskupów, potem polityków, a potem w zależności od ważności i wysokości konta, leci w dół. Teraz mamienie, obietnice bez pokrycia, wynoszą na pierwsze miejsce w kraju. A Ty domagasz się dobrej jakości? Nie ma jej nigdzie. W jedzeniu także. Wszędzie są ulepszacze, polepszacze, by było taniej, cwaniej.

    A Ty Oby.watelu chcesz tylko aby zachowano jakość? Ktoś Cię posłucha? Nie ma „być albo nie być” jest oszukać, oskubać, zignorować, obrazić.

    Czy nie tęsknię do dobrych rzeczy, smaków, właściwych zasad? Tęsknię, ale już z tęsknoty nie usycham, bo nawet gdybym stała się szczapą, to nikt tym się nie przejmie. Dinozaurka pozdrawia