Wsparcie

Zwykle w kraju panuje prawo. Mamy na myśli kraj cywilizowany. W oparciu o to prawo działają wszystkie instytucje, przedsiębiorstwa oraz obywatele. Każdy wie co jest dozwolone i jakie konsekwencje grożą za niestosowanie się do zasad. Dobre prawo, to prawo stabilne, niezmienne w czasie. Oczywiście wraz z rozwojem cywilizacji pewne korekty zachodzić muszą, ale nie mogą być rewolucyjne, nie mogą wywracać zasad na nice i nie mogą następować zbyt często. Sprawne państwo pracuje jak dobrze naoliwiona maszyna. Gdy coś szwankuje pojawiają się zatory, niepewność, bezradność, nieufność.

Jak skomplikowana i często nieuświadomiona jest sieć powiązań i zależności prześledźmy na przykładzie tak oczywistym zdawać by się mogło jak komunikacja miejska. Jakież tu powiązania? — zapyta ktoś. Pierwszy i oczywisty beneficjent to fabryka pojazdów komunikacji miejskiej — od autobusów po metro. Mniej oczywisty to huta produkująca tory i zakład produkujący podkłady. Ale zostawmy tak dalekie powiązania. Beneficjentami są na przykład… papiernia i drukarnia. Pierwsza dostarcza papier, a druga drukuje na nim bilety. Przedtem był także producent blachy, na której wypisana była trasa przejazdu pojazdu, dziś jednak nie może być wypisana, lecz musi być wyświetlana. Dlatego komunikacja miejska to doskonały klient firm oferujących gadżety elektroniczne — od kasowników, poprzez automaty biletowe, po tablice informacyjne. Te wszystkie elektroniczne cacka wymagają oprogramowania, więc branża informatyczna także nie może narzekać. Potrzebują także energii.

Ta sieć powiązań i zależności sprawia, że komunikacja miejska to nie tylko cena pojazdu, paliwa i poborów pracowników, ale przede wszystkim koszt utrzymywania całej infrastruktury związanej z produkcją i dystrybucją biletów, systemów informatycznych, wyświetlaczy i wszystkich innych mrugających i popiskujących gadżetów. To wszystko sprawia, że wydatki stale rosną, a zyski z biletów i dotacje miejskie przestają wystarczać. W tej sytuacji władze dwoją się i troją szukając dodatkowych źródeł dochodów. Jeden z pomysłów polega na takim wytyczeniu tras, by praktycznie nigdzie nie dało się dojechać bez przesiadki. Można także zarabiać na awarii automatu biletowego.bilet Patent jest banalnie prosty i polega to na tym, że jeśli automat ulegnie uszkodzeniu pasażer ma obowiązek kupić bilet normalny u prowadzącego pojazd tracąc prawo do ulg i zniżek. Jeszcze innym pomysłem jest wprowadzenie biletów czasowych. Rozumowanie jest następujące: „Pasażer nie może przewidzieć korków, ale przewoźnik także. Dlatego korek nie jest usprawiedliwieniem dla jazdy bez ważnego biletu”. Co prawda jeśli autobus stoi w korku, to trudno mówić o jeździe, ale nie można mieć pretensji do rzeczniczki przewoźnika, gdy tłumaczy, że Nie mamy wpływu na sytuacje takie jak korki, wypadki na drodze czy warunki atmosferyczne, na przykład nagłą ulewę. Przecież nie po to zostały wymyślone bilety czasowe, żeby pasażerowie przebywali w stojącym w korku pojeździe nie uiściwszy stosownej opłaty. Można by pomyśleć o dodatkowych biletach postojowych lub korkowych.

Co to ma wspólnego ze wspomnianym na początku prawem? Niewiele. Więcej z bezprawiem i bezczelnym wyłudzaniem pieniędzy. Sytuacja nie jest zero-jedynkowa, bowiem pasażer nie może zrezygnować z podróży gdy ta przeciąga się ponad miarę, lecz zmuszany jest do uiszczenia dodatkowej opłaty, swoistej kary za przestój. Tu kłania się przepis o doprowadzaniu pasażera do niekorzystnego dysponowania mieniem. Tylko jakie ma szanse w zderzeniu z urzędem? Tym bardziej, że ani sądy, ani liczni rzecznicy nie kwapią się by ukrócić tę radosną twórczość.

Za pomocą narzędzi podatkowych państwo może wpływać stymulująco na rozwój jednych branż i dusić inne. Wystarczy, że niektóre produkty obłoży dodatkowymi opłatami „od luksusu”, akcyzą czy innymi podatkami. W ten sposób może stymulować lub niszczyć konkurencję, pobudzać wzrost gospodarczy. Jednak takie sterowanie gospodarką nie daje od razu zysków tym, którzy na nie zasługują. Dlatego najpierw należy maksymalnie zagmatwać prawo i nowelizować je tak często, żeby nie dało się nadążyć za zmianami, a potem tworzyć programy i instytucje „wspierające” a to rozwój, a to branżę, a to to, a to tamto. Przykładem z ostatnich dni jest kosztująca podatników na początek 100 milionów złotych Polska Agencja Handlu i Inwestycji (PAHiI). Wcześniej zapowiedziano program wsparcia mieszkań na wynajem dla mniej zamożnych, a na szeroką skalę realizowany jest program wsparcia rodzin posiadających więcej niż jedno dziecko.

Tam, gdzie państwo wyznacza ramy i pilnuje przestrzegania reguł, tam jest rozwój. Tam gdzie państwo daje plamę, tam powstają programy wsparcia, z których korzystają przeważnie wyłącznie swoi.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Spółki miejskie są de facto monopolistami i korzystają ze swojej pozycji. Należałoby je sprywatyzować i umożliwić powstawanie firm konkurencyjnych. Jednak system demokratyczny jest oparty na partiach politycznych, a one potrzebują intratnych stanowisk, by wynagradzać swoich działaczy.

    1. W każdym niemal mieście po transformacji powstawały prywatne firmy parające się przewozem i konkurujące z miejskim przewoźnikiem. Ale w zarządach miejskich przewoźników zasiadali radni, którzy byli tak zaradni, że wykończyli konkurencję. Komuna wraca szybciej niż nam się wydaje. W Krakowie przejazd prywatnym busikiem kosztował 2 zł gdy MPK życzyło sobie 3 zł. Zamiast obniżyć ceny wykończyli prywatnych przewoźników mnożąc utrudnienia. Dzięki temu do niektórych wsi nic nie jeździ.

  2. Opisujesz problem stary… bo sięgający Średniowiecza. Nie posiadający wiedzy o życiu w Średniowieczu, o ludzkich problemach zwykli gadać „gadasz jakbyś był ze Średniowiecza”

    Jak mówi, to wie? Nie musi umieć, nie musi wiedzieć ani minister, ani zwykły Polak.

    W średniowiecznym państwie poddani, na których spoczywa ciężkie brzemię i nie mający głosu w rozporządzaniu podatkami, żyli w ciągłym niepokoju, czy ich grosiwo nie będzie roztrwonione, podejrzewając, że nie będzie faktycznie zużyte dla dobra i korzyści kraju. To podejrzenie, skierowane do administracji państwowej, przenosiło się w uproszczone domniemanie, że króla otaczają chciwi, podstępni doradcy, albo że ubóstwo kraju wynika z tego, jak dwór królewski trwoni wszystko na pokaz.

    W obecnym czasie, w bełkotliwych mowach, płacących podatki nazywają suwerenem. Czy ma on jakikolwiek wpływ na to, jak podatki są wydawane? Może ktoś go wysłucha? Może weźmie pod uwagę trapiący suwerena niepokój co do bezpieczeństwa, co do wywiązywania się z zawartych z suwerenem umów?

    Rządzący został wybrany i w związku z tym wybierający stracił prawo głosu. Jeśli obawia się o bezpieczeństwo kraju, to musi zadowolić się tym, że minister tworzy drogą armię niedzielną. Najważniejsze aby byli w niej wierzący i siłą wiary, wzmocnieni pokropkiem kropidialnym, przegonili tych, co mają broń, pociski, czołgi i życiem silnych wiarą się nie przejmują.

    Jak to się ma do biletów i związanych z tym oszustw? Maleńkich w porównaniu np. do Amber Gold? Ano ma się. Każdy suweren czy to pracujący, czy to emeryt MUSI OPŁACAĆ SKŁADKĘ ZDROWOTNĄ!!! Nie zapłaci w terminie, to zapłaci z odsetkami, które są wielokrotnie większe niż bankowe. Czy SOKOK-owe. Płacąc składkę zawiera umowę gwarantującą leczenie w przypadku choroby. Doniesienia medialne, własne doświadczenia kolejkowe w oczekiwaniu na wizytę u lekarza, a potem następną kolejkę w oczekiwaniu na badania, a potem następną kolejkę na następne badania, będące wynikiem badań pierwszych. Itd. A leczenia nie ma.

    Czy rządzący wysłucha wyborcę i będzie miał wzgląd na jego cierpienia? Rządzący mają te cierpienia w nosie. Co innego własne. Im ulgę przynosi lecznica rządowa, gdzie w kolejce nie czeka, na badania nie rejestruje się, nie patrzy czy na zakup leków mu starczy.

    Tu dopiero jest cwaniactwo i oszustwo. Wszystkie piramidy finansowe to przy tym pikuś. Przykład niecności, pazerności, bezrządu, cwaniactwa jest wzorem dla wielu Polaków. Ci, którzy takich metod nie stosują, nazywani są najdelikatniej pisząc, głupkami.

    Cytat z książki „Jesień średniowiecza” Johana Huizinga