Tam, gdzie zygota rączki kuli

Każdy człowiek ma swoje sympatie i antypatie. Niektórych ludzi lubi i innych nie lubi. Z pierwszymi utrzymuje kontakty, nawiązuje stosunki towarzyskie, akceptuje ich poglądy nawet jak się z nimi nie zgadza, drugich stara się unikać. Jeśli w życiu codziennym taka postawa ma sens, to kompletnie pozbawione go jest bojkotowanie polityków, z którymi się nie zgadzamy. Z wielu względów, z których podstawowym jest własne bezpieczeństwo — nie chowa się głowy w piasek, nie zasłania oczu ani uszu, gdy w polu widzenia pojawia się przeciwnik. Nawet wtedy, gdy jest tylko przeciwnikiem politycznym. Poza tym czasem i on miewa rację. A jak jej nie ma, to warto wiedzieć co knuje, ponieważ to on decyduje.

Weźmy na przykład lidera formacji Piersi, który jako lider formacji Kukiz15 postanowił nieco pomóc swojej karierze. Będąc w polityce zawsze może liczyć na wsparcie kolegów w promowaniu swoich dzieł. W tym miejscu — lub jak kto woli z tego miejsca — należy głęboko pokłonić się fanom artysty, którzy złożyli swój los w ręce jego i jego kompanów. Kompanów, co trzeba z całą mocą podkreślić, którzy nie potrafią dyskutować, nie tolerują sprzeciwu, czyli robią dokładnie to, o czym mowa — jak ognia unikają wymiany poglądów. Niedobór wiedzy rodzi frustrację i agresję, a łatwiej go ukryć mając władzę. Można na przykład odebrać opozycji głos, a gdy zacznie protestować uświadomić jej, że tak zachowują się tylko wściekłe małpy, nigdy tresowane.

Żeby mieć poglądy trzeba mieć wiedzę. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia jeśli nie z wiarą, to z niczym nie popartym przeświadczeniem, z bezkrytycznym przyjęciem cudzego rozumowania za własne. A ponieważ do obrony racji potrzebna jest wiedza, to jakakolwiek merytoryczna dyskusja jest wykluczona. To z kolei oznacza konieczność narzucania swojej woli, a właściwie widzimisię, siłą.

Nie czarujmy się. Nawet gdyby tysiące szeregowych członków formacji myślało tysiące lat, to nie wpadłoby na to, że zarodek to człowiek, a in vitro to holokaust. Jestem zwolennikiem utrzymania tej ustawy, która dzisiaj obowiązuje. Koniec. Kropka. Dlaczego? Bo tak. Bo widziałem film „Niemy krzyk” i tam było pokazane jak zachowuje się zygota. Więc ta zygota kuli rączki, kuli nóżki, po prostu ucieka od narzędzia, które ma wyłyżeczkować czy wyrzucić, czy rozszarpać to dziecko w organizmie. Dlatego Nie mogę ze względów etycznych zgodzić się na projekt, puścić dalej, który mówi „możemy robić co nam się…” „róbta, co chceta ze swoim dzieckiem, bo to moje ciało”. To trzeba było zdawać sobie było sprawę, komu się dawało. No i tyle. To ciało. I kiedy się dawało. I jak się dawało, że się nie rozleciało. Jeśli ktoś słyszy płacz mrożonych zarodków, to wstyd by było nie dostrzec rączek i nóżek u zygoty. Z tą różnicą, że Gowin płacz słyszał nieomal, a Kukiz widział na własne oczy (Ja nieomal słyszę krzyk rozpaczy tych dziesiątków tysięcy zamrożonych embrionów. Czuję ich rozpacz. W moich oczach to porzucone przez rodziców dzieci).

Tako rzecze domorosły etyk, który naoglądał się serialu „Było sobie życie, ale niewiele z niego zrozumiał poza tym, że komórki ludzkie to takie małe ludziki. Skąd poseł ma wiedzieć, że zygota to komórka (sic!) powstała w wyniku zapłodnienia, czyli połączenia gamety męskiej z gametą żeńską? Co to jest gameta też nie ma zielonego pojęcia.

Po wydaleniu z siebie złotych myśli w RMF-ie lider formacji Kukiz15 udał się wprost do TVN-u żeby zaprzeczyć jakoby powiedział, to, co powiedział. Jeśli chodzi o przekaz, jaki poszedł w mediach, czyli po pierwsze mówienie o dawaniu, a nie oddawaniu swojego ciała, pani pominęła pierwsze zdanie, że jeżeli szanuje się swoje ciało, to trzeba pamiętać o tym kiedy się to ciało oddawało i komu się oddawało. Monika Olejnik gładko przeszła do porządku dziennego nad zdaniem, którego nie było. Nie zwróciła także uwagi, że równie ważne jak to komu ciało się dawało i kiedy jest to, czyje ciało się brało i czy się o zgodę pytało. Nie zdarzyło się bowiem dotąd na świecie, żeby kobieta poczęstowała mężczyznę tabletką gwałtu, zaciągnęła w krzaki i wykorzystała seksualnie.

Przykładów posłów nie mających bladego pojęcia o rzeczach, którymi się zajmują, jest niestety mnóstwo. Dopóty jednak będzie przyzwolenie, by filistrzy stanowili prawo i decydowali o losach milionów, sejm będzie składał się głównie z półgłówków i ćwierćinteligentów. Którzy jeśli nie widzą białych myszek, to słyszą głosy i widzą zygoty z rączkami.

Jest jednak poważny problem. Prześledźmy go na przykładzie zgłoszonej przez PiS propozycji wyłaniania przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego. Zgodnie nią sędziowie przedstawiają trzech kandydatów, a prezydent zatwierdza jednego z nich. Od lat taki system obowiązuje podczas wyborów. Kierownictwo partii przedstawia kilku kandydatów do sejmu i senatu, a wyborcy ich tylko zatwierdzają.

Pytanie: skąd mają się wziąć w sejmie ludzie inteligentni, rozsądni, uczciwi, kompetentni, samodzielni, skoro na listach wyborczych takich ludzi nie ma? Dopóki to się nie zmieni, dopóty obowiązującym prawem będzie nie to, co jest korzystne dla społeczeństwa, ale to, czego polityk jest wrogiem. Jestem wrogiem usuwania dziecka czy płodu (bo dla mnie to to samo) do trzeciego miesiąca życia. I już.

Dodaj komentarz