Człowiek zapytany na czym polega szczęście, najczęściej odpowie, że na posiadaniu zdrowia, odpowiednich dochodów, które przychodzą łatwo czyli dolce far niente . Także miłość jest mile widziana, ale wielu sadzi, że posiadając wysokie dochody o miłość nie będzie trudno. Co jeszcze mogłoby człowieka uczynić szczęśliwym? Może bardzo długie życie? Może zapewnione wyżywienie w dostatecznej ilości?
Głód przez tysiąclecia był najgorszym wrogiem ludzkości. Jeszcze nie tak dawno wielu ludzi żyło na granicy takiego ubóstwa, niedożywienia, że najmniejszy błąd, pech (kradzież zwierząt), powódź lub susza powodowały śmierć z braku pożywienia. W Europie w XVII wieku potrafiło z tego powodu umrzeć nawet 10-20% ludności, np. we Francji w latach 1692-94 z głodu zmarło 15% ludności, tj. ok.2,8 miliona Francuzów.
W ciągu ostatnich stu lat postęp techniczny, polityczny, ekonomiczny spowodował zorganizowanie systemów chroniących ludzi przed głodem. I mimo ze nadal miliony ludzi bywają głodne, to z głodu rzadko kto umiera. Czy głód dotyka mieszkańców bogatej Europy? Głód nie, ale niedożywienie zdecydowanie tak. We Francji ok. sześć milionów ludzi (ok.10%) dotyka ryzyko niedożywienia. Być może nie idą spać głodni, ale ich jedzenie jest często niezdrowe – jedzą zbyt wiele cukru, soli, skrobi a zbyt mało witamin, białka. Przy jednoczesnym ogromnym marnotrawieniu żywności z witaminami, białkami. I żaden kraj europejski nie różni się od Francji.
„Od powietrza, ognia, głodu i wojny – wybaw nas Panie!!!” W 2012 roku na całym świecie zmarło ok. 56 milionów ludzi. 620 tysięcy zmarło na skutek przemocy – w tym na skutek wojny 120 tysięcy, a na skutek przestępczości 500 tysięcy. 800 tysięcy popełniło samobójstwo a 1 500 000 zmarło na cukrzycę. Czyli cukier jest groźniejszy niż kula, niż proch. Skąd ta epidemia cukrzycy, która nie jest chorobą zakaźną? Wielkie znaczenie ma tu zła jakość żywności, różne chemiczne warianty jej ulepszania. Czy jest szansa, że ludzie doznają szczęścia, a ta choroba zostanie zniszczona? Jak na razie zdrowie ludzi przegrywa z potężnymi, międzynarodowymi firmami. Przy jednoczesnych deklaracjach polityków o dbałości o los człowieczy.
W epoce kamienia przeciętny człowiek dysponował energią ok. czterech tysięcy kilokalorii dziennie. W tej ilości mieściła się żywność, ale i energia wkładana w jej zdobycie, wytworzenie narzędzi lub ubrań. Dzisiejsi Amerykanie (USA) dysponują dzienną energią ok. 228 000 kilokalorii na osobę. To nie tylko wyżywienie, ale samochody, komputery, lodówki, telewizory. Jest to ok. sześćdziesiąt razy więcej niż miał do dyspozycji człowiek epoki kamienia. I pytanie: czy współczesny Amerykanin jest szczęśliwszy od zbieracza korzonków? Raczej jest to wątpliwe. Mówią o tym statystyki dotyczące chorób spowodowanych stresem, chorobami „cywilizacyjnymi”
Może długowieczność uczyni człowieka szczęśliwym? Być może w niedalekiej przyszłości posiadający odpowiednie środki finansowe lub władzę będą mogli dożyć nawet do 150 lat. By to osiągnąć zjawią się co dziesięć lat w klinice, gdzie poddani odmładzaniu, będą w zdrowiu żyć. Ale wśród nich mogą być typy takie jak Hitler, Stalin, Kim Dzong Un. Nie wspominając o siewcach śmierci bossów narkotykowych, producentów niezdrowej żywności, nawiedzonych proroków. Czy taka sytuacja byłaby dla ludzi dobra?
Czy ciągła potrzeba zdobywania nowego czyni ludzi szczęśliwymi? Bo taki jest trend zachowań. Mieć więcej, pokazać się, być podziwianym, a najbardziej by inni zazdrościli. Co prawie dwa i pół tysiąca lat temu powiedział filozof Epikur?
Człowiek osiąga szczęście, jeśli potrafi z radością – przyjemnością przeżyć każdy dzień.
Lepiej być nieszczęśliwym z rozumem niż szczęśliwym bez rozumu.
Ilu z polskich polityków zgodziłoby się z drugim, cytowanym zdaniem? A to oni mają największy wpływ na to czy nasze życie będzie biegło spokojnie, szczęśliwie, czy będzie życie stresujące z powodu braku dostępu do leczenia, braku dobrej żywności, braku możliwości wykupu leków, braku możliwości uczenia się lub braku poczucia bezpieczeństwa.
Wątły związek, ale…
Najlepsze jest to, że
To zadaje kłam twierdzeniom, że chrześcijaństwo to oświecenie i rozwój nauki…
Czy długowieczność mogłaby uczynić szczęśliwszym skoro nie uczyniła mądrzejszym? Wyobraźmy sobie, że ludzie mogą żyć 1000 lat. Dziś liczebność ludzkości dobija do 10 miliardów. Za sto lat było by 100 miliardów ludzi albo więcej. No bo kto odważyłby się wprowadzić kontrolę urodzin, skoro bóg sobie tego nie życzy? Dlatego to wyreguluje się samo – w Afryce najszybciej się zaludniającej najszybciej zatrucie środowiska i zmiany klimatyczne położą kres powiększaniu się populacji. Dziś w wyniku zmian umiera lub ginie zgodnie z szacunkami naukowców kilkadziesiąt tysięcy osób, jutro to będzie kilkaset, a pojutrze miliony.
PS.
Właśnie przeczytałem w książce, że „życie jest tragedią dla tych, którzy czują, a komedią dla tych, którzy myślą”. Myślę, że coś w tym jest.
Którzy byli szczęśliwsi? Protestujący czy wyganiający protestujących? http://studioopinii.pl/archiwa/186816
Czy Ziemia zostanie drugim Marsem? https://www.o2.pl/artykul/naukowcy-ostrzegaja–proc-powierzchni-ziemi-moze-ulec-degradacji-do–roku-6266594806785665a Może tak być gdy homo deus się postara. Tylko lasów żal…
Zielony Kwiat
Jeśli ludzkość wyginie, lasy się prawdopodobnie odrodzą.
Szczęście to coś, czego nie da się określić: dla jednego to spłacone kredyty, dla innego to przytulenie kogoś ukochanego, a dla kogoś jeszcze innego szczęściem jest gdy ktoś kogo kochamy jeszcze tym razem nie umarł w szpitalu, chociaż zawoziliśmy tam go(ją) bez nadziei na przeżycie.
Każde życie to dla kogoś skarb. Ratować – wielkie dobro i powinność Człowieka. Tyle tylko że jest za dużo ludzi a Ludzi tak mało.
W latach 50.tych, a potem w latach 70.tych przeprowadzono badania i w USA i w Japonii. Zapytano ludzi czy są szczęśliwi. W latach 50.tych( po II WŚ )pełnych braków, czasami niedostatku, możliwości zarobkowania, pamięci o nieszczęściach wojennych. W latach 70.tych nastąpił duży skok w rozwoju przemysłu, możliwości zarobkowania, spędzania wolnego czasu. Odsetek zadowolonych, szczęśliwych ludzi w obu krajach pozostawał na tym samym poziomie. Więc nie dobra materialne, a inne sprawy dawały szczęście.
Masz rację, że szczęście nie jest tym samym dla różnych ludzie. Ale i w zależności od sytuacji jest ono różne dla tych samych osób w różnym okresie ich życia.
Szczęście to nie tylko to, co jest teraz, ale także spokojna przyszłość, poczucie stabilizacji. Od połowy lat siedemdziesiątych tylko ślepy i głuchy zwolennik PZPR z optymizmem patrzył w przyszłość. Tamte lata jako żywo przypominają dobrą zmianę.
Teraz wierny zwolennik PIS też patrzy spokojnie w przyszłość. Obaw nie ma, bo silną wiarę i nadzieję na zbawienie za podejmowane decyzje gwarantuje biskup lub pomniejszy kler. Ale (jak bywało) wszystko do czasu. Wtedy winny będzie ktoś inny.
Często szczęście nie wymaga wiele….. tylko dlaczego jest tak wielu nieszczęśliwych? Czy narzekający na wszystko Polacy bywają szczęśliwi? A może narzekają, bo słowa rozmijają się z decyzjami politycznymi?