Teraz oni, potem my, taki jest plan

Swego czasu świat z zapartym tchem śledził przypadki dwóch mężczyzn, z których jeden był ślepy, a drugi kulawy. Wszystko szło dobrze, dopóki ślepemu nie ubzdurało się, że on lepiej i sprawniej poprowadzi do celu. Niestety, rychło okazało się, że nie dostrzega piętrzących się trudności i przeszkód. W efekcie obaj panowie wpadli do wykopu i odyseja dobiegła kresu.

Ryszard Petru stworzył partię o nazwie Nowoczesna Ryszarda Petru i stanął na jej czele. Partia zyskiwała popularność, więc przywódca postanowił położyć temu kres. W najgorętszym okresie protestów sejmowych oznajmił podwładnym „No to ja lecę, pa” i zapakowawszy do pojazdu powietrznego koleżankę partyjną odleciał wraz z nią do ciepłego kraju. Notowania partii poleciały na łeb na szyję. Gdy w wewnątrzpartyjnych wyborach przegrał, obraził się i przystąpił do tworzenia kolejnego ugrupowania, a naród z napięciem obserwuje postępy prac.

Zwykle demokratyczna procedura wyłania najlepszego z najlepszych, przywódcę, który potrafi przekonać do siebie, imponuje wizją i charyzmą. W Nowoczesnej zadano kłam tej tezie, a „kampania wyborcza” przebiegała pod hasłem „czas by stryjek zmienił siekierkę na kijek”. W ten sposób wybrano osobę kompletnie pozbawioną właściwości, a dalszy sens egzystencji partii stanął pod ogromnym znakiem zapytania. Naturalną konsekwencją było w tej sytuacji podczepienie się pod największą partię opozycyjną i utworzenie Koalicji Obywatelskiej. Choć Nowoczesna nie odgrywa w niej żadnej roli, to nie ma to wpływu na samopoczucie kierownictwa.

Koalicja Obywatelska ma jeden bardzo duży sukces oznajmiła przewodnicząca Nowoczesnej po przegranych wyborach. — Dała bardzo wielu Polakom nadzieję. Nadzieję na to, że można wygrywać z PiS-em. Pani przewodnicząca najwidoczniej nie jest w stanie pojąć, że rolą opozycji nie jest dawanie nadziei, lecz przekonywanie do swoich racji, programu i zwycięski marsz po władzę. Na nieszczęście nie ona jedna tego nie rozumie. Dlatego zamiast budować alternatywę dla partii rządzącej, przedstawiać program, proponować i konsultować rozwiązania uniemożliwiające w przyszłości zawłaszczanie państwa, przedstawiać plany i zamierzenia Schetyna wdrapawszy się na mównicę ryknął: Kochani, to jest wielki dzień, ale to początek drogi, zawsze o tym mówiliśmy. Dzisiaj robimy pierwszy krok, po tym jak założyliśmy Koalicję Obywatelską, zbudowaliśmy skuteczny anty PIS. Skuteczna anty-Unia Beaty Szydło to pamiętne 27 do 1. Skuteczny anty-PiS wygląda podobnie — 27% KO, 29,1% pozostali (PSL, SLD, Kukiz itp.) i 34,1% PiS. Na czym polega skuteczność? Na mizerii, askuteczności pozostałych ugrupowań, które wolały samotnie polec, niż z uwagi na algorytm przeliczania głosów zjednoczyć się i spuścić łomot zarówno PiS-owi jak i KO?

W tej sytuacji pani przewodnicząca zanim zacznie snuć opowieści o nadziei powinna uprzytomnić sobie czyją matką owa nadzieja bywa. Niestety, zamiast tego brnie dalej analizując sondaże. Jeżeli spojrzymy na wszystkie sondaże, na sondaże głównie sejmowe, bo takich było najwięcej. i porównamy poparcie dla Platformy i dla Nowoczesnej, je zsumujemy, to  ono stale było na poziomie tych 26 mniej więcej %. My w tych wyborach wzięliśmy 27%. Ale jeżeli spojrzymy na poparcie PiS-u w tych samych sondażach, to ono było na poziomie 40%, a oni wzięli 33%. 33-34%. Co to oznacza? Oznacza to, że my zniwelowaliśmy, między innymi dzięki Koalicji Obywatelskiej tą różnicę między wynikami sondażowymi z kilkunastu do trochę powyżej 6%.

Takie brednie wygaduje przewodnicząca ugrupowanka, które w polityce nie odgrywa już praktycznie żadnej roli. Brak refleksji, brak wniosków, brak pomysłów, nic do zaproponowania wyborcom. Płyniemy z prądem, a pomiar wykazał, że niesie nas 6% szybciej niż dotąd. Więc odtrąbiamy sukces, choć na bieg wydarzeń nie tylko nie mamy praktycznie żadnego wpływu, ale nawet nie staramy się, nie potrafimy go mieć! Powtórzmy więc dobitnie i bez owijania w bawełnę — niczego nie zniwelowaliście, droga pani! Niczego skutecznego nie stworzyliście szanowny panie! Po trzech latach beznadziejnych rządów, chaosu i degrengolady ponieśliście sromotną klęskę! Dlaczego? Bo choć jesteście równie nieudaczni jak ci, z którymi „walczycie”, to stoicie naprzeciw bezwzględnego demiurga, któremu nie dorastacie do pięt! Jedyne co potraficie zaproponować, to tak zwany „anty-PiS”, czyli zastąpienie ludzi PiS-u swoimi gdzie tylko się da. Już dziś bezrozumny pęd ku korytu rozbił Koalicję Obywatelską we Wrocławiu, a w innych miejscach dogaduje się z PiS-em zarówno PSL jak i SLD. Albowiem prawda jest taka, że większość działaczy pcha się do władzy nie po to, by coś zrobić dla ogółu, lecz wyłącznie dla osobistych korzyści. Stąd na czele partii aparatczycy z przerośniętymi ambicjami i wybujałym ego, a nie przywódcy z krwi i kości, z wizją i talentami przywódczymi. Stąd także jakże częste zmiany barw partyjnych.

Św. Paweł zauważył onegdaj, że kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie (Ga 6:3, Biblia Tysiąclecia). I niech sobie zwodzi, skoro musi. Jego prawo. Ale dlaczego próbuje zwodzić także nas? I — być może nawet ważniejsze — czemu my potulnie dajemy się im wodzić na pokuszenie?

Dodaj komentarz


komentarzy 17

  1. Czy zawsze chodzi o osobiste korzyści? Często zapewne tak, ale jest też i tak, że im niżej się schodzi po szczeblach administracyjnej drabiny tym coraz bardziej ludzie normalnieją, a ich problemy stają się przyziemne. Wtedy barwy klubowe, które tak ekscytują obserwujących politykę na poziomie ogólnokrajowym, przestają mieć znaczenie. Im mniejsze ludzkie skupiska tym ludzie bardziej się znają i wiedzą, kto jest jakim człowiekiem, kto w życiu co osiągnął i jaka jest w tym jego własna zasługa. Takim ludziom łatwiej jest się ze sobą dogadywać bez względu na płynące z góry sygnały i zalecenia. Piszę to w oparciu o własne doświadczenia życiowe, jako były mieszkaniec Warszawy i teraz jako żyjący 30 km od tego miasta.

    Problem z tym, co politycy mówią do kamer jest taki, że oni muszą mówić do wszystkich. Inteligentnego człowieka taka mowa razi, ale tenże inteligentny człowiek wie, że wraz z innymi inteligentnymi ludźmi w społeczeństwie stanowi znikomą mniejszość. I, że to nie ta mniejszość decyduje o wyniku wyborów. Decyduje o nich prostolinijna większość dopasowująca swoje poglądy do wybieranej partii. Minimalna niespójność może spowodować, że zrezygnuje ona z poparcia i przeniesie je na rywala. Politycy doskonale zdają sobie z tego sprawę.

    Dlatego populistyczni politycy zachowują się cynicznie i udają, że na te czy inne kwestie nie znają odpowiedzi i mówią – na przykład – nie wiemy, czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem; czy szczepionki szkodzą; czy potrzebujemy imigrantów; czy można przejść na emeryturę wcześniej i żyć za nią godnie… etc. Dla inteligentnego człowieka odpowiedzi są oczywiste, politycy też doskonale je znają, ale wolą podtrzymywać w społeczeństwie niewiedzę, bo to przekłada się potem na poparcie dla nich. Zatem to nie tyle ludzie dają się im wodzić za nos, co w swojej niewiedzy traktują ich gadanie jak jakąś telenowelę. Jak coś, co się nie dzieje naprawdę, a jeśli nawet – to ich w ogóle nie dotyczy.

    Konkludując – to nie jest tak, że PO, .N czy KO nie mają swoich propozycji programowych i ich nie prezentują. Mają i inteligentnemu człowiekowi odnalezienie ich nie stwarza żadnego problemu. Proszę bardzo: http://bi.gazeta.pl/im/0/22545/m22545630,POSAM2017.pdf Problem w tym, jak z takim 76-stronicowym tekstem dotrzeć do wspomnianego prostolinijnego wyborcy? Jak go przełożyć na zrozumiały dla niego język? Jak mu na przykład wytłumaczyć propozycje odkręcenia niezwykle szkodliwych zmian w edukacji czy służbie zdrowia w trakcie kilkuminutowej – najwyżej – wypowiedzi przed kamerą?

    Inteligentny człowiek sam poszuka takich informacji, ale do prostolinijnego trzeba zwracać się inaczej. Mówić jego językiem i tłumaczyć, że państwo jest od trzech lat rozwalane, że na arenie międzynarodowej Polska nic nie znaczy, że konieczny jest powrót do sytuacji sprzed roku 2016. Prosty przekaz dla prostego umysłu, którego celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której głosowanie za PiS-em stanie się obciachem. Inteligentny człowiek może się na to zżymać, ale póki co tylko w taki sposób można w Polsce wygrać wybory.

    1. No i zabiłeś mi ćwieka. Bo niby masz rację. W praktyce mylisz się praktycznie we wszystkich poruszonych kwestiach. Owszem, teoretycznie im niżej, tym pragmatyczniej i uczciwiej. W praktyce bywa różnie. Zwłaszcza w małych siołach, gdzie władza daje wymierne profity. W nieco karykaturalny sposób sportretował problem serial „Ranczo”. Poza tym, czy to, co napisałeś jest uniwersalne, czy nie? To znaczy, czy bezwzględnie

      barwy klubowe, które tak ekscytują obserwujących politykę na poziomie ogólnokrajowym, przestają mieć znaczenie. Im mniejsze ludzkie skupiska tym ludzie bardziej się znają i wiedzą, kto jest jakim człowiekiem, kto w życiu co osiągnął i jaka jest w tym jego własna zasługa.

      Sięgnijmy po przykłady historyczne. Naprawdę nie ma znaczenia czy radny należy do NSDAP, jest zwolennikiem nazizmu, czy WKP, czyli bolszewizmu? Zawiesi swoje przekonania na kołku i będzie działał w interesie lokalnej społeczności?  Wierzysz w to?

      Masz rację w tym, że przekaz adresowany jest do idiotów. Problem polega na tym, że od początku lat dwutysięcznych, dzięki światłym reformom wszystkich ekip i Ludwikowi Dornowi, który przekonał towarzyszy, że zasilanie budżetowe partii definitywnie uniezależni je od wyborców, nie ma w Polsce partii politycznych. Twory , które określane są tym mianem to sekty skupione wokół guru, wyznające bez szemrania jego poglądy. On jest panem życia i śmierci, właścicielem.

      Zadaniem fachowca jest przekonanie laika, że to, co mu się wydaje doskonałym rozwiązaniem nie ma sensu i trzeba zastosować inne środki. Oro mamy człowieka chorego. Lekarz zamiast mu wytłumaczyć na czym choroba polega i jakie należy zastosować środki zaradcze opowiada mu to, co ten chce usłyszeć. Nie trzeba operować, wystarczy sama farmakologia. W ten sposób konował wyleczył u ojca raka prostaty. Wszystkie badania wskazywały na to, że kuracja nie działa, ale pacjent bał się operacji, więc lekarz brnął dalej aż zafundował mu życie wieczne.

      Jest coś takiego jak odpowiedzialność. W systemie, który nam homo sovieticus zafundował odpowiedzialność jest balastem. Durniom nie tłumaczy się niczego, tylko opowiada to, co chcą usłyszeć. Robią to wszyscy, od prawa do lewa. Praktycznie nikt już nie mówi prawdy, bo prawda eliminuje z polityki. Gdy PO twierdziła, że 500+ zrujnuje budżet zastała zakrzyczana. Po czym sama zmieniła zdanie i zaczęła obiecywać jeszcze większe gruszki na wierzbie — 500 zł dla wszystkich dzieci, włącznie z poczętymi i zaplanowanymi, trzynasta emerytura i co tam jeszcze do pustego łba Schetynie wpadło.

      Jesteśmy tam gdzie jesteśmy właśnie z powodu wszechobecnego kłamstwa! Problem w tym, że nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto zacznie mówić prawdę, tłumaczyć, że nie da się napełnić sita wodą, to zostanie zakrzyczany w pierwszym rzędzie przez pismaków gazetkowych. A portal oko.press dołoży sążnistą analizę, w której wykaże za pomocą fałszometru, że czarne jest białe, tak jak wykazywał zbawienny wpływ programu 500+ na demografię, biedę, gospodarkę i PKB. Dla porządku trzeba wspomnieć, że gdy okazało się, że to bzdury i nieprawda, odważnie i odpowiedzialnie nabrał wody w usta i ani nie sprostował, ani nie przeprosił.

      Podsumowując — jak sobie wyobrażasz budowę domu, gdy inwestor kłamie jak najęty, oszukuje, kantuje? Obiecał gigantyczne wynagrodzenie robotnikom, premie, nagrody, a jak przyszło do wypłaty zapłacił grosze?

      1. Generalna uwaga – może nie popadajmy w demagogię. Przecież wiadomo, że nie dyskutujemy tu o upadłych systemach totalitarnych, a o dzisiejszej Polsce. W państwie, w którym obywatele są całkowicie podporządkowani władzy we wszystkich aspektach życia działalność na rzecz społeczeństwa ma się zupełnie inaczej, ale Polska takim państwem nie jest.

        Nie bardzo też rozumiem, w którym właściwie miejscu przyznajesz mi rację. Nie napisałem niczego o idiotach. Napisałem o prostych ludziach, ale nie oznacza to, że uważam ich za idiotów. Nie mają oni szerszych horyzontów dlatego, że wychowali się w określonych warunkach, w których zdobyli takie a nie inne wykształcenie. To, jacy są, nie jest ich osobistą winą i nie oznacza to, że nie potrafią myśleć i oceniać rzeczywistości.

        Tkwimy w miejscu, w którym tkwimy, nie z powodu wszechobecnego kłamstwa. Najlepszy dowód to minione wybory, w których rządząca partia, mimo porażającej propagandy lejącej się cały czas z podległych jej mediów i mimo wizyt jej prominentnych przedstawicieli w całym kraju obiecujących złote góry niczego w nich nie ugrała. Ty natomiast przejmujesz się jakimś marginalnym portalem, na który ci ludzie w ogóle nie zaglądają, bo kiedy i po co?

        Zatem tkwimy tu, gdzie tkwimy z innej przyczyny. Myślę, że najprędzej z powodu lekceważenia tych ludzi. Takiego, jaki sam zaprezentowałeś określając ich mianem idiotów.

        > „… jak sobie wyobrażasz budowę domu, gdy inwestor kłamie jak najęty, oszukuje, kantuje? Obiecał gigantyczne wynagrodzenie robotnikom, premie, nagrody, a jak przyszło do wypłaty zapłacił grosze?

        Uważam, że źle definiujesz problem. Budowę domu trzeba nadzorować, tymczasem u nas wciąż zbyt powszechna jest postawa, którą określę jako „co mnie to obchodzi”. Zarazem to nie jest tak, że ludzi nic nie obchodzi, nie. Na przykład setki tysięcy ludzi potrafiły wyjść na ulice i protestować przeciwko zaostrzaniu prawa aborcyjnego, ale nie przełożyło się to na poparcie dla jedynej formacji politycznej – partii „Razem” – która ma tę kwestię w swoim programie. Dlaczego? Twierdzę, że dlatego, że partia „Razem” to nie tylko aborcja (myślę, że tu się zgodzimy), ale pozostałe kwestie to dla tych ludzi czysta abstrakcja.

        Zauważ, że podobne zjawiska się powtarzają. Według sondaży zmiany w sądownictwie popiera w przybliżeniu tylko co czwarty Polak, ale notowania PiS-u z tego powodu nie spadają, a notowania partii opozycyjnych broniących sędziów nie rosną. 500+ nie spowodowało, że PiS utrzymał swoje notowania, a 500 zł dla wszystkich dzieci, włącznie z poczętymi i zaplanowanymi, trzynasta emerytura i co tam jeszcze też nie spowodowało, że notowania opozycji zaczęły gwałtownie rosnąć.

        I takie fragmentaryczne postrzeganie rzeczywistości postępuje.

        1. Generalna uwaga — może mówmy za siebie i w swoim imieniu? I nie oceniajmy tylko skupmy się na problemach? Zwłaszcza, że ani nie dyskutujemy, ani nie dyskutowaliśmy o upadłych systemach totalitarnych. Rozumiem dlaczego przykład posiadania określonych poglądów, skutkujący przynależnością do określonego ugrupowania, uznałeś za „dyskusję o upadłych systemach totalitarnych”. Nie sądzę jednak, byś sam dał się przekonać podobną argumentacją.

          Piszesz, że nie bardzo rozumiesz, a ja nie wiem jak bardzo nie bardzo. To nieco komplikuje sprawę, bo nie wiem jak bardzo należy wyjaśniać. W drugim akapicie napisałeś to, co napisałeś. Dla uproszczenia przyjąłem, że przekaz, który nie jest kierowany do ludzi inteligentnych kierowany jest do idiotów. W ten sposób zdefiniowałem grupę osób, która łyka bezrefleksyjnie każdą bzdurę i każde kłamstwo. Doceniam i podziwiam szarmanckość z jaką bronisz pokrzywdzonych. Zaiste, nazwanie kogoś idiotą chluby mu nie przynosi. Oczywiście mogłem użyć eufemizmów, ale uznałem, że nazywanie rzeczy po imieniu w forumowej wymianie poglądów będzie bardziej na miejscu. Piszesz:

          Zatem tkwimy tu, gdzie tkwimy z innej przyczyny. Myślę, że najprędzej z powodu lekceważenia tych ludzi. Takiego, jaki sam zaprezentowałeś określając ich mianem idiotów.

          Źle się rozmawia z kimś, kto zamiast odnosić się do sprawy miota oskarżeniami pod adresem rozmówcy. Chętnie poznałbym meandry rozumowania, które doprowadziło do takich wniosków. Tego określenia użyłem w ściśle określonym obszarze aktywności. Daleko mi do lekceważenia ludzi, których intelekt doprowadził do tego, że cały kraj idzie na dno. Gdy ktoś potrzebuje przeprowadzić remont szuka najlepszych fachowców. A oni nie poszli na łatwiznę i wynajęli najgorszych. I tylko w tym, wąskim obszarze okazali się idiotami.

          Informujesz, że uważasz, że ja źle definiuję problem. I sam próbujesz go zdefiniować. Nie wnikam, czy czynisz to dobrze, czy źle. Sądzę, że nietrafnie. W demokracji każdy ma prawo do trzech zachowań. Może poprzeć, może nie poprzeć, może zdać się na innych. Problem poległ na tym, że większość przyjęła, że spokojnie można wybrać trzecią opcję, ponieważ ci, którzy zdecydują będą kierowali się rozsądkiem, a ci, którzy zostaną wybrani będą stosować się do reguł. Skąd mogli wiedzieć, że partia aż tak ich oszuka, skoro przyzwyczaili polityków, że kłamstwo i oszustwo uchodzą na sucho? Z drugiej strony jak mają rozliczyć kłamców i oszustów, skoro to nie oni decydują kto znajdzie się na listach?

          PiS, owszem, przegrało w miastach, ale wygrało poza nimi. Co nie oznacza, że wygrała opozycja. I to jest prawdziwy i problem, i tragedia — mamy do wyboru syf i kiłę. Na dodatek działającą wspólnie i w porozumieniu. Bolszewickie Razem jak widać nawet dla idiotów nie stanowi alternatywy. Poza tym feministki, o czym wielokrotnie pisałem nie potrafią nawet kobiet przekonać do swoich idei. Dlatego podchwycenie problemu aborcji przez Razem nie przysporzyło mu zwolenników. Jeśli zaś chodzi o notowania, to z powyższych przyczyn tkwimy w klinczu — nie mamy wyboru. Nie artykułujesz tego wprost, więc zapytam: uważasz PO za alternatywę? Partię, która proponuje, że jeśli wyborcy uczynią ich przedstawicieli wójtami, burmistrzami, prezydentami i radnymi, to

          • dokończymy decentralizację państwa…
          • wzmocnimy finansowo samorządy…
          • stworzymy mechanizmy prawne i finansowe pozwalające samorządom na usprawnienie systemu ochrony zdrowia…
          • damy samorządom więcej swobody…

          Czy zgodzisz się ze mną, że trzeba być już nie idiotą, ale kompletnym debilem, żeby głosować na partię, która wciska tak prymitywny kit? Aż dziw, że żaden dziennikarzyna nie zapytał który prezydent, burmistrz lub wójt to wszystko dokończy, wzmocni, stworzy i da? Trzaskowski bo jest na miejscu w Warszawie? Nie obawiasz się, że zdesperowani wyborcy mogą poprzeć jakiegoś nowego Tymińskiego, czy Kononowicza, który wyskoczy znienacka jak królik z kapelusza i naobiecuje, po czym okaże się, że PiS przy nim to wzór praworządności i gwarant demokracji?

          1. Akapit po akapicie, po kolei.

            1. Nie mam nic przeciwko wypowiadaniu swojego zdania w swoim imieniu i wiem, że nie dyskutujemy o systemach totalitarnych. Natomiast jestem zdania, że przykład, który podałeś, nie ma żadnego związku z tematem. Polska po prostu nie jest krajem totalitarnym. Polska jest – i mam nadzieję, że tak będzie dalej – krajem, w którym gospodarza na swoim terenie ludzie wybierają sobie sami. A gdyby nawet było inaczej i gospodarz w terenie był przynoszony w teczce, to totalitaryzm też miał różne twarze. Inaczej wyglądał w Polsce, inaczej w Rumunii – choć system teoretycznie był taki sam. Jednak w Polsce u towarzysza sekretarza też czasem można było spotkać człowieka, z którym dało się coś załatwić. W Rumunii tak nie bywało.

            2. Zdefiniowałeś jako idiotów każdą grupę, która łyka każde kłamstwo. Kłopot w tym, że nie wiesz kto łyka kłamstwa. Tak może Ci się tylko wydawać. Nawet najgorszy menel ma swój rozum i z mojego punktu widzenia nie tyle łyka kłamstwa, co zostaje okłamywany. To, co napisałeś, to aroganckie przerzucanie winy, a ktoś traktowany arogancko zapamiętuje to i przy okazji oddaje.

            3 i 4 łącznie. W dalszym ciągu uważam, że koncentrując się na kłamstwie jako przyczynie głęboko błądzisz. Kłamstwo było wszechobecne zawsze i wszędzie i zapewne tak będzie dalej, a mimo to wiele społeczeństw radzi sobie lepiej niż nasze, zatem przyczyna degrengolady musi leżeć gdzie indziej. I w dalszym ciągu sądzę, że to ja pisząc o fragmentarycznym podejściu do rzeczywistości jestem jej bliższy.

            Żeby to wszystko w miarę dobrze funkcjonowało nie wystarczy poprzeć, nie poprzeć lub zdać się na innych. Przede wszystkim trzeba się interesować – to absolutne minimum, bo dobrze byłoby jeszcze się czynnie angażować. Tymczasem w Polsce postępuje wręcz wycofywanie się z jakiejkolwiek aktywności. Więcej przykładów? Proszę bardzo: ktoś, kto do pracy codziennie dojeżdża samochodem przestaje się interesować komunikacją publiczną. Ktoś, kto ma wykupiony abonament w prywatnej placówce zdrowotnej przestaje się interesować publiczną służbą zdrowia, bo i po co ma się denerwować. Ktoś, kto posłał dzieci do prywatnej szkoły przestaje się interesować publiczną oświatą. Co mnie to obchodzi? To już nie mój problem. Źródła takich postaw szukałbym nawet jeszcze w czasach rozbiorów, kiedy wszystko, co zaczynało się poza ogrodzeniem własnej posesji było już „obce”.

            Ludzie w Polsce sami deprecjonują swoje państwo. A deprecjonując je zarazem niszczą jego instytucje. Również te, które demokratycznie wybrali. Uważają bowiem, że władza jest od tego, by realizowała ich postulaty, a nie od tego, by kreowała rzeczywistość. Dlatego tak chętnie przyjmują narrację o zwalczaniu elit i rozbijaniu kast. A populistyczna władza ich jeszcze upewnia w tym, że czynią dobrze, określając ich „suwerenem” – suweren chce, suweren żąda to i dostaje co chce.

            Tyle tylko, że trafić w oczekiwania suwerena wcale nie jest łatwo, a rządzić chciałoby się już cały czas. Najlepiej na zawsze.

            5. Nie o to chodzi, czy PiS wygrał czy przegrał. Zwracałem uwagę na to, że mimo porażającej propagandy lejącej się cały czas z podległych partii mediów i mimo wizyt jej prominentnych przedstawicieli w całym kraju obiecujących złote góry niczego w tych wyborach nie ugrał. W ciągu trzech lat stracił półtora miliona wyborców, zatem z tym łykaniem kłamstw nie jest wcale tak źle.

            6. Tak, uważam PO za alternatywę dla PiS. Dużo lepszą. Nie dlatego, że to moja ulubiona opcja, ale dlatego, że jestem realistą i wiem, że idealnego reprezentanta swoich poglądów nie znajdę. Zdesperowanych wyborców się nie obawiam, bo wcale nie ma ich już tak wielu. Mogliby się stać groźni tylko wtedy, gdyby sytuacja w kraju stała się nagle jakaś szczególnie kryzysowa. Wtedy poszukujący „jeszcze lepszej zmiany” mieliby jakieś szanse.

            Na dziś najbardziej obawiam się rządów PiS. Dlatego, że deprecjonowanie państwa i jego instytucji w dalszej perspektywie prowadzi do uznania, że skoro rządzeni chcą tylko, by władza realizowała ich postulaty, to po co komu ciało legislacyjne, ministerstwa i urzędy? A jak już i ciało legislacyjne nie będzie do niczego potrzebne, to po jaką cholerę organizować wybory powszechne, w których – o zgrozo – trzeba pomyśleć, jakie zająć stanowisko w wielu różnych kwestiach jednocześnie? Czyż nie lepiej będzie, skoro decyduje suweren, zastąpić je referendami?

            Najlepiej z jednym banalnym pytaniem: TAK czy NIE waaadzy?

            1. 1. W pierwszym poście napisałeś,  ze barwy klubowe nie mają znaczenia. Pozwoliłem się z tym nie zgodzić i podałem skrajne przykłady. Nie dyskutuję o upadłych systemach, nie twierdzę, że Polska jest krajem totalitarnym. Uważam, że poglądy mają znaczenie.

              2. Niczego nie definiowałem. Przyznałem Ci rację, że przekaz kierowany jest do idiotów. Na solenne zapewnienie, że nie pisałeś o idiotach powtórzyłem, że chodzi o przekaz adresowany do idiotów i logiczny wniosek, że jeśli ktoś bezrefleksyjnie łyka przekaz skierowany do idiotów, to jest idiotą. Swego czasu pewna sieć reklamowała się, że jest „nie dla idiotów”. Reklamę oprotestowano, ponieważ pewna część społeczeństwa czuła się wykluczona.

              3. Kłamstwo towarzyszy polityce od zawsze. Ale nigdy na taką skalę. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby premier kłamał i musiał go do porządku przywoływać sąd.

              4. Być może diagnoza jest trafna. Tyle tylko, że niejako obok tego, co napisałem. Postulat, że „trzeba się interesować” jest ze wszech miar słuszny. Tyle, że z uwagi na mizerię mediów jest to czynność niebywale czasochłonna, a nie każdy ma aż tyle czasu. Spróbuj napisać wpis na blogu na jakiś temat opierając go na materiałach prasowych, to sam się przekonasz ile takie rady są warte. Aby sobie wyrobić pogląd trzeba mieć dostęp do informacji. Które media podają je w miarę obiektywnie, bez tez i komentarzy? Ktoś, kto miał styczność z propagandą PRL-u teoretycznie powinien być bardziej odporny, a też nie jest.

              Populizm właśnie na tym polega — na proponowaniu prostych rozwiązań. Zrobimy, załatwimy, podniesiemy, obniżymy. I nikt nie pyta jak, jakim cudem, kiedy, ile to będzie kosztować. Ale o adresowaniu przekazu była już mowa.

              5. Chodzi o to, że przegrała Koalicja Obywatelska. Po przegranym turnieju wywala się nieudacznego trenera na zbitą mordę. Kierownictwo KO klęskę okrzyknęło wiktorią, a posłuszni klakierzy latają po studiach telewizyjnych i bezmyślnie powtarzają te brednie. A jest to niebywale istotne, ponieważ nie popełni drugi raz tych samych błędów ten, kto sobie zdaje sprawę z tego na czym polegają i wyciąga wnioski. Kierownictwo KO jest tak marne, że zatopić koalicję może Biedroń. Sam nic na tym nie zyska, ale tak jak Razem, zatopi lewicę i doprowadzi do kolejnego zwycięstwa PiS-u.

              6. Ponawiam propozycję – napisz coś. Pozbieraj materiały, zajrzyj na stronę sejmu i sprawdź jak Twoja alternatywa głosuje. Owszem, PiS ma większość i łaski PO nie potrzebuje. Ale tam gdzie nie ma dyscypliny to PO zapewnia mu zwycięstwo. Opisywałem przypadek, gdy Kukiz chciał zerwać kworum, więc PO wydelegowała dwóch przedstawicieli, by kworum zapewnić. Naprawdę wierzysz w to, że gdy dziś PO głosuje wraz z PiS-em, to po zwycięstwie coś się zmieni? Co? Pociesz nas, podziel się swoją wiedzą tajemną chociażby jak PO zamierza rozwiązać problem wymiaru sprawiedliwości? Bo jedna „reformę” już mamy za sobą. Upolitycznioną prokuraturę, z marnymi, posłusznymi prokuratorami nie poddano żadnej weryfikacji, lecz wyjęto spod wpływu ministra i wetknięto wybranemu urzędnikowi. Łefołmatołowi nie przeszkadzali nominaci Ziobry na stanowiskach. Jakie były tego skutki mieliśmy okazje zobaczyć dzięki pracy komisji do spraw Amber Gold chociażby.

              Podziwiam Twój entuzjazm, optymizm i nadzieję. Uważam, że dawno, dawno temu został zawarty deal, że bez względu na to kto rządzi my zawsze jesteśmy u władzy i nie przeszkadzamy sobie wzajemnie. Z tym, że PO zawsze szła na pasku PiS-u. Gdy była u władzy wystarczyło, że PiS tupnęło nogą, a już kładła uszy po sobie. Teraz też stara się jak może nie przeszkadzać, a wręcz ułatwiać. A jedyna troska kierownictwa to dostać się znowu do sejmu bez konieczności wstępowania w szeregi PiS-u. Zwłaszcza Schetynie mogłoby to nie wyjść na dobre. Dlatego musi udawać antypisowskość.

            2. Należy sobie zdawać sprawę, że wybory i pewne swobody nie świadczą o tym, że jest demokracja. Autokratyczne reżimy posługują się bardziej finezyjnymi metodami. Po co rewolucyjnymi metodami zmieniać konstytucję, kiedy można ja obejść ustawami dezorientując społeczeństwo. No bo przecież wszystkie atrybuty demokracji funkcjonują — są wybory, nikt ich nie fałszuje, sejm działa, senat działa, prezydent i rząd pracują, nie ma czołgów na ulicach, ustawy są procedowane.

              Wyborów nie trzeba fałszować. Wystarczy pozostawić sobie decyzję w sprawie doboru kandydatów do wybieralnych organów, podporządkować sobie lub zastraszyć media, zmarginalizować, oczernić niezależne organizacje pozarządowe, podważyć zaufanie do nich (Węgry, Rosja), zwasalizować sądy. Od dawna już na listach umieszcza się towarzyszy ful wypas bmw. Jeśli się da należy na odcinek opozycji rzucić swojego człowieka. Żeby na pewno został wybrany, należy innych kandydatów skutecznie skłonić do rezygnacji z kandydowania. Media tak podadzą informacje, że trzeba „zainteresować się”, żeby je zweryfikować i odróżnić od komentarza względnie propagandy. Zneutralizowane organizacje tracąc zaufanie stracą znaczenie i ich głos nie będzie się liczył. W razie czego sądy zareagują zgodnie z oczekiwaniami. I reagują – w pierwszej instancji władza już praktycznie wygrywa zawsze. Trzeba popracować przed następnymi wyborami nad drugą. Wyborcy zwieńczą dzieło.

        1. Znam wielu pracodawców. Niestety, ale z bardzo nieciekawej strony. Czasami to była gorsza zaraza niż urzędnik lub najeźdźca. Kiedyś taki jeden przyjechał by pokazać swoją „nową, wypasioną brykę”. Jak się okazało, to zamiast wypłacić pracownikom ich niskie pensje, pieniądze wydał na auto. Najgorsze jest to, że dostał niski mandat i tylko tyle. Dlatego jestem tak za regulacjami prawnymi, za tym by takie i podobne sprawy (brak zapłat za faktury, co trwa już 29 lat) podlegały pod wysokie kary finansowe. Z przepadkiem mienia włącznie. I by te sprawy nie ciągnęły się latami.

          Inną sprawą jest urzędokracja i jej głupota. Znam ją z poprzedniego ustroju i wiem jacy głupole, mający wyższe wykształcenie byli na kierowniczych stanowiskach. I w wielu wypadkach nic się nie zmieniło.

          1. Obecne prawo dopuszcza takie postępowanie. Można pracownikom nie płacić. Dlatego koniecznie trzeba zmienić prawo i zabronić takich praktyk. Jak się wprowadzi nowe prawo i zabroni, to nikt nie odważy się nie płacić. Poza tym prawo obowiązujące dłużej niż kilka miesięcy traci świeżość i nie działa. Dlatego ustawodawca dobrze robi, że nic nie robi tylko grzebie w prawie. Każdy wie, że to nie organa państwa i wymiar sprawiedliwości, lecz przepisy pilnują ładu i porządku. Dlatego należy stale je doskonalić. Zaś Biblia uczy, że tylko kara, sroga kara, płacz i zgrzytanie zębów ma zbawienny wpływ i zapobiega naruszeniom prawa. Tam gdzie istnieje kara śmierci tam nikt nie popełnia przestępstw. To fakt autentyczny. Dopóki w Polsce istniała kara śmieci nikt nie odważył się złamać prawa. Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatnio. Świetnie ilustruje to serial „07 zgłoś się”, na którym pokazano, że milicja nie ma co robić, taki ład i porządek panuje.

            Jedno tylko budzi zdumienie — bezkarność. Jak to się dzieje, że przy każdej okazji dziennikarzyny podają ile za dany czyn „grozi” lat, po czym okazuje się, że wyrok opiewa na kilka miesięcy w zawieszeniu? Jeśli „grozić” będzie cztery razy tyle to wyrok będzie inny?

            1. W bardzo wielu przypadkach należy …. tylko …. prawo egzekwować. Przecież przepisy kodeksu pracy naprawdę nie były złe, ale nie wiem jakie są teraz. Pamiętam jednak ludzi, którzy zjawili się w naszym zakładzie i błagali o jakąkolwiek pracę, bo z dnia na dzień nie mieli za co żyć.

              Nie pamiętam dokładnie rzymskiej maksymy, ale mówiła ona, że częste zmiany w prawie prowadzą do chaosu i niedowładu państwa.

              Co do tzw. dziennikarzy, to jest zawód na wymarciu. I jakoś mi ich nie jest żal.

              1. Właśnie, skoro wystarczy po prostu egzekwować, to po co zmieniać? Dla zmiany? Nie należy zapominać, że częste zmiany w prawie prowadzą do chaosu i niedowładu państwa. I skutkują powszechnym lekceważeniem prawa, bo nikt nie jest w stanie nadążyć za zmianami. Poprzedni sejm  uchwalił w cztery lata 752 ustawy, obecny w trzy 663. Z ogarnięciem tego kłopoty mają nawet prawnicy. A ustawy podatkowe zmieniane się praktycznie na każdym posiedzeniu.

                1. Dlaczego należałoby zmieniać niektóre ustawy? Bo jedna z ustaw nie „współpracuje z innymi”. Zapisy jednej negują zapisy innej ustawy. Totalny chaos i „bezhołowie”. W Sejmie jest odpowiednie biuro oceniające konstytucyjność ustaw. Podobno często ich opinie o tworzonym prawie są negatywne. Ktoś zwraca na to uwagę?

                  Ale gdy tylko „odpowiada się przed wyborcą” i historią, to można sobie na wszystko pozwalać. Uważasz, że szlachetna zasada iż eliminowanie nieudaczników w kolejnych wyborach powinno wystarczyć. Teoretycznie tak, ale nieudacznicy są wybierani i wybierani na kolejne kadencje. A ogromny wpływ ma na to kler, który wie,  że za zaangażowanie polityczne będzie mu się materialnie dobrze wiodło. A te działania nie są marginalne. „Tajemnica wiary – złoto i dolary” czyli przekupstwo za państwowe ma się najlepiej. To oddanie proboszczom decydowania, kto powinien, kto może kupić ziemię. To oddanie w pacht i zarobek cmentarzy. To utrzymywanie kapelanów, katechetów, to opłacanie księżych składek zdrowotnych i emerytalnych, to oddanie ponad 150 000 ha ziemi, bo z tej „darowizny za krzywdy od PRL” otrzymują dopłaty z paskudnej Unii. Itd, itd, itd,

                  1. Jakoś nie przekonujący jest argument, że należy zmieniać ustawy, bo są pisane na kolanie, a opinie o nich są negatywne.

                    Jeśli chodzi o wybory i wybieranie stale tych samych, to powodem jest system wyborczy. Jesteśmy zgodni, że ordynacje należy zmienić. Ale kto to miałby zrobić, skoro każda zmiana jest korzystna dla wyborców i demokracji jest niekorzystna dla zainteresowanych polityków?

                    1. jeśli argument nie jest przekonywujący, to niech zostanie jak jest i niech degrengolada prawna rozwija się nadal. Jak będzie istnieć takie państwo z chaosem prawnym, zobaczą nasi potomni.

                      Co do zmiany ordynacji, to chyba tylko jakąś siłą dałoby to przeprowadzić. Siłą buntu społecznego, co może się zdarzyć, ale…. niezbyt w to wierzę.

                    2. Ach, widzisz, źle się wyraziłem. Nieprzekonujący jest argument, że należy zmieniać ustawy pisane na kolanie ustawami pisanymi na kolanie.