Tak nam dopomóż Bóg

Dzisiejszy wpis będzie nietypowy, ponieważ poświęcony fragmentowi tekstu ze środowego wydania Polityki. Komentarz do owego wyimka pozostawiam P.T. Czytelnikom. Mottem zaś niech będą te oto słowa, które znalazły właściwie połączenie: „A gdy przypadkiem coś spieprzymy, to się żarliwie pomodlimy”.

Zanim przejdziemy do meritum udowodnijmy sobie potrzebę wyrażania sprzeciwu patriotycznego oraz konieczność palenia tęczy na Placu Zbawiciela. Otóż dzisiaj jest — obchodzony niegdyś hucznie i w Polsce — Dzień Zwycięstwa. Ponieważ jednak nie dało się go powiązać ani z papieżem, ani z biskupem, ani z żadnym cudem, a nadal jest obchodzony w Rosji, więc zrezygnowano zeń. A tych, którzy przyjadą do nas czcić ten dzień przyjmiemy po chrześcijańsku dewastując pomniki i rzucając kamieniami. Istnieje więc pilna potrzeba napisania historii od nowa, w której rola Związku Radzieckiego w wyzwalaniu Polski zostanie sprowadzona do właściwego, zerowego, poziomu. Wiadomo przecież, że Polskę wyzwolił kto inny. Nie wiadomo jeszcze kto, ale trwają intensywne poszukiwania. Jednym z kandydatów jest gwardia szwajcarska. Do pokazywania Ruskim przystąpił także sam pan premier.

A oto dowód na to, że nie spoczniemy, aż dzień chwały dla dobra przyszłych pokoleń nie przemienimy w dziań chały, i że tęczę należy spalić subito, ponieważ nie spełnia wymogów:

Oto dziś dzień krwi i chwały,
Oby dniem wskrzeszenia był!
W tęczę Franków Orzeł Biały
Patrząc, lot swój w niebo wzbił.

Zanim cytat jeszcze jedna informacja zaczerpnięta z cytowanego artykułu autorstwa znanej z anteny Tok FM p. Joanny Solskiej. Otóż nowy minister finansów, Mateusz Szczurek, przed kilkoma tygodniami publicznie opowiedział się za likwidacją wspólnego opodatkowania małżeństw. Ta ulga jest najbardziej korzystna dla rodzin, w których jedno z małżonków nie pracuje. Zabrane małżeństwom pieniądze miałyby zostać przeznaczone na wsparcie dla rodzin wielodzietnych, co postuluje od dawna prezydent Komorowski. Jest rzeczą nie budzącą żadnych wątpliwości, iż to zupełny przypadek, że za wsparciem dla rodzin wielodzietnych optuje posiadający pięcioro dzieci pan prezydent, a uważa to za bardzo dobry pomysł posiadający pięcioro dzieci pan minister finansów. O tym, że dzieci do szkoły mieszkający pod Warszawą minister podwozi służbową limuzyną wspomnijmy jeno dla porządku.

A oto wreszcie i obiecany cytat:

Elżbieta Markowska, dyrektor generalna Ministerstwa Finansów, do której Jacek Rostowski miał bezgraniczne zaufanie, straciła w resorcie robotę już w pierwszych dniach urzędowania nowego ministra. To była pierwsza decyzja kadrowa następcy Rostowskiego [Mateusza Szczurka]. Zastąpiła ją Mirosława Boryczka (mimo nierozstrzygniętego konkursu na to stanowisko), była wiceprezes ZUS. O Boryczce zrobiło się głośno, gdy państwowy ZUS, kierowany przez Zbigniewa Derdziuka, zapłacił za jej studia w katolickiej uczelni Opus Dei w Barcelonie. Derdziuk też tam studiował. W rządzie PiS, LPR i Samoobrony Derdziuk pełnił funkcję, jaką teraz sprawuje Jacek Cichocki — był szefem Kancelarii Premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Stanowisko to powtórnie powierzył mu potem premier Donald Tusk. Po wygraniu konkursu Derdziuk odszedł na prezesa ZUS. […]

Szefem gabinetu politycznego Mateusza Szczurka została 23-letnia Dobrawa Morzyńska, była asystentka Jacka Cichockiego. — Jacek Rostowski też jest głęboko wierzący, ale przy przyjęciach do pracy to kryterium nigdy nie było rozpatrywane — słyszę w gmachu przy Świętokrzyskiej. Teraz wyraźnie zaczyna być. W rządzie jest coraz więcej ministrów i wiceministrów aktywnie udzielających się także w Kościele. W KORM [?], MF, Ministerstwie Sprawiedliwości, MSZ. Tak jak w początkach III RP biletem do władzy była działalność w opozycji, tak teraz staje się ta w Kościele. Wiara przestaje być prywatna. W sprawach, w których państwo będzie chciało prowadzić politykę nieco odmienną od tej, na jakiej zależy Kościołowi, może to prowadzić do konfliktu lojalności.

Dodaj komentarz