Tak mi dopomóż bóg!

Gdy trzeba kogoś zdyskredytować, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mu pogrzebać w życiorysie i przywalić jakimś przodkiem bądź wstydliwym epizodem. Gdy ktoś chce sam decydować w jakim związku i z kim będzie żył, to trzeba mu to — mając władzę — uniemożliwić. Bowiem związek może być tylko jeden. Dawniej był to zapisany w konstytucji Związek Radziecki, dziś zaś to zapisany w konstytucji związek małżeński. Który — w przeciwieństwie do innych związków — jest jak najbardziej „zgodny z naturą.” Przy czym próżno pytać z jaką naturą skoro w przyrodzie nie występuje ani małżeństwo, ani celibat. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by unieść nieco kołdrę związku partnerskiego, zajrzeć i przekonać się na własne oczy. A obserwacje wyartykułować na forum parlamentu*: Legalizacja związków homoseksualnych jest sprzeczna z obowiązującym prawem, jej promowanie jest zakazane. Proponowane związki mają cel czysto hedonistyczny, autodestrukcyjny dla człowieka (partnera) i członków jego rodziny. Mają zapewnić, na koszt społeczeństwa i budżetu państwa, ale nie w interesie społecznym, wygodne, łatwe praktykowanie egoistycznych, nieuporządkowanych pragnień.

Zjawisko związków jednopłciowych jest sprzeczne z naturą, projekty są sprzeczne z konstytucją, zmierzają do jej obejścia, są szkodliwe, niesprawiedliwe, naruszają zasadę równości, prawo do intymności, ekshibicjonistycznie pozwalają obnosić w przestrzeni publicznej skłonności seksualne, czym naruszają poczucie estetyki i moralności…

Warto wspomnieć, że autorka tych słów tak dalece nie obnosiła się w przestrzeni publicznej ze skłonnościami seksualnymi, że nie tylko nie zadbała o interes społeczny, ale nawet nie zaspokoiła w interesie społecznym niewygodnych, trudnych w praktykowaniu, altruistycznych i uporządkowanych pragnień. Słowem — nie założyła rodziny. Czy w tej sytuacji można domniemywać, że na pewno wie o czym mówi? Twierdzi bowiem, że Społeczeństwo nie może fundować słodkiego życia nietrwałym, jałowym związkom osób, z których społeczeństwo nie ma żadnego pożytku. Czy to znaczy, że p. poseł ma gorzkie życie? I postanowiła gorycz zafundować także innym, mszcząc się za to, że ją wybrali?

Ale nie zawsze zaglądanie pod kołdrę i do życiorysów jest dopuszczalne. Można bezkarnie grzebać w życiorysie Wałęsy, Michnika, sędziego Tuley’i. Ale zaglądanie do alkowy bogobojnego przedstawiciela parlamentu jest niedopuszczalne. A już sprawdzanie, czy żyje zgodnie z zasadami które… Nie, nie głosi. Narzuca innym, bo jako parlamentarzysta ma władzę. Wiec sprawdzanie czy żyje zgodnie z zasadami, z których usiłuje uczynić obowiązujące prawo, jest karygodne. A skoro jest karygodne, to sąd w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej nie zawaha się wstrzymać publikacji, stojąc na straży wartości.

O co chodzi? Oczywiscie chodzi o p. posła Kurskiego Jacka, który wielokrotnie deklarował przywiązanie do wartości chrześcijańskich. Z tego względu dla niego także nie do przyjęcia była ustawa o związkach partnerskich. Bo rodzina, rodzinę, w rodzinie, żona, mąż, dzieci. Jednak węsząc dziennikarze tygodnika Nie wywęszyli, że coś w rodzinie Kurskiego zgrzyta. Że żona żoną, dzieci dziećmi, a asystentka…  Zwęszywszy to tygodnik Nie chciał opublikować materiał na ten temat, lecz czujny i działający tym razem jak błyskawica Sąd Okręgowy w Gdańsku zakazał tygodnikowi pisania o romansie. Zaś sam Kurski w odpowiedzi tygodnikowi napisał, że nie tylko nie zgadza się na publikację, ale wręcz nie życzy sobie, by mu grzebano w prywatnym życiu i patrzono na ręce lub dowolny inny organ.

Wygrzebanie komuś dziadka z Wehrmachtu to był przejaw patriotyzmu i prawdy historycznej. Wygrzebanie kochanki, to zbrodnia. Nagle kończy się przywiązanie do wolności słowa i prawdy, a zaczyna się „prywatność”, „sprawy intymne” i temu podobne — nieistotne na co dzień i w odniesieniu do przeciwników politycznych — bzdety. Zaś medium informujące o szczegółach wypełniania przez posła przysięgi wierności, to medium bazujące na najniższych instynktach, odwołujące się do poetyki kloaki i rynsztoka.

Ludzie zbyt mocno przywiązani do wartości, którymi sami się zbytnio nie przejmują, ewidentnie cierpią na niedotlenienie mózgu. Innym wyjaśnieniem jest kara boska. Gdyby nie to, publikacja w tygodniku Nie miała szansę przejść bez echa i pożycie małżeńskie posła nie byłoby zagrożone. Po nagłośnieniu sprawy, zaangażowaniu w nią sądu i kancelarii adwokackiej, trąbią o niej wszystkie media….


* Pierwotnie znajdował się tu odnośnik do artykułu na portalu wyborcza.pl. Niestety to co zacytowano niezbyt ściśle oddawało to, co powiedziała p. poseł, a potem artykuł w ogóle zniknął.

Dodaj komentarz