Wiosna Biedronia

Robert Biedroń atmosferę tajemniczości i niepewności budował i wzmacniał grubo ponad rok. Czego on przez ten czas nie zapowiadał! Najpierw zapewnił, że będzie kandydował na prezydenta Słupska. Potem obwieścił, że jeszcze nie wie czy będzie kandydował, ale jak tylko się dowie, to oczywiście powie. Koniec końców nie wystartował w wyścigu do fotela prezydenta zadowalając się mandatem radnego. Po czym oznajmił zachwyconym wyborcom, żeby na niego nie liczyli i zrezygnował z pełnienia funkcji radnego. Następnie obiecał z szerokim uśmiechem, że wystartuje w wyborach do parlamentu europejskiego, ale tych, którzy okazali mu zaufanie i oddali na niego głos potraktuje z równą powagą jak słupszczan — zrezygnuje z mandatu, bo ma ambitniejsze cele. Co prawda wystrychnie w ten sposób wyborców na dudka, ale dowie się lepiej niż z sondaży na jakie poparcie może liczyć. (Buńczuczne zapowiedzi można sobie powspominać tutaj oraz tutaj.)

Budowanie nastroju choć ekscytujące nie mogło trwać wiecznie. Ze względu na kalendarz wyborczy kiedyś trzeba było wreszcie odkryć karty. I  oto nie tylko ujawniono nazwę partii — Wiosna — ale także zaprezentowano tak zwany „program”, na który złożyły się populistyczne slogany, frazesy, komunały i banały. Ponieważ pierwsze w kolejności są wybory do Parlamentu Europejskiego, więc Biedroń zmieni najpierw Europę. Oczywiście nie osobiście, bo z mandatu zrezygnuje zaraz po wyborach.

W centrum naszego myślenia o Unii Europejskiej jest człowiek i jego codzienne problemy. Wprowadzimy jednolite standardy opieki zdrowotnej w Unii Europejskiej. Każda obywatelka i każdy obywatel Unii będą mogli korzystać z opieki zdrowotnej w każdym kraju na równi z jego obywatelami, bez wyrabiania dodatkowych kart czy zaświadczeń.

To oczywiście nie wszystko, ponieważ

Sprawimy, że każda Europejka i każdy Europejczyk do ukończenia 26. roku życia będą mogli podróżować bezpłatnie lądowym transportem publicznym na terenie całej Unii. To wsparcie w rozwoju i poznawaniu świata oraz działanie na rzecz środowiska naturalnego.

Jeśli chodzi o zagranicę to już wszystko. Nie ma mowy o polityce zagranicznej, nie wiadomo jaki jest stosunek Biedronia do Niemiec, Rosji, czy Stanów Zjednoczonych. Ze spraw międzynarodowych poruszony został wyłącznie konkordat, którego nie należy wypowiadać, a jedynie „renegocjować”.

Populizm ma to do siebie, że nie przykłada wagi do tego, czy proponowane rozwiązania mają sens, lecz czy dobrze brzmią. Dlatego program nowej partii sprowadza się do rozdawnictwa z jednej strony i nierealnych obietnic z drugiej. Widać, że Biedroń peregrynując po kraju doskonale odrobił lekcje i bezbłędnie ocenił poziom intelektualny elektoratu. Indianie w Ameryce za garść świecidełek płacili złotem. Tutejszym też niewiele trzeba. Wystarczy uwielbiana przez każdą władzę Maryla Rodowicz, błyskające lasery i konfetti.

Co proponuje Biedroń? Na przykład skrócenie oczekiwania na lekarza specjalistę do 30 dni. Gdy w tym terminie lekarz się nie pojawi pacjent dostanie zwrot kosztów leczenia prywatnego. Nie ma mowy o żadnych zmianach systemowych w służbie zdrowia, o konkurencji, ubezpieczeniach. Mając naprzeciw siebie niezbyt rozgarniętych wyborców może sobie pozwolić na opowiadanie dubów smalonych. Ilu rozumie, że „zwiększenie finansowania w opiece zdrowotnej” to sięgnięcie głębiej do kieszeni podatników bez gwarancji poprawy? Ilu już się zorientowało, że zawsze sami sobie finansują to, co politycy im obiecują?

Składka emerytalno-rentowa jest dużo wyższa od podatku, a emerytury coraz niższe. Jak ten problem ma zamiar rozwiązać Biedroń? W najprostszy możliwy sposób — rozdając pieniądze. Każdy, bez względu na to czy płacił składki czy nie był frajerem i nie płacił, dostanie swoją dolę i to nie tak małą — 1.600 zł, czyli 2.200 zł brutto, niewiele mniej od dzisiejszej płacy minimalnej. Oczywiście Biedroń płacę minimalną także podniesie:

Będziemy stopniowo podnosić płacę minimalną, z 2700 złotych w przyszłym roku, urośnie ona do 3000 złotych za dwa lata i 3500 złotych brutto za pięć. Do 2028 roku trwale powiążemy ją z przeciętnym wynagrodzeniem – będzie wynosić 60% średniej płacy.

Brzmi dobrze, ale jak ta średnia będzie liczona? Bez płacy minimalnej? Chyba tak, ponieważ jeśli włączy się do obliczań płacę minimalną, to każda jej podwyższenie zwiększy także średnią. Pytania jak uregulowania rodem z gospodarki nakazowo-rozdzielczej mają się do gospodarki rynkowej nie ma nawet sensu stawiać. Można jedynie przypomnieć, że w 1994 roku minimalne wynagrodzenie wynosiło 2.400.000 zł (słownie: dwa miliony czterysta tysięcy). To oznacza, że nie ma znaczenia kwota, jaką się zarabia, lecz to, co można za nią kupić, czy starczy na czynsz i opłaty, czy da się za te pieniądze przeżyć. O tym program milczy. I słusznie, bo nadmierne wtrącanie się władzy do gospodarki zawsze kończy się katastrofą. I choć wiadomo o tym od zarania dziejów, choć historia nie odnotowała przypadku, by ręcznie sterowana, przygnieciona zakazami i nakazami gospodarka odniosła sukces, to zawsze znajdzie się ktoś, kto wierzy, że mu się uda i cała masa wyznawców, którzy także wierzą, że mu się uda.

W gospodarce rynkowej popyt napędza podaż i odwrotnie. Biedroń dodając, podnosząc, wypłacając niektórym rozkręci spiralę żądań i jeszcze bardziej zantagonizuje społeczeństwo. Zostanie zachwiana krucha równowaga. To zjawisko obserwujemy już teraz. Praktycznie nikt nie jest zadowolony i każdy uważa, że zarabia za mało i należy mu się więcej. Nie przypadkiem w programie nie ma ani słowa o finansach, budżecie i idącym w biliony złotych zadłużeniu. Choć żyjemy na kredyt, a pierwsze oznaki spowolnienia gospodarczego są coraz lepiej widoczne, to Biedroń daje do zrozumienia, że budżet państwa to studnia bez dna, z której można czerpać w nieskończoność.

Przeglądając program Biedronia można odnieść wrażenie, że udało mu się osiągnąć szczyt populizmu i nikt go nie przebije. Nic bardziej mylnego. Udało się dzielnym górnikom. Biedroń całkiem słusznie zauważył, że

Przez węgiel traci państwo, gospodarka i my wszyscy – widzieliśmy to już na przykładzie rachunków za prąd elektryczny. Jeśli nie zapewnimy ludziom czystego powietrza, a środowisku czystej energii, czeka nas katastrofa. Dlatego do 2035 roku odejdziemy od gospodarki opartej na węglu.

Na to musieli zareagować zainteresowani. Szef śląskiego związku zawodowego bez owijania w bawełnę powiedział wprost co myśli. Myślę, że górnictwo i górnicy mogą dać doskonałą odpowiedź na propozycje Roberta Biedronia, który chciałby, aby w 2035 r. w Polsce skończyła się era węgla. Branża musi pokazać, tym którzy tego jeszcze nie wiedzą, że jest nowoczesna, konkurencyjna i jak wiele wnosi do krajowej gospodarki. Jeszcze więcej wnosi do klimatu, ale tego już działacz nie dodał. Bowiem Ekolodzy muszą zrozumieć, że węgiel nie jest źródłem zła. Wydaje im się, że jak wyeliminują węgiel, to rozwiążą problem smogu. I w ten oto sposób panowie pogadali sobie jak populista z populistą. Jeden sprowadził problem węgla wyłącznie do smogu, drugi też nie dostrzegł problemu głównego — emisji dwutlenku węgla i związanych z nią zmian klimatu. A o klimacie w programie nie ma nic, kompletnie nic. Problem nie istnieje.

Analizować program Biedronia, to jak omawiać kolejne kroki ministerstwa głupich kroków Monty Pythona. Nawiasem mówiąc tam także uskarżano się na zbyt niskie dotacje. Trudno nie dostrzec, że skrojony jest pod niezbyt rozgarniętych wyborców, którzy nie będą zastanawiać się co jest realne, co ma sens, a co jest czystą mrzonką lub w ogóle nie ma sensu lub jest nierealne. Dlatego poza kilkoma banałami nie ma w programie nic na temat wyzwań współczesności. Odejście od węgla na przykład brzmi obiecująco tyle, że nie da się go zastąpić wyłącznie wiatrem i słońcem, chociażby dlatego, że wiatr nie zawsze wieje, a słońce nie zawsze grzeje. Musi być zastąpiony czymś innym, a jedyną sensowną alternatywą jest energia jądrowa. Ale o tym w programie ani mru mru. Jeśli chodzi o naukę, to co prawda jest jakaś mglista obietnica przeznaczenia 2% PKB na „innowacje oparte na współpracy”, ale nie ma ani słowa o kulturze. Te braki potwierdzają przypuszczenie, że program został skrojony pod nierozgarniętych i niedouczonych. Rozumowanie znane jest od dawna: ludzie nie mogą związać końca z końcem a oni pieniądze marnotrawią na jakieś badania czy przedstawienia w teatrach.

Podsumowując można ten zbiór populistycznych pobożnych życzeń i obietnic, w większości bez pokrycia, podsumować może niezbyt elegancko, ale adekwatnie: srali muchy będzie wiosna.

 

PS.
O srających muchach mowa jest w filmie „Wyjście awaryjne”. Warto zerknąć także i z tego względu, że władza tam pokazana jako żywo przypomina obecną. A i jakże aktualny temat padliny także został poruszony…

Dodaj komentarz


komentarzy: 1

  1. Jeśli chodzi o konkordat, to chyba ukłon w prawą stronę. Ale zdecydowanie nie w moją. Tylko jego zerwanie może wchodzić w rachubę, bo umowa konkordatowa takiej możliwości jak wypowiedzenie nie przewiduje. Poza tym nie trzeba go nawet zrywać, bo Suchocka podpisała go, gdy już utraciła do tego uprawnienia. ważne są też głosowania w Sejmie, a tu były spore braki.

    Na kogo prowincjuszka  ma głosować? Senatorowie PO w swojej totalnej głupocie chcą DZIEWIĘĆ DNI ŚWIĘTOWANIA z okazji pierwszej pielgrzymki JP2.

    Chyba PIS mi tylko zostaje. I gardłowanie aktywne za nimi. Wtedy jest szansa na leczenie w rządowej lecznicy bez liczenia kosztów leczenia, bo te są nieograniczone oraz jakiś etacik za  …. nic. Trzeba tylko zgłosić  swoje nawrócenie, ale niekoniecznie w działaniu, bo pyskówka wystarczy. No i swoje nawrócenie na PIS. Szanowny prezes ma litościwe serce i jakoś nawróconą kasą obdaruje. Same korzyści będą.

    p.s. W Polsce populizm dobrze się sprzedaje. Populizm oraz brak nadziei na normalność czyli „tonący brzytwy się chwyta”