Terroryści to my

Polacy to wielki naród. Naród, który dla siebie nigdy dużo nie chciał, poświęcając się dla innych. Przyjął na przykład chrześcijaństwo w celach politycznych i państwotwórczych, po czym zamiast bronić swojego państwa zaczął bronić wiary, którą przyjął. Podczas gdy w innych krajach kapłani występujący przeciwko państwu byli traktowani jak zdrajcy i karani z całą surowością w Polsce zdrada uchodziła na sucho, poza nielicznymi wyjątkami, między innymi z okresu Konfederacji targowickiej. Potęga gospodarcza i militarna sięgająca od morza bałtyckiego po morze Czarne (dzięki unii z Litwą), która zwasalizowała Moskwę, padła pod naporem wrogów wewnętrznych, dla których pomyślność duszpasterzy była ważniejsza, niż pomyślność ojczyzny i rodaków.

Zostawmy jednak zamierzchłe czasy i wróćmy do współczesności, która jest równie pasjonująca. Oto ledwie kilka lat temu wielki mąż stanu i wizjoner oznajmił buńczucznie, że przed księdzem nie uklęknie… że się szantażu nie ulęknie i podpisać umowę międzynarodową polecił. Nie bacząc na siarczyste mrozy wychynęła młodzież z żądaniem, by podpis anulować. Bo podpisana umowa, ACTA zwana, zagraża wolności. Tylko przepisy krajowe będą decydowały o sposobie postępowania wobec zjawisk negatywnych w internecie w zakresie praw autorskich. Naszą intencją jest ochrona wolności w internecie. Intencją tego rządu nie jest ograniczanie wolności w sieci — zapewniał mąż, który podpisać zlecił. A co światlejsi przekonywali, że chodzi jedynie o wolność ściągania pornoli, więc nie ma czego bronić. Młodzież nie uwierzyła.

Od tego czasu minęło kilka lat. I oto dziś ci, którzy młodzież mieli w pogardzie postanowili wprowadzić takie obostrzenia, ograniczenia i rozwiązania, o jakich twórcom ACTA nawet się nie śniło. A młodzież? A młodzież czeka spokojnie, bo to są przecież uregulowania krajowe, a nie międzynarodowe. Więc nie ma problemu. Przecież te przepisy nie zaszkodzą Niemcom, Francuzom, Anglikom, czy nawet Ruskim, tylko Polakom, czyli nikomu.

Co jakiś czas pojawia się pomysł, by prowadzić ogólnopolski rejestr, bazę danych a to chorych, a to pracowników, a to ubezpieczonych, a to dłużników, a to jeszcze kogoś innego. Po co? Żeby było łatwiej, co wynika z informacji pomieszczonej na stronie ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji (czy niedługo raczej inwigilacji):

ABW otrzyma dostęp do danych i informacji zgromadzonych w rejestrach i ewidencjach państwowych, prowadzonych przez inne organy, służby i podmioty, w tym także samorządy. Otrzyma również dostęp do obrazu z monitoringu umieszczonego w miejscach publicznych.

Dla młodych i jurnych, którzy uwielbiają rzucać kamieniami i odpalać race władza szykuje też coś atrakcyjnego:

Wprowadzono możliwość użycia broni palnej przeciwko osobie dokonującej zamachu, nawet jeśli skutkiem będzie śmierć lub bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia tej osoby.

Po co bawić się w długotrwałe śledztwa, sądy, które mogą skończyć się niczym i to w sytuacji, gdy kara śmierci jest na razie nie do wprowadzenia, skoro wystarczy ukarać przestępcę na miejscu? Że po fakcie okaże się, że sięgał po papierosa, a nie po detonator, to co z tego, skoro mógł po detonator?

Ustawa teoretycznie ma zapewnić bezpieczeństwo podczas szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży. I młodzież najwyraźniej w to uwierzyła, a ponieważ czytanie ze zrozumieniem szwankuje, więc nie doczytała, że większość zapisów wejdzie w życie już po tych wydarzeniach. Dzięki temu młodzież zostanie złapana za twarz w trakcie chełpienia się, że „oni mogą nam nagwizdać”, bo „internetu nie da się zablokować”. Owszem, nie da się, ale nie zablokować, lecz przygotować sprawnie działającej platformy jak choćby ePUAP czy eWUŚ, czego dowiodła minister od cyfryzacji, bardzo krytycznie oceniając rząd, w którym zasiadała przez pięć lat. Co więc zrobi młodzież, gdy okaże się, że jednak da się zablokować jej dostęp do sieci? Wyjdzie na ulice, gdzie będą już na nią czekały oddziały antyterrorystyczne.

Zdumienie budzi stoicki spokój, zwłaszcza takich portali jak wyborcza.pl, natemat.pl, gazeta.pl i podobnych. Art. 31 c nie pozostawia wątpliwości jaki los je czeka:

Art 32c 1. W celu zapobiegania i wykrywania przestępstw o charakterze terrorystycznym oraz ścigania ich sprawców Szef ABW, po uzyskaniu pisemnej zgody Prokuratora Generalnego może:
1) zarządzić zablokowanie, albo
2) zażądać od administratora systemu teleinformatycznego zablokowania
— dostępności określonych danych informatycznych w systemie teleinformatycznym, na czas określony nie dłuższy niż 30 dni, zwracając się jednocześnie do Sądu Okręgowego w Warszawie z pisemnym wnioskiem o wydanie postanowienia w tej sprawie.
2. Administrator systemu teleinformatycznego jest obowiązany do natychmiastowego dokonania czynności określonych w przekazanym mu żądaniu Szefa ABW.

Podstawą zablokowania portalu może być wpis na forum lub dowolna informacja, która zostanie uznana za przestępstwo o charakterze. Nie ma najmniejszego znaczenia co postanowi sąd, bo jaki administrator systemu teleinformatycznego przeciwstawi się żądaniu szefa ABW popartemu pisemną zgodą Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry? Tomasz Lis od dawna domaga się surowych kar za słowo i blokowania dostępu do wrażych treści. Jego marzenia mogą się wreszcie ziścić. Choć niekoniecznie zgodnie z oczekiwaniami.

Czy to źle? To bardzo dobrze, ponieważ wolność jest jak zdrowie. Ile ją trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto ją stracił. Starzy to wiedzą, ale słabo pamiętają, a młodzi się dowiedzą. Przydać się także wkrótce mogą zapomniane powielacze…

Dodaj komentarz


komentarzy 5

  1. Jacek Kurski domaga się otrzymania kodów pocztowych. Chce wiedzieć kto słucha, a komu się nie chce się słuchać wiadomości w tv 1. Jeszcze trochę, a trzeba będzie się tłumaczyć, dlaczego nie oglądało się wiadomości, tandetnej rozrywki? Wyjaśnienia, że jest się miłośnikiem Kabaretu Starszych Panów Dwóch, będą podstawą do umieszczenia w areszcie wydobywczym lub szpitalu psychiatrycznym, co w demokracji katolickiej już miało miejsce. Wbrew obowiązującemu prawu. Jednak  dyrektor szpitala wniósł do sądu wniosek o przywrócenie im pacjenta. Wystarczy by oskarżyć i skazać za upodobania w twórczości obecnej za PRL. Teatralni tupacze i klakierzy na swoje masełko zarabiają, to i ochotni na karierę prokuratorzy się znajdą.

    Wzory w krajach ościennych były, a potem nagłe zgony na zawał, na udar. Zwłoki nie musiały być rodzinie wydawane. Wystarczy szybka kremacja i rozsypanie prochów.

    Czy nasze obawy mają podstawy? Na dziś to tylko obawy wynikające z opowieści rodzinnych o krzywdach, poniżaniu, więzieniu kogoś blisko, śmierci zakatowanego wujka lub stryjka lub tylko znajomego. To także znajomość historii i nie tylko polskiej, ale też tej z krajów sąsiedzkich.

    Czy obawy są potrzebne? Jeśli chodzi o polityków i to obojętnie jakiej opcji, przyglądanie się ich poczynaniom, głoszonym hasłom jest niezbędne. A łamanie prawa jak to związane z Trybunałem, budzi już nie obawy a strach.

    PORZUCONA PRAWDA POWRÓCI WE KRWI” *

    *Tomasz Stężała

    1. Jeśli wyjście z kościoła jest podstawą do wszczęcia śledztwa, to tym bardziej oglądanie innej telewizji jest przestępstwem. Demokracja skończyła się z woli suwerena w październiku zeszłego roku.

      Jesteśmy dumni z tego, że bezkrwawo pozbyliśmy się totalitaryzmu. Teraz równie bezkrwawo zrzekamy się wolności. Jeśli dotąd świat patrzył na nas z podziwem, to teraz przeciera oczy ze zdumienia. Wyzwolić się z niewoli narzuconej siłą, z zewnątrz, to bohaterstwo. Dać się zniewolić dobrowolnie, to szaleństwo. Hasło „Polacy oddadzą życie za wolność” zostanie teraz uznane za kolejny z serii „Polish jokes”.

        1. Na tym polega problem — wielu uważa, że to wszystko do czego się przyzwyczaili nie zmieni się, że oni jeśli nawet nie zyskają, nie na pewno nie stracą. A to po prostu nieprawda. Wystarczy poczytać historię. Ale komu się chce? Komu się chce wyciągać jakieś wnioski, nauki?

          1. Znamiennym jest, że Polacy za granicami szanowani są za dobrą pracę, myślenie przy jej wykonywaniu, wydajność. Nie mówię tu o przestępcach, którzy także za łupami jadą za granicę. Będąc w towarzystwie obcokrajowców pokazują raczej swoje dobre cechy.

            Jednak gdy się zbierze grupa polskich emigrantów kłótnie są ciągłe. Mam taki opis zrobiony przez koleżankę z USA, z lat 80.tych. Kłótnie były kto jest lepszy, bardziej zasłużony Polsce. Czy ci z emigracji powojennej, czy ci co przybyli przed wojną, czy ci z lat 80.tych Bez szans na jakiekolwiek porozumienie.

            Rozmowy pełne zadęcia, puszenia się, podkreślania ważności własnej osoby. No i koniecznie swojej wielkiej wiary. Gdy opisywała spotkania Polonusów, to pisała, że nie czuje się wśród nich dobrze. Ale założyła tam swoją małą firmę, skierowaną w usługach na Polonię. Kontakty były niezbędne.

            W Polsce jest teraz jakaś kalka tamtych zdarzeń. Każdy wie lepiej, każdy poucza, wielu mówi o sile swojej wiary i bardzo często o podniesieniu się z nałogu, choroby dzięki Kk.

            Ludzie, których znam od lat, raptem stali się szczęśliwi, że mogą głośno przyznawać się do katolicyzmu. Straciłam znajomych, którym odpowiedziałam, że zapierali się wiary w PRL jak niewierny Tomasz. I nie mają czym się tak chwalić.

            Jest jakaś okropna megalomania. Polska to kraj nadzwyczajny, szlachetny, ale poszczególni ludzie już są albo złodziejami, szubrawcami, cwaniakami, ateistami. Nie ma jednostki mającej cechy jak ta nadzwyczajna Polska.

            Gdy mówię, że w Polsce są więzienia jak w każdym innym kraju, a ludzie są dobrzy i źli, mądrzy i głupi – to zwykle nie jestem już zapraszana. Czasami cisza jaka zapada też jest bardzo wymowna. Dzięki Bogu, bo nie wytrzymuję takich rozmów dobrze.

            Może należałoby wprowadzić do szkolnictwa elementy filozofii, uczyć dyskutowania, spokojnego argumentowania.