W sumie nie tylko w lustro

Można odsądzać posłów głosujących jak wczoraj, nie po raz pierwszy zresztą, od czci i wiary. Można zarzekać się, że ‚już nigdy’ ich nie poprzemy. Takie zastrzeżenie miałoby jednak sens i pewnie wywarłoby na wybrańcach jakieś wrażenie, gdybyśmy to my, wyborcy – jak chce konstytucja – decydowali o tym, kto znajdzie się na listach wyborczych. Decyduje jednak lider partyjny, a ordynacja jest tak skonstruowana, że do sejmu wchodzą ci, na których głosowała większość oraz ci, na których głosowała tylko rodzina i kilku znajomych. Reszta wykrusza się na progu. Dlatego z pokrzykiwania i straszenia nikt nic sobie nie robi mając wyborców tam, gdzie plecy nazwę swą szlachetną kończą.

Weźmy takiego premiera. Może sobie pozwolić na bezkarne opowiadanie bajek, obiecywanie gruszek na wierzbie, składanie deklaracji bez pokrycia, bo wie, że nikt go nie rozliczy, przed nikim nie musi się tłumaczyć. Odpowiedzią na pomstowanie, pretensje, żale jest wzruszenie ramion. Przypomnijmy sobie co deklarował tuż przed wyborami: Jeżeli chodzi o związki partnerskie, ja jestem gotowy do dyskusji w tej kwestii. Nie chciałbym, żeby ona była taką „wrzutką wyborczą” ze strony niektórych. Chyba nie będzie piekła, jeżeli damy sobie kilka miesięcy czasu, aby te kwestie spokojnie i precyzyjnie uregulować. I przypomnijmy sobie na co potrzebne było te kilka miesięcy – na „spokojne i precyzyjne” utrącenie po wyborach kwestii związków partnerskich.

Wielokrotnie posłowie wykazywali, że nie ma dla nich znaczenia, czy „siłą przewodnią” jest Episkopat czy Komitet Centralny PZPR, bo liczą się tylko wytyczne. Sumienie zaś, na które się powołują, naprawdę nazywa się posłuszeństwo względnie służalczość lub podległość. Nie da się inaczej wytłumaczyć stawiania sumienia, czyli widzimisię, nad logikę, rozsądek, naukę, badania, fakty. To charakterystyczne, że im słabsza władza, im bardziej nieudolna, tym radykalniejsza, tym bardziej restrykcyjne prawo i szykany. Wystarczy wspomnieć ostatnie paroksyzmy PZPR i Stan Wojenny, wystarczy rzucić okiem na ekran telewizora i oglądnąć szamotaninę rządu Syrii, a wcześniej innych.

Dlatego nawet nie ma sensu pytać posła Godsona, czy spoglądając w lustro widzi niezależnego, samodzielnie myślącego polityka, pragmatycznego, dbającego o interes kraju i obywateli, czy popychadło pod dyktando podnoszące łapkę i naciskające przycisk. Nie ma też najmniejszego sensu dociekać, dlaczego sumienie posła Godsona, i nie tylko jego, jest ważniejsze od sumienia Jana Kowalskiego czy Janiny Kowalskiej. Swego czasu Jan Kowalski i Janina Kowalska zawierzyli programowi wyborczemu partii, z list której startował Godson wierząc, że gdy Godson zostanie posłem nie będzie się wywyższał i stawiał sumienia swego nad sumienia pozostałych milionów obywateli tylko dlatego, że ma władzę i może. Niestety, po raz kolejny okazało się, że wiara nie czyni cudów, a polityk, który dorwał się do koryta traci wzrok i nie dostrzega już wokół niczego poza własnym nosem.

Nie można jednak przejść obojętnie obok tego, co wygaduje poseł Godson. A mówi rzeczy, z których wynika, że kompletnie nie rozumie jaką rolę powierzyli mu wyborcy. – Powtórzę jeszcze raz, to byłby najgorszy błąd – zmuszać ludzi do glosowania wbrew swojemu sumieniu. Jeśli platforma wprowadzi dyscyplinę przy takich głosowaniach to z niej po prostu odejdę. Ciśnie się na usta tylko jedno określenie, więc zastosować wypada terminologię zastępczą – Jezus Maria. Panie Godson! Pan jest posłem po to, żeby służyć interesom kraju i zamieszkujących go mieszkańców! Gdzie pan odejdzie? Do Talibów, jak tylko pojawią się w okolicy, bo mają zbliżone do pańskich poglądy w niektórych kwestiach? I sumienie też nie pozwala im zabijać nienarodzonych? Dlaczego startował pan z listy PO, skoro pana program wyborczy to „uczynić moje poglądy i przekonania obowiązującym prawem i narzucać je wszystkim”? Po co czekać, mr. Godson? Poseł Suski przywita pana z otwartymi ramionami….

Da się, a w zasadzie nie ma innego wyjścia, utrzymać dziecko niepełnosprawne za zasiłek. Oczywiście pod warunkiem, że któreś z rodziców nie zarabia więcej niż niecałe 1800 zł netto. Miesięcznie jest to aż 68 zł na dziecko do 5 lat; 91 zł na dziecko powyżej 5 lat do 18 lat; 98 zł na dziecko powyżej 18 lat do 24 lat. Czym zaś różni się niepełnosprawny człowiek od niepełnosprawnego posła? Szczegółem. Państwo wypłaca rodzicom dzieci aż 520 zł miesięcznie a parlamentarzystom tylko 6.000 zł. A ci którym się należy nie mają sumienia nie brać…

Można w tej sytuacji spróbować zapytać posłów cierpiących na przerost sumienia: Panie i panowie! Czyj interes reprezentujecie? Dlaczego głosowanie za ustawą ułatwiającą działanie firmy własnej lub szwagra jest naganne, a głosowanie za ustawą zgodną z waszym (ha ha ha) sumieniem, czyli widzimisię nie? Albo inaczej – jaka  jest różnica między ustawowym uprzywilejowywaniem określonej firmy i określonego światopoglądu? Prościej – jest jakaś różnica między korupcją „zwykłą”, a światopoglądową, poza wymiarem materialnym?

Dodaj komentarz