Tam, gdzie spotkaliśmy się

Był taki czas, że różnorodność prasy polegała na czym innym niż poza, strój lub brak stroju celebrytki. Był Świerszczyk, Poznaj kraj, Poznaj świat, Historia, Film, Radar, Kobieta i życie, Przyjaciółka, Polityka.

Nie wymieniam wszystkich jakie pojawiały się w domu w zależności od wieku czytającego i jego zainteresowań. W Działkowcu czy Strażaku nie było nic do czytania. Ale w Polityce już tak. Szczególnie gdy redaktorem był Rakowski, a artykuły Daniela Passenta relacjonujące to, co się działo w USA były czytane w pierwszej kolejności. To był tygodnik, który po przeczytaniu szedł do ludzi. A potem do następnych. Byłam kinomanką i kupowałam Film. Po zamieszczanych tam recenzjach wiedziałam na jaki film iść, a jaki ominąć. Kobieta i życie oraz Przyjaciółka dawały inspiracje jak sukienkę uszyć, a talent Mamy powodował, że powstawały cudne kreacje. Ze starych ubiorów.

Mąż kupuje jakieś miesięczniki o wojsku, armatach, czołgach. I już następne pokolenie – wnuczęta oglądają i rozmawiają. A tartuter w ustach 2-latka to helikopter. Od urodzenia szukają… maczugi. Wydzieranie ich nie ma sensu. Jednak zamiast gazet papierowych czytamy wiadomości podawane na portalach. Czytam Samcika, który wyjaśnia wiele spraw dotyczących ekonomii, propozycji bankowych. Ciekawe i przydatne. Jednak to nie jest ktoś, kogo pisanie muszę przeczytać.

Na TOK.u wartością są zapisy blogerów. Bywa, że ciekawsze od artykułów. Ale i wartościowych blogerów coraz mniej.

Na TOK.u pojawiali się prof. Mikołejko, Kazimierz Kik, Jan Hartman, Wiesław Godzic, Wiktor Osiatyński, Janusz Czapiński. Dawne to czasy, bo nie pamiętam już kiedy ostatni raz ktoś z nich był. Za to teraz jest beznadziejny Kraśko.

Z boku jest rubryka Najnowsze. Przedostatni jej zapis pochodzi z piątku, a ostatni i jedyny z dziś. Czy mają u siebie jakiś strajk, może brakuje im funduszy, bo i blogerów bardzo ubyło, a na forum komentuje „opozycja”. Komentarze tylko są negatywne. Czuje się zapaść firmy, która ratowała się umieszczaniem filmów jako reklamy w soboty, gdy ruch na blogowisku był największy. Może w trudnej sytuacji przyszedł spec od… pasują tu różne specjalności i coś tam pozmieniał. Poprawy nie widać. I nie wiadomo czy to braki finansowe rozkładają TOK, czy może obniżona jakość zniechęca gości do wizyt.

Tam, gdzie spotkaliśmy się… na blogach TOK FM i uciekliśmy tutaj, wracając czasami na dawne śmieci.

Co niszczy portal opinii? Może opisywanie ile ciała pokazała następna celebrytka, bo czytający stali się obrazkową cywilizacją. Gdy jest obrazek – odpowiednio duży, może być z napisem, to tam zagląda się. Bez obrazka zaciekawienia nie ma. Co będzie dalej… cdn…

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Ja namiętnie czytywałem Przegląd Techniczny. Pismo piszące o takich rzeczach, że Wolna Europa niepotrzebna. Żałuję zbioru, kilkunastu roczników z lat 70-tych. Był też bardzo ciekawy Młody Technik, Horyzonty Techniki, nie mówiąc o Fantastyce (którą kot mi obsikał).

    Aha – w dziale Najnowsze najnowszy wpis pochodzi z wczoraj, z debaty, której część słuchałem i nie zdzierżyłem — wyższy poziom prezentują przedszkolaki.

    1. Znam z domu ten namiętny stosunek do starych czasopism. I te sterty gazet o uzbrojeniu, którego już nie ma. I o ile uzyskałam zgodę by pozbyć się części książek o tematyce mnie nie interesującej, bo opisujących dawne wojny, broń, to jest nudne, to nie było zgody by wyrzucić ulubione gazetki. Jakiś czas temu zobaczyłam  w sieni (teraz to wiatrołap) stertę Przekrojów sprzed lat. Ogromną.Wynieśli je po śmierci dziadka wnukowie porządkujący mieszkanie.

      Te zbiory najróżniejszych rzeczy muszą kojarzyć się z przyjemnością jaką kiedyś dawały lub dają. I służą do zbierania kurzu.

      Zauważę, że przy podawanym składzie powietrza nigdzie nie uwzględnia się kurzu, którego ogromne ilości krążą i krążą. W książce o genetyce autor – genetyk – profesor – napisał, że kurzem w „czystym” laboratorium może być opłatek naskórka. Stąd takie szczelne okrycie ciała, twarzy, włosów.

      Mam nadzieję, że młodzi wrócą do czytania i książek i gazet. Jak powiedział mój młodszy syn: w czytaniu książek wielką przyjemność daje przekładanie kartek. Oczywiście, oprócz treści. Z kart książek  zniknęły zapisy, które to jest wydanie. I ile sztuk liczył nakład. Co nie znaczy, że ma to jakieś znaczenie dla czytającego, ale może być informacją dla… badającego historię za 200 lat. Jeśli jeszcze będziemy cywilizacją, a nie niewolnikami finansjery światowej.

      Jak na razie wszystkie portale mają prawie same  obrazki na stronie tytułowej. A ciekawa wiadomość może być podana tylko przez klikanie i oglądanie następnego obrazka z krótkim tekstem i… reklamą. Dla mnie to przemoc na rozumie. Ale ja jestem dziwaczką, która nie rozumie współczesności. A od książek całkiem zgłupiałam, jak powiedziała moja znajoma. Pocieszam się, że jeszcze nie jest zakazane bycie głupim. Desipere est juris gentium – prawem ludzi jest głupota – co powiedział mędrzec A.Schopenhauer, wprawdzie urodzony w Gdańsku, ale… Niemiec, co może już być zarzutem.
       
      Cywilizacja obrazkowa – to nasz(?) czas.

      1. Gazeta od początku wyróżniała się dowcipnymi tytułami. Ale żeby wymyślić dowcipny tytuł trzeba być dowcipnym, a także piekielnie inteligentnym. Teraz nie liczy się treść, liczy się klikalność. Dlatego tytuł ma zachęcić do klikania, a nie do czytania. Zaś obrazek najlepiej się sprzedaje. Można sobie wyobrazić roznegliżowaną kobietę (bo to klikną zarówno panowie jak i panie) i podpisać „Czy żona prezydenta rozebrała się”? Po kliknięciu ukazuje się reklama żelu pod prysznic, olejku do opalania, tekstu reklamowego „Nic ci nie stało? Spróbuj naszego leku zwiększającego szybkość erekcji w reakcji na bodźce wzrokowe” i treść artykułu, który brzmi: „Nie!” Kilka zdjęć ubranej żony prezydenta na dowód, że się nie rozebrała.

        1. W czytanej teraz książce znalazłam taką uwagę na temat dziennikarzy. Gdy młody dziennikarz rozpoczyna pracę, to stara się wykonywać ją najlepiej by zasłużyć na pochwałę szefa. Gdy naczelny redaktor jest niewiele wart, ma poglądy wątpliwej jakości, wyznaje kult pieniądza i jest mu obojętne w jakim sposób zostanie przez gazetę wyciśnięty dochód, to wtedy młody, niedoświadczony staje się nieświadomym odbiciem swojego szefa i przyjmuje jego kryteria.Zasługuje się na stały etat, na podwyżkę.

          Dotyczy to zresztą wielu innych zawodów. Dla przykładu weźmy prokuratorów. Nie doniesiono w ostatnich latach o jakimś wybitnym, pracowitym, mającym osiągnięcia śledcze ponad przeciętną byle jakość.

          Trudno znaleźć zawód (oprócz artystycznych, a i tu bywa różnie, samozatrudniających się) by bez specjalnego wysiłku w „przyuczaniu” bylejakość szefów stała się normą podwładnych i ich codziennością. Najwyżej w domu sobie ponarzekają, albo wpadną w depresję, albo w nadmiar alkoholu.