Usłysz głos

Radio Tok (zapłać, żeby posłuchać) zainaugurowało akcję „Usłysz swoje miasto”. Podobno na Facebooku jest wersja „Uwidź to, co usłuchasz”, ale wyświetla się czarne okno, więc ani słychu, ani widu. Formuła programu ewidentnie nie jest pomysłem autorstwa kierownictwa stacji, lecz została narzucona z góry. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że program nie został posiekany na dwudziestominutowe bloki emitowane przez cały dzień w godzinnych odstępach, ani nie jest przerywany reklamami wyrobów medycznych i zachętami do wykupienia dostępu do podcastów. Debaty są otwarte dla publiczności, ale nie cieszą się zwykle zainteresowaniem zwykłych mieszkańców. Biorą w nich udział głównie kandydaci na radnych. Na domiar złego jedynie Agata Kowalska prowadzi program sprawnie i nie daje sobie wciskać kitu. Pozostali często są nieprzygotowani, nie znają miasta, nie mają pojęcia o co pytać i nie zwracają uwagi na nieścisłości i sprzeczności.

W Krakowie „Usłysz swoje miasto” prowadził Mikołaj Lizut. Spotkanie nie miało większego sensu, ponieważ udziału odmówiło dwoje głównych kandydatów — obecny prezydent Jacek Majchrowski i Małgorzata Wassermann, szefowa komisji śledczej do spraw Amber Gold. Zgodnie z sondażami oboje cieszą się prawie 40-procentowym poparciem, co oznacza, że tylko oni znajdą się w drugiej turze.. Nie poruszono wielu ważnych kwestii, choć dowiedzieliśmy się na przykład, że należy na bus pasy wpuścić więcej użytkowników. Po co? Teoretycznie po to, by usprawnić ruch, a w rzeczywistości żeby w korkach stanęły także autobusy. Niestety, nieprzygotowany prowadzący nie drążył tematu, nie dociekał jaki sens ma powrót do sytuacji sprzed bus pasów i w jaki sposób zapchanie ich zachęci do przesiadania się z samochodu na komunikację miejską. Nie poruszył także kwestii ciągłych zmian tras autobusów i tramwajów a także układanego przez absolwentów Kobierzyna, czyli krakowskiego odpowiednika Tworek, rozkładu jazdy. W czasach słusznie minionych korekty tras dokonywane były bardzo rzadko, a linie wyłączane lub puszczane inną trasą tylko na czas remontów. Teraz to powszechna praktyka, dlatego przed podróżą należy upewnić się czy dziś dana linia jedzie tam, gdzie jeździła jeszcze wczoraj.

Jeżdżące stadami autobusy i tramwaje to krakowska specjalność sięgająca korzeniami czasów minionych, gdy jeszcze nie wynaleziono rozkładów jazdy, a jedyną informacją jaką na przystanku można było znaleźć to numer linii i częstotliwość kursowania. W śródmieściu niemal przystanki grupują po kilka linii dublujących długie odcinki trasy. Bez względu na częstotliwość kursowania wszystkie meldowały się na przystanku niemal jednocześnie lub w kilkuminutowych odstępach, po czym przez kilkanaście, a bywało że kilkadziesiąt minut panował zastój. Wydawało się (naiwnym), że gdy pojawiły się komputery potrafiące obliczyć trajektorię planety znajdującej się trzy miliardy lat świetlnych od Polski, to i rozkład jazdy urzędnicy będą w stanie ułożyć tak, żeby odjazdy poszczególnych linii odbywały się w równych odstępach czasu. Okazało się, że problem przerasta dalece możliwości urzędników. Jedyne co udało im się wymyślić, to tablice informujące, że przystanek jest „podwójny”, choć czasem i poczwórny jest mało, bywa bowiem, że kilka linii melduje się na dokładnie o tej samej porze.

Posłuchanie audycji „Usłysz swoje miasto” pozwoliło zrozumieć i upewnić się, że to strata czasu. W Krakowie marginalni kandydaci potwierdzili, ze głosowanie na nich mija się z celem, ponieważ niczego nie poprawią, za to są gotowi zepsuć to, co jako tako działa. Gdyby Mikołaj Lizut miał pojęcie o problemach miasta dopytywałby kandydatów nie o nowe ścieżki rowerowe, ale o przebieg starych. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale tu za wytyczanie ich ewidentnie zabrali się absolwenci Tworek, zdrowo wpierw golnąwszy sobie. Dlatego często zataczają się bez sensu z prawej na lewą stronę chodnika i z powrotem. Ścieżka biegnąca pasem zieleni po prawej stronie chodnika za przystankiem skręca w lewo przecinając przejście dla pieszych. Udający się na przystanek i wysiadający z autobusu muszą przeciąć ją dwukrotnie na odcinku kilkunastu metrów. W innym miejscu oddziela parking przed sklepem od jezdni i przystanku.

*-*

Agnieszka Ścigaj z ugrupowania, którego nazwa zawiera łączny iloraz inteligencji członków i sympatyków, głosowała za „obywatelskim” projektem  tak zwanych antyszczepionkowców o zniesieniu obowiązkowych szczepień. Tłumaczenie pani poseł dlaczego zagłosowała ‚za’ jest tak idiotyczne, że zachodzi obawa, iż liczba w nazwie ugrupowania jest grubo zawyżona.

*|*

Politycy PiS przekonują, że taśmy prawdy są dzisiaj odgrzewanymi kotletami. A poza tym dotyczą PO, a nie ich. I to jest prawda, ponieważ wtedy Mateusz Morawiecki kolaborował z Platformą. Teraz nie. A więc to nie ten sam człowiek i problem nie może go dotyczyć. Poza tym markował jedzenie ośmiorniczek i popijanie winka.

Dodaj komentarz


komentarzy 12

  1. Nie znam Kłakowa. To paskudne miasto ludzi przekupnych którzy potrafili wziąć kasę za umieszczenie hamburgerowni przy Jamie Michalika..
    Ścieżki rowerowe sa dowodem na to że nie muszę bać się terrorystów z ISIS. Wystarczą cudowni miłośnicy dwóch pedałów. Twierdzę że drogami rządzą i ścieżki wytyczają sabotażyści albo idioci i dotyczy to całego kraju, a w szczególności Warszawy.
    Nie pójdę głosować: z mojego doświadczenia wynika że na kogokolwiek bym zagłosował, wybiorę albo debila albo szubrawca. Alternatywą jest że będzie to kumulacja – połączenie obu tych walorów.

    1. A nie przyszło Ci do głowy, że dla władzy każdy sposób na skłócanie ludzi ze sobą jest dobry? Pamiętasz zasadę „divide et impera”? Jak inaczej wytłumaczyć tak idiotyczne prowadzenie ścieżek? Na zdjęciu widać, że nie wystarczy spojrzeć w bok, trzeba oglądać się przed przejściem czy rowerzysta na plecy nie wjedzie. Tego nie widać, ale kawałek dalej, przed następnym przejściem ścieżka przechodzi z powrotem na prawo. Są też miejsca, gdzie piesi stoją na ścieżce czekając na zmianę świateł. Jeśli stoją przed ścieżką, to po zmianie świateł mogą wejść pod rower, bo dla rowerzystów oczywiście świateł nie ma.

      1. Powiem tak: znane!!! znane!!! także zakrętasy!!!

        Z Kołobrzegu nad morzem biegnie ścieżka rowerowa do Ustronia Morskiego. jest ona częścią ścieżki projektu Unii, która ma biec wokół Bałtyku. Tak jak np. biegnie ścieżka po stronie Polski i Niemiec wokół ujścia Odry i jez.Dąbie.

        Pomysł dobry, a wykonanie? Zabrakło pomyślunku. Ścieżka biegnie naprawdę ciekawymi miejscami, np. nad resztkami dawnych bagien. Widoki są przepiękne, a chętnych by iść pieszo też nie brakuje. problemem jest to, że ścieżką NIE WOLNO chodzić o czym informuje odpowiedni znak i słowa pisane.

        Twórcom zabrakło wizji by połączyć jedno z drugim. Ale umieszczanie ścieżek na chodnikach stało się „normalne”. W dodatku „pedałowcy” jak nazywa ich Smok zaczęli uważać, że każdy chodnik jest do ich użytku, a wszyscy inni muszą im ustępować na okrzyk:z drogi!!.

        Nie ustępuję drogi na wąskim chodniku, na którym nie ma ścieżki i zmuszam by zsiedli z roweru obchodząc mnie obok. I ciągle słyszę o tym, że „brak mi kultury”, „brak empatii”, brak „znajomości przepisów” itd. Zgadzam się ze Smokiem, że swoisty terror jest, ale nadal uważam, że tworzenie ścieżek jest dobre i potrzebne.

        Bo ścieżki nie są niczemu winne. Brak wyobraźni urzędników, a czasami ich tępota w wyznaczaniu ścieżek – to wina bezmyślności.

        1. Rowery to alternatywa dla samochodów w pogodne dni, gdy ceny paliw poszybują w górę. Tyle, że dopiero teraz w projektach remontów i modernizacji bierze się je pod uwagę, do tej pory nikt o tym nie myślał, a problem mógłby być rozwiązany już dawno. To dowodzi, że politycy nie kandydują, żeby coś zrobić, poprawić, ale dla własnych korzyści i jak ich nie zmusić, to nie kiwną palcem.

            1. Zastanawiam się dlaczego ścieżką rowerową nie wolno chodzić. A samochodową wolno. To dyskryminacja. Z drugiej strony jak idiota prowadzi ścieżkę tak, że nie da się po niej nie chodzić, to wina pieszych, że łażą, lub rowerzystów, że jeżdżą? W opisanym miejscu, przed przejściem ludzie stoją na ścieżce, a rowerzyści jeżdżą po chodniku, bo wtedy maja pewność, że nikt im pod koła nie wlezie jak się światło zmieni.

              1. Dziś „z kijkami” szlam rano, czyli w czasie mało kolizyjnym, ścieżką, która jest dla „pedałowców” i dla pieszych. Takie rozwiązania też są, ale to raczej rzadziej używana trasa, mimo ze biegnie wśród drzew nad rzeką.

                Dlaczego są zakazy chodzenia po ścieżce rowerowej nad morzem? Nie wiem, ale może jest zbyt wąska w miejscach gdzie biegnie nad lub wzdłuż bagien. Inne pytanie jest takie: jeśli jest zbyt wąska, to jak mają na niej mijać się rowery jadące z różnych kierunków?

                https://www.dzieciakiwplecaki.pl/wycieczki-z-dzieckiem/6685/trasa-rowerowa-kolobrzeg—ustronie-morskie—kolobrzeg

                https://www.traseo.pl/trasa/kolobrzeg-ustronie-morskie

                1. Nie wiem. Może pieszym nie wolno chodzić po ścieżce rowerowej z tego samego powodu jak nie wolno chodzić po jezdni, a samochodom jeździć po chodniku dla pieszych? Smok wyklina pedalarzy, a wystarczyłoby ścisłe egzekwować przepisy i matołów spychających rowerzystów z jezdni uczciwie karać. Wtedy rowerzyści nie baliby się jechać ulicą i nie pchaliby się na chodnik. Z drugiej strony gdyby matoł idiotycznie wytyczający trasę rowerową ponosił odpowiedzialność za wypadki do jakich na niej dochodzi, to też by pomogło i pieszym, i rowerzystom, i kierowcom.