Wiosenne porządki

Obecnie wiosenne porządki wiązane są ze świętem Wielkiejnocy. Jednak tradycja Słowian mówi co innego.

„Współcześnie dostrzega się zanik naszych zwyczajów i obrzędów, czyli tego, o co nasi przodkowie dbali i przechowywali w pamięci zbiorowej. Warto by je przypomnieć.

Ważnym elementem celebracji nadchodzącej wiosny są „wiosenne porządki”, które dzisiaj już straciły na magicznym znaczeniu. Domostwa były dawniej poddawane dokładnemu sprzątaniu, aby pozbyć się pozostałości po minionym roku i przegonić szkodliwe duchy. Szczególnie przy tym ważne jest pozbycie się przedmiotów związanych z zimą i obumieraniem, takich jak suszone kwiaty czy przedmioty zniszczone. Oczyszczenie czy też obmycie obowiązywało również ludzi i zwierzęta w gospodarstwie. Po wysprzątaniu dobrze jest ubrać inny, czysty strój.

Jednocześnie przygotować trzeba świeży, biały obrus do nakrycia stołu, który przystraja się bukietem kwiatów, a następnie okadzić wszystkie pokoje odpowiednim ziołem – chodząc od pokoju do pokoju przeciwnie do wskazówek zegara, a kończąc na progu drzwi wejściowych. Najlepiej, aby była to szałwia, lawenda, rozmaryn lub tymianek. Zioła można skruszyć w moździerzu, a następnie przypalić węgielkiem w ognioodpornym naczyniu. Przy okadzaniu konieczne jest otwarcie na oścież okien, ponieważ przez nie uleci dym wraz z zanieczyszczeniami, pozostawiając dom uświęcony i gotowy na dalsze rytuały.”

całość bardzo interesująca tu: Wiosenne święta i zwyczaje słowiańskie

W domu mojego dzieciństwa, gdzie porządki biegły tak starodawnym obyczajem „omiatało się ściany”. Na szczotce owijało się miękki kawałek bawełnianego materiału i raz za razem pociągało z góry w dół. Ściany wyglądały czysto, ale po omiataniu materiał czysty nie był. Wszechobecny kurz także osiada na ścianach. Oprócz takiego czyszczenia wyjmowano wszystkie rzeczy z szaf, które były czyszczone wewnątrz przy pomocy wilgotnej ścierki.

Mieszkanie po sprzątaniu także trzeba było „okadzić” Służyła do tego gałązka jałowca, z którą w ręku obchodzono wokół pokoje przy otwartych oknach by złe powietrze uszło. Tak było dopóki nie zamieszkali rodzice w bloku, a Babcia była już w wieku, gdy nie sprzątała. Wprawdzie nie sprzątała już dużo wcześniej, ale miała baczenie by z wiosną złe wygonić dla zdrowia.

Nie rozumiałam wtedy jaki ma związek zdrowie z okadzaniem, ale to był ciekawy wiosenny rytuał. I huk roboty z opróżnianiem szaf, bieliźniarek, kredensu (mycie półek i wszystkich szklanych naczyń), itd. Mimo, że w meblach były rzeczy czyste i meble były zawsze zamykane, to było co z kurzu wycierać.

Jedno trzeba powiedzieć, że mieszkanie było świeże, powietrze dobre, a nastroje pogodne.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o zwyczaje. Ponieważ czynności sensowne i wskazane, jak wietrzenie mieszkania czy sprzątanie, obrastają w zabobonne rytuały z rozsądkiem nie mające nic wspólnego. Na zimę okna się uszczelniało, w piecach paliło, węgiel oszczędzało. Zimno bywało. Teraz klimat się ociepla, mrozy coraz rzadsze, okna szczelne, otwierają się cały rok, nie tylko od wiosny do jesieni, więc wiele ze „starych zwyczajów” jest po prostu bez sensu. Poza tym z tego, że nasi przodkowie coś robili tak nie wynika, że robili dobrze.

    1. Masz rację. Ja nie piszę, że należy wracać do dawnych obyczajów. Piszę, że były i że zanikają.Jest jednak ruch przypominający wierzenia, kulturę dawnych Słowian. Sprzed katolicyzmu.

      Ludzie wypełniali sobie czas. W tamtym czasie byli bajarze, którzy (często z gęślami) wędrowali od osady do osady i opowiadali o bohaterach, o czasach minionych.
      Pamiętam, że dopóki nie pojawił się u nas telewizor, to zjawiali się goście (przeważnie mężczyźni) by wymieniać się wspomnieniami. Opowieści często powtarzały się, ale nikt nie mówił to już opowiadałeś.

      Potem rodzice kupili tv i goście przychodzili nadal. Szczególnie w czwartki. Wszyscy tylko słuchali. Pogaduszki stały się o wiele rzadsze. Dlaczego nie pamiętać o dawnych zwyczajach? Chociażby po to by jako „nowość” nie wsadzać chorego dziecka do piekarnika, zamiast go zaszczepić.

      Kilka razy do roku robię nowoczesne okadzanie. Na płytkę kuchenki, tę od palnika, sypię zmiażdżone ziele angielskie, skruszone liście laurowe, miętę, itp. i podpalam.

      Zdarzało się, że drzemiący mąż zrywał się z okrzykiem: pali się!!!. Mały przewiew – otwarte w kuchni okno – wentylacja – i pożaru nie ma. ;-)))

      Lata ku temu nieodpowiednie, a czasami nadal pstro w głowie. Często ku radości domowników, a na pewno wnuków.

      Co do okien, to wsiach okna nie otwierały się. Zawiasy były kosztowne. Wywietrzenie smrodów, zaduchu było konieczne gdy aura na to pozwalała.

      Obyczaje to dla mnie historia dnia codziennego.