Vox populi, votum separatum

Pan Jakub Śpiewak opisał sprawę nieżyjącej Madzi i jej żyjącej matki. Swój tekst zaczął, dla zmylenia przeciwnika, od pytania: Jeśli więc prawdą jest to, co twierdzi prokuratura, że mamy do czynienia nie z wypadkiem, ale zabójstwem, to warto zastanowić się, jak to się stało, że zwyczajna dziewczyna zabiła swoje dziecko? Po czym zastanawia się nad czymś innym, z pytaniem nie mającym żadnego związku.

Nie jestem specjalistą. Uważam jednak, że paplanina dla paplania* nie ma sensu, dlatego staram się zwracać uwagę na problemy niedostrzegane lub przemilczane. Szukanie na siłę kozła ofiarnego to droga donikąd. Nie sama kara, nie wskazywanie domniemanych winnych, ale zrozumienie mechanizmów pozwoli w przyszłości zapobiec podobnym nieszczęściom. Deliberowanie o roli odegranej przez postaci drugoplanowe i trzeciorzędne to według mnie rozmywanie i sprawy i odpowiedzialności. Zwłaszcza czynione post factum, gdy już (prawie) wszystko wiadomo. Wcale także nie czuję się gorzej patrząc w lustro dlatego, że też z początku dałem się nabrać. Zaś Rutkowski ze śmiercią dziecka ma tyle wspólnego co trzęsienie ziemi w Japonii.

O czym autor milczy? Po pierwsze ani Katarzyna, ani jej mąż Bartłomiej nie są ateistami. Mimo to z całej sprawy wiara została zgrabnie wymiksowana. I słusznie, bowiem stanowią jeden z licznych, żywych dowodów, że pieniądze wywalone przez państwo na lekcje religii można było spożytkować znacznie lepiej i z większym pożytkiem. Chociażby ucząc jak odmawiać ukochanemu, jak się zabezpieczyć na pielgrzymce, jak wygląda odpowiedzialne macierzyństwo, rodzina, że miłości i odpowiedzialności nie zapewni modlitwa choćby i najżarliwsza.

Po drugie z całego wpisu przebija potrzeba zamieszania w sprawę jak największej liczby osób, co w ogólnym rozrachunku prowadzi do rozmycia odpowiedzialności i konkluzji, że „no, wszyscy jesteśmy temu winni”. Z kolei z Pisma wiadomo, że kobieta to istota pośledniego sortu pozbawiona mózgu. A skoro tak, to oczywiste jest, że nie mogłaby czegoś takiego wymyślić sama, bez męskiego wspomagania i inspiracji. Żeby zatem sprawiedliwości stało się zadość należy koniecznie aktem oskarżenia objąć także jakiegoś mężczyznę. Przy czym sugerowanie odpowiedzialności, nawet pośredniej, duchownego nie wchodzi w grę. A przecież nie chodzi o inspirację, podżeganie, ale rolę powiernika. Nie da się wykluczyć, że gorliwa parafianka zwierzała się ze swych problemów, a spowiednik zamiast odesłać ją do psychologa, zamiast zawiadomić właściwe instytucje polecił ją bogu i zalecił modły.

Zamiast odsądzania Katarzyny od czci i wiary, domagania się dla niej i całej rodziny surowej kary należy zastanawiać się DLACZEGO to dziecko zginęło. Przykład pewnej rodziny zastępczej dowodzi, że to nie musi być odosobniony przypadek, bo polskie organa ścigania nie są zbyt dociekliwe. Poza tym takie sprawy — oprócz prokuratury — powinny być także badane przez specjalistów z innych dziedzin, z psychologami na czele. A ich z kolei dociekliwość nie może być pętana i ograniczana ideologicznie. Tylko bowiem odpowiedź na pytanie ‚dlaczego’ pozwoli uratować życie innych dzieci.

Okna życia, noworodki znajdowane na śmietnikach, w beczkach po kapuście, dzieci wypadające przez okna, ginące w nieszczęśliwych wypadkach — to wszystko uprawnia do postawienia tezy, że miliardy wpakowane przez ponad 20 lat na „naukę” zasad obowiązujących Żydów dwa tysiące lat temu zostały wywalone w błoto. Indoktrynacja od kołyski nie przekłada się na wymierne efekty — ludziom nie przybywa kultury, ogłady, łagodności, nie ubywa chamstwa, agresywności. Słowem — ani o jotę nie są lepsi, a nierzadko są gorsi. Może by warto przeprowadzić badania by przekonać się jak religia wpływa na agresywność. I jeżeli okaże się, że poziom agresji motywowany religijnie, inspirowany i usprawiedliwiany wolą bożą wzrasta — wyprowadzić tę „naukę” jak najszybciej ze szkół.

Prawa dziecka to nie tylko prawo do godnego życia, domu, miłości, ale także prawo do dokonywania wyborów, bez indoktrynacji. Bez zmuszania do przyjęcia za pewnik, że czarne jest raz białe, a raz czarne i nie ma w tym sprzeczności. A jak ci się gówniarzu nie podoba, to jutro przyjdziesz z rodzicami….


* Ponieważ widzę, że ten skrót myślowy może być źle zrozumiany wyjaśniam, że mam na myśli tutaj swoje pisanie na blogu. Staram się, by moja paplanina miała jakiś sens i dotyczyła spraw, na które warto zwrócić (lub brać pod) uwagę w dalszych rozważaniach.

Dodaj komentarz