Walczące Eurydyki

Historia to nauka. Nauka którą uprawiają historycy, politycy, urzędnicy oraz bajkopisarze. Na przykład było tak.

Przez ponad 100 lat Polki walczyły na wszystkich frontach świata. Co prawda większą część tego okresu Polski nie było na mapie, ale nie przeszkadzało to Polkom walczyć o… Nie, nie o wolną ojczyznę, o jej powrót do atlasów. Polki o prawa wyborcze kobiet walczyły. Walka zakończyła się pełnym sukcesem, ale z uwagi na to, że — jak już wspomniano — Polski jeszcze nie było, więc prawa wyborcze uzyskały na razie obywatelki Nowej Zelandii już w 1893 r. A potem ruszyła lawina — 1902 r. Australia, 1913 r. Norwegia, 1915 r.  Dania i Islandia. I wreszcie w 1918 r…

Marszałek siedział przy stole z ponurą miną. Tylko dzięki błyskawicznemu odwrotowi udało mu się ujść cało przed szturmującymi z lądu, morza i powietrza kobietami. Ale szybki manewr tylko opóźnił nieuchronne. Okrążony, bez nadziei na odsiecz, mógł poddać się lub polec. Wyjrzał prze okienko. Jak okiem sięgnąć walczące. Zrezygnowany machnął ręką i zaczął pisać.

DEKRET
o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego.

Na podstawie uchwalonego przez Radę Ministrów projektu stanowię co następuje:

ROZDZIAŁ I.
Prawo wybierania.

Art. 1. Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat…

Gdy skończył wywiesił białą flagę, a 6 grudnia 1918 roku dekret ukazał się w Dzienniku Praw Państwa Polskiego № 18. Od tej pory kobiety w Polsce mają prawo wybierać i być wybierane.

Art. 7. Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele (Iki) państwa posiadający czynne prawo wyborcze, niezależnie od miejsca zamieszkania jak również wojskowi.

Te wydarzenia przypomniała p. Sylwia Spurek, zastępczyni RPO: Mamy 2018 rok, sto lat temu Polki wywalczyły prawa wyborcze. Chcielibyśmy dyskutować o takich problemach, jak większy udział kobiet w polityce czy biznesie, a tu trzeba interweniować w sprawach elementarnych: przemocy we własnym domu, opresji przy porodzie, gorszych zarobków tylko z tego powodu, że ktoś jest kobietą.

Niezaprzeczalnym faktem jest, że mężczyźni nie doświadczają opresji przy porodzie. Ale nie tylko. Okazuje się także, że nie krwawią regularnie co miesiąc, ponieważ w wieku rozrodczym są praktycznie całe życie, nie przechodzą bolesnej menopauzy i w ogóle są nadmiernie uprzywilejowani. To niesprawiedliwe, okrutne — przekonuje zastępczyni Rzecznika kontynuując jeremiadę. Kobiety nie czują się bezpiecznie w przestrzeni publicznej, są narażone na poniżanie, przemoc seksualną. Podejmują pracę w gorzej płatnych zawodach, pracują w niepełnym wymiarze czasu pracy, bo trudno im pogodzić role rodzinne i zawodowe, mają więcej przerw w pracy. W konsekwencji żona dostaje dużo niższą emeryturę niż mąż, a po jego śmierci zostaje na kilkanaście lat sama, w biedzie. Odkąd pamiętam miałam poczucie, że coś jest nie tak ze światem, bo kobiety nie są traktowane sprawiedliwie, mężczyznom wolno więcej. Coś z tym trzeba zrobić.

Pani rzecznik przekonuje, że szkoła powinna uczyć o prawach człowieka, o równości, o tolerancji, o stereotypach. Zdumiewający postulat jeśli wziąć pod uwagę, że 81% nauczycieli to… nauczycielki. Dlaczego szkoła, składająca się z praktycznie z samych kobiet nie uczy o prawach kobiet? Gdzie są wszystkie jakże liczne organizacje kobiece, gdzie są wszystkie możliwe rzeczniczki praw wszelakich? Co robią, co zrobiły dotąd? Zastępczyni Rzecznika PO ma żal do wszystkich, bo kobiety walczyły, a nikt, włącznie z ich koleżankami, nie traktowali ich poważnie. Mam żal do każdego kolejnego rządu od 2001 roku. Prawa kobiet nie były nigdy poważnie traktowane, nie zostały włączone do polityk publicznych, nawet jeśli padały deklaracje i były działania wycinkowe.

Żeby wygrać trzeba wiedzieć o co się walczy i z kim. Z wywiadu z Piotrem Pacewiczem wyłania się natomiast obraz nędzy i rozpaczy. Gdyby udało się zrealizować choć część postulatów pani rzecznik samo spojrzenie na kobietę byłoby karane grzywną, a za podniesienie głosu szło by się za kratki. Przy czym oczywiście nie działa to w obie strony, dlatego wyzywanie i poniżanie mężczyzn przez innych mężczyzn lub kobiety żadną miarą nie zasługuje na miano hejtu i przemocy.

Państwo prawa to państwo, w którym wszyscy są równi wobec prawa. Kobiety na urzędach i w niezliczonych organizacjach kobiecych dążą nie do zrównania praw, ale do postawienia połowy ludzkości ponad prawem. Bo niebezpieczne może być nawet chodzenie po ulicy. Idzie sobie taka kobieta ulicą, a tu mężczyźni się na nią gapią, a niektórzy, lepiej wychowani, dzielą się uwagami. Jeżeli idę ulicą i ktoś mnie obejmie, to może to być przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego, wyczerpujące znamiona przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej. Ale nie zawsze. W przestrzeni publicznej – mówiąc kolokwialnie – musimy kombinować z tymi przepisami. Jeżeli ktoś za mną krzyknie coś obraźliwego, to mogę zareagować, ale trudno wymagać, żebym za każdym razem – a takie rzeczy kobietom zdarzają się często – składała pozew o ochronę dóbr osobistych. Zwłaszcza, że nie znam danych sprawcy, a reakcja policji – o ile jest pod ręką – też może być lekceważąca. Obecne przepisy nie gwarantują kobietom pełnego bezpieczeństwa.

Krzyczenie za kobietą jest niebezpieczne i stwarza dla niej śmiertelne zagrożenie. Podobnie jak zachwycanie się na przykład gustowną bluzeczką. Na szczęście wchodząc do Unii Europejskiej musieliśmy wdrożyć dyrektywy unijne i w 2002 oraz 2004 roku znowelizowaliśmy kodeks pracy. Jest tam już definicja dyskryminacji pośredniej i bezpośredniej, w tym molestowania seksualnego, jako każdego nieakceptowanego zachowania o charakterze seksualnym lub odnoszącego się do płci. To pojemne sformułowanie, ale dla celów dowodowych kluczowe  jest, żeby ofiara naruszenia ten brak akceptacji jakoś wyraziła. Molestowaniem jest samo zwracanie się do kobiety „proszę pani”, ponieważ bezpośrednio odnosi się do płci. To może tłumaczyć dlaczego walki kobiet walczących o przywileje nie popierają nawet kobiety.

Trudno dzisiaj uwierzyć, że jeszcze niedawno kobiety nie miały praktycznie żadnych praw. Po tysiącleciach stagnacji wszystko zaczęło się zmieniać wraz z rozwojem cywilizacji. Prawa wyborcze panie uzyskały pod koniec XIX wieku, ale nie wszędzie. W Arabii Saudyjskiej mogą kandydować i głosować dopiero od trzech lat. Do połowy XIX wieku nie mogły uczyć się i studiować. Pierwsza kobieta ukończyła studia w Stanach Zjednoczonych dopiero w połowie XIX wieku. Na terenie Polski tylko Uniwersytet Krakowski (Jagielloński) pozwolił kilku kobietom studiować, ale nie miały prawa zdawać egzaminów. Dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym kobiety w Polsce mogły zostać sędziami, ale w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku w niektórych stanach obowiązywał zakaz pełnienia przez kobiety funkcji sędziego. Dopiero po II Wojnie Światowej kobiety otrzymały prawo zaślubin z obcokrajowcami bez utraty obywatelstwa polskiego, bowiem w okresie międzywojennym kobieta, która wyszła za mąż za obcokrajowca z automatu traciła obywatelstwo. Po drodze uzyskały prawo do posiadania własnego majątku i rozporządzania nim (1946 r.), a także… sprzeciwiania się mężowi (od 1921 roku).

Czy to wszystko kobiety „wywalczyły”? Nie. Te wszystkie prawa stały się oczywiste w miarę rozwoju cywilizacji. Teraz jednak na straży starego porządku, próbując zagonić kobiety z powrotem do alków i garów, stoi wiara i liczące dwa tysiące lat chrześcijańskie korzenie Europy, której Polska stanowi przedmurze. Jeśli tego sobie walczące panie nie uświadomią, to wszystkie ich wysiłki spełzną na niczym, a im bardziej będą naciskać, tym bardziej opór materii będzie większy. Przeciw sobie mają bowiem nie tylko parafian, ale i parafianki. I to je w pierwszym rzędzie powinny przekonać do swoich racji. Przyjmując do wiadomości, że mogą się mylić i że należy tu i ówdzie pójść na ustępstwa.

Nie wszystko jest molestowaniem, a penalizacja chamstwa po określeniu go mianem „hejt” to droga jeśli nie do zamordyzmu, to donikąd.


Tytuł to parafraza tytułu piosenki Anny German „Tańczące Eurydyki”.

Dodaj komentarz