Szansa na złoty interes

Co jakiś czas, raz częściej, raz rzadziej, dowiadujemy się z prasy, radia, telewizji oraz Internetu, że ktoś coś przeskrobał. „Sprawę zbada prokuratura” – oznajmia spiker lub prezenter, względnie głosi tekst. Co z tego wynika? Przeważnie nic. Podejrzany zostaje aresztowany na trzy miesiące, potem areszt zostaje przedłużony o kolejne trzy miesiące, a prokuratura bada. Mijają miesiące, czasem lata, a prokuratura bada. Czasem wynikiem takiego badania jest sprawa w sądzie i wyrok, ale często państwo, czyli podatnicy, płaci odszkodowanie, bowiem prokuratura badała, podejrzany tymczasowo siedział, a kto inny był winny.

W odróżnieniu od prokuratury polskie sądy nie badają spraw. Polskie sądy ferują wyroki. Sprawiedliwe. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Oto pewnego razu pracownik Urzędu Kontroli Skarbowej, udając studenta, prosi pracującą w kiosku kobietę o skserowanie legitymacji. Za usługę płaci 30 groszy, ale nie dostaje paragonu fiskalnego. Dzięki osiągnięciom techniki obliczeniowej szybko oblicza, iż fiskus stracił 7% (podatek VAT) od 30 groszy, czyli dwa grosze. Wszczyna postępowanie karno-skarbowe. Ponieważ kobieta idzie w zaparte i głupio tłumaczy się, że nie mogła „wbić” transakcji do kasy, ponieważ szef nie dostarczył kodu, sprawa trafiła do sądu. Sąd w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej uznaje, że nie ma znaczenia, iż Skarb Państwa stracił tylko dwa grosze, bowiem kobieta złamała prawo i nie można jej za to nie skazać.  – Gdyby nie zapadł wyrok skazujący, zachęcałoby to innych Polaków do łamania prawa podatkowego. A takiego przyzwolenia być nie może – argumentowała sędzia. I zabrała się za wychowywanie kobiety, która – zdaniem sądu – jeździ toyotą i stać ją na zapłacenie kary, która ma zadziałać wychowawczo.

Tak. Polski sąd nie tylko sądzi, wydaje sprawiedliwe wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, ale także wychowuje! Nieważne, że same odpisy, poczta i praca radcy prawnego UKS kosztowała podatników kilkaset złotych. Obywatel popełnił przestępstwo i trzeba go bezwzględnie oraz surowo ukarać. Należy w tym miejscu gorąco i serdecznie dziękować wszechmogącemu, że zajął naszego umiłowanego Premiera czymś innym. W przeciwnym razie Premier mógłby zwołać konferencję prasową i zbolałym głosem oznajmić dziennikarzom: – Nie sądzę żeby wobec takich indywiduów, takich kreatur, można było zastosować termin „człowiek” i w związku z tym nie sądzę, żeby obrona praw człowieka dotyczyła tego typu zdarzeń. I dalej – Zleciłem radykalne przyspieszenie prac nad wprowadzeniem farmakologicznej resocjalizacji, jako środka przymusowej terapii. Dotyczy to głównie podatników, szczególnie tych, którzy ani nie wydają paragonów, ani nie rokują na poprawę.

Polska to demokratyczne państwo prawa. Dlatego nie dziwi, że pewien uczeń spod Krakowa, który został oskarżony o podrobienie legitymacji szkolnej młodszego brata, do której wkleił swoje zdjęcie, i tak spreparowanym dokumentem posłużył się 28 kwietnia 2002 roku w Kielcach podczas kontroli biletów w pociągu relacji Kraków-Warszawa, spędził w areszcie 58 dni. Z kolei obywatel, który jako doradca kredytowy wystawił jednemu z klientów fałszywe świadectwo zatrudnienia w firmie swojej matki został listopadzie 2005 r. przez sąd Gdańsk-Północ skazany na rok w zawieszeniu na trzy lata i 700 zł grzywny. W styczniu 2006 r. sąd w Kościerzynie skazał tego samego obywatela na zapłacenie 1.000 złotych grzywny, a niecałe pół roku później od sądu w Tczewie dostał pół roku w zawieszeniu. W październiku 2007 r. w Starogardzie Gdańskim skazano go na dwa lata w zawieszeniu na cztery za wyłudzenie dwóch kredytów – w sumie 30.000 (zrobił to w październiku 2005 r., metoda ta sama – „słupy” i podrobione dokumenty). W październiku 2008 r. dostał w Malborku rok i dziesięć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Tym razem za oszustwa przy systemie tzw. Multikas, które pośredniczyły w opłacaniu rachunków za energię elektryczną. Ponad 300 osób straciło wówczas łącznie 174.000 zł. Po wyroku on i jego dwie wspólniczki nie oddali poszkodowanym pieniędzy, choć zobowiązywał ich do tego sąd. Wreszcie ostatni wyrok zapadł w sierpniu 2009 r. przed sądem Gdańsk-Północ. Skazano go na dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Miał zapłacić także 3.600 zł grzywny. Sprawa dotyczyła wyłudzenia kredytów z banku.

Tak. W Polsce żadne oszustwo nie ujdzie na sucho, a żaden oszust nie pozostanie bezkarny. Albo przynajmniej bez wyroku w zawieszeniu. Z drugiej strony, ponieważ wymiar sprawiedliwości także wychowuje, więc każdemu daje szansę. Dostał ją także wspomniany wyżej obywatel sześciokrotnie skazywany. I skwapliwie z niej korzystał. Z wyrokiem jednego sądu w kieszeni udawał się do sąsiedniego w celu zarejestrowania bez problemów i zbędnych pytań kolejnej spółki. Ponieważ ostatnia z nich, Amber Gold upadła, więc 1 sierpnia kolejną – PST SA – założyła jego żona, a on zadowolił się funkcją członka rady nadzorczej. Zaś dotychczasowi poszkodowani i oszukani mają prawo wystąpić na drogę sądową.

Jadnak tym razem, po latach nieskrępowanej działalności, interesami przedsiębiorczego obywatela zainteresowały się czynniki partyjno-rządowe oraz Prokurator Generalny, co źle owym interesom wróży. Być może po zbadaniu sprawy przez prokuraturę i przyjrzeniu się jej przez niezawisły sąd po kilku latach zapadnie kolejny, siódmy wyrok. Równie, a być może nawet bardziej, sprawiedliwy jak poprzednie. Okolicznością łagodzącą na pewno będzie fakt, że przedsiębiorca zawsze wydawał paragon i nie podmieniał zdjęć w legitymacji szkolnej.

Trzeba pamiętać, że o trzymiesięczny areszt wnioskuje przeważnie tylko prokuratura. Ponieważ nie da się w krótszym czasie „zbadać sprawy” i przygotować aktu oskarżenia. Sąd, który wie już o co oskarżony jest oskarżony nie musi uciekać się do tak drakońskiich metod. Dlatego na przykład Ryszarda F., pseudonim Fryzjer – głównego oskarżonego w procesie dotyczącym korupcji w piłce nożnej – zdecydował się aresztować tylko na miesiąc. Dlaczego posunął się do aż tak drastycznego kroku? Ponieważ p. Fryzjer nie stawiał się i nie przebywał tam, gdzie mieszka: – Decyzją sądu mężczyzna został tymczasowo aresztowany na miesiąc. Był wielokrotnie wzywany na badanie przez biegłych, którzy mieli ustalić, czy może uczestniczyć w procesie. Na ostatnie z wyznaczonych terminów – 28 lipca – nie stawił się. Ustalono również, że nie przebywa w miejscu zamieszkania.

Na koniec nie można nie wspomnieć o dziecku płci żeńskiej. Dwunastoletnia Kasia śpiewała w przykościelnym chórze, sprzątała kościół i plebanię, była oczkiem w głowie księdza proboszcza. Gdy się powiesiła, znaleziono przy niej puste opakowanie po leku uspokajającym, który lekarka zapisała dziecku bez zbędnych pytań. Ksiądz proboszcz Roman wyszedł z aresztu po czterech miesiącach śledztwa, a kuria odwołała go z funkcji proboszcza. Prokuratura w Rzeszowie ustaliła, że jego ofiarą była jeszcze jedna nastolatka, która nie miała skończonych 15 lat. W sumie ofiary były cztery. Zbiorczy akt oskarżenia powstał w grudniu 2010 r.

Dzień przed Wigilią, w ubiegłym roku, zapadł pierwszy wyrok: sąd uznał, że duchowny molestował Martę. Trzy pozostałe przypadki umorzył. Adwokat księdza, były minister sprawiedliwości Aleksander Bentkowski, złożył apelację. Sąd Apelacyjny złagodził wyrok do dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Też uznał, że ksiądz molestował Martę. W przypadku Pauliny utrzymało się „naruszenie nietykalności”. Od oskarżenia o skrzywdzenie Karoliny i czwartej z dziewcząt ksiądz został uwolniony. Sprawiedliwości stało się zadość.

Dodaj komentarz