Wolne żarty

Po dwudziestu latach od transformacji Polska stoi na rozdrożu. Nie ma znaczenia, czy Wojewódzki i Figurski dopuścili się rażącego chamstwa, ponieważ to akurat nie stanowi żadnego problemu. Problemem jest to, że publikatory i instytucje publiczne zakłamują i zniekształcają przekaz. A to prędzej czy później odczuje każdy na własnej skórze, gdy przestanie liczyć się to, co zeznał, a zacznie co z tych zeznań zrozumiał funkcjonariusz.

Gdy Polska odzyskała niepodległość najgłośniej za pozostawieniem cenzury gardłowały środowiska prawicowe i Kościół. Cenzurę zlikwidowano, bo nie udało się ustalić kto będzie cenzurował i dlaczego akurat Kościół. Gdyby prawica miała wtedy więcej do powiedzenia, to dziś towarzysze z Korei Północnej przyjeżdżaliby do nas na szkolenia z cenzurowania. A tak dopiero teraz, po transformacji ustrojowej polegającej – jak już coraz wyraźniej widać – na przekształceniu państwa socjalistycznego w wyznaniowe i zamianie Moskwy na Watykan nadciąga kres niezależności mediów.

Za komuny, mimo cenzury, radio emitowało programy satyryczne. One w pierwszej kolejności padały ofiarą niepokojów i zawirowań. Bowiem śmiech, satyra, kpina, żart to najpotężniejsza broń, dużo groźniejsza niż strajki i manifestacje. Mimo, iż w szkole w owych czasach nie było religii, to trudno było znaleźć człowieka, nawet z wykształceniem podstawowym, który nie rozumiałby satyry, przymrużenia oka, nie pękał ze śmiechu na składających się praktycznie samych aluzji i niedomówień programach kabaretów Tey, Elita czy Pod Baranami.

Z radia Tok FM po cichutku, bez rozgłosu zniknęły audycje satyryczne. Co prawda zwykle było tak, że mówili satyrycy, a rżeli słuchacze, a nie odwrotnie, ale – parafrazując slogan reklamowy – jakie radio, taka satyra. Teraz i tego nie ma. Radio ze stacji opiniotwórczej, gdzie każda audycja miała jakiś temat, przesłanie, przekształciło się w mdłą tubę, gdzie nudne audycje służą tylko zapełnieniu ramówki. Coś na kształt I. programu Polskiego Radia w czasach minionych. Pozostali starzy wyjadacze sprawiają wrażenie przekłutego balonika. A bieżące sprawy krajowe omawiane są jakby pod przymusem.

Tymczasem w kraju do głosu doszli ci, którzy splugawili język, zafałszowali znaczenie wyrazów. Nie potrafią poprawnie sformułować zdania w języku ojczystym, dlatego muszą na każdym kroku zapewniać, że są Polakami. I to najprawdziwszymi. Ich wypowiedzi polemiczne przeważnie nigdy nie odnoszą się do tematu, z reguły do osoby. Nie są w stanie sklecić zdania, w którym by kogoś nie obrazili czy nie opluli. Stąd jak nikt znają się na chamstwie i swojaka rozpoznają nawet w obozie przeciwnym. Teraz to oni nadają ton dyskursowi publicznemu.

Powoli wolne media odchodzą do lamusa. Wszystkie Rady i inne gremia dowodzą raz po raz, że nie po to je powołano, żeby można było swobodnie głosić poglądy swoje, a nie przewodniczącego czy prezesa. Raz są wyjątkowo surowe, innym razem niebywale pobłażliwe. Raz surowość okażą, innym razem tylko dobrotliwie upomną. Dlatego bez żadnych przeszkód i połajanek działają i tworzą wielcy polscy patrioci, kwiat dziennikarstwa polskiego, aż do bólu niezależnego od głębszych, samodzielnych przemyśleń. Zaś casus Wojewódzkiego i Figurskiego dowodzi, że nie trzeba cenzury instytucjonalnej, by uciszyć niewygodnych i nieposłusznych. Z kolei koleje losu innych mediów, które choć prywatne mają na przykład status nadawcy publicznego dowodzi, że w tym kraju nie uczciwością i pracą ludzie się bogacą.

Dlatego żadna rada, nawet z etyką w nazwie złego słowa nie powie o dziennikarzach i prezenterach z mediów specjalnej troski. Nie potępi kłamstw, pomówień i oszczerstw. Wyjaśnił to jeden bloger w sposób, który może stanowić wzorzec kultury wypowiedzi: Nie zrobią tego z prostego powodu. Nie są prymitywną hołotą o bolszewickich manierach, pozującą na Europejczyków i rechoczącą z „dymania orła białego”, choć z butów od Vuittona wystaje im słoma pamiętająca żniwa w sowieckich kołchozach.

 

PS.
Dominika Wielowieyska w Poranku (mp3) złamała obowiązującą w tak zwanym głównym nurcie (po polsku mainstream) dyscyplinę. Zaczęła jak pan bóg przykazał odsądzając Wojewódzkiego i Figurskiego od czci i wiary. Jednak po wygłoszeniu obowiązującej formułki przyznała, że jednak obaj panowie nie obrazili Ukrainek, a wyśmiewali nowobogackich Polaków, których stać na zatrudnienie kogoś do pomocy w domu, właśnie z Ukrainy, i wyśmiewa sposób, w jaki te panie są u nas traktowane. Podobnie lawirowała p. Agata Nowakowska.

Wielowieyska, żeby choć trochę być w zgodzie z wytycznymi, uznała że Wojewódzki i Figurski to jednak głupcy. Ponieważ precyzyjnie nie zaznaczyli, jak to czynił swego czasu Łasiczka z Olszakiem, że prowadzą program satyryczny. No i nie wyjaśnili głąbom z czego i kiedy należy się śmiać. W przeciwieństwie do wymienionych, którzy ze swoich kawałów śmiali sie sami, wiec nikt nie mógł mieć wątpliwości, że to żart.

Na szczęście obaj zaproszeni do Poranka panowie, z Rzeczpospolitej i z Dziennika, stanęli na wysokości zadania i wykazali, że obraza, zniewaga i chamstwo to jest to, co oni i ich środowisko uznaje za obrazę, zniewagę i chamstwo. Dlatego na przykład list (mail) do Biedronia to broń boże żadna tam obraza tylko prawda, względnie opinia. W ostateczności informacja.

Dodaj komentarz