Święta zasada

Relatywizm to — mówiąc obrazowo — pojemnik na hipokryzję, która cała się w nim mieści. To, co trudno określić mianem ‚hipokryzja’, łacno da się zdefiniować jako relatywizm. Na przykład jeśli ja kogoś nazwę idiotą, to wyrażam opinię, do której mam święte prawo, a gdy ktoś nazwie mnie idiotą, to jest hejterem, rasistą i chamem. Innym przejawem relatywizmu zatrącającym o obłudę jest usprawiedliwianie swoich niegodziwości cudzymi. Oddajmy głos Zbigniewowi Ziobrze, który trzy lata temu zwracał uwagę, że w ścisłym kierownictwie PiS jest grupa byłych członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jak choćby były minister skarbu Wojciech Jasiński, skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski czy były minister z kancelarii prezydenta Maciejem Łopiński. I to prezesowi Kaczyńskiemu nie przeszkadza. Co po trzech latach przestało przeszkadzać Ziobrze nie jest przedmiotem naszych rozważań.

Inny przykład. Osoby LGBT. W 10 największych miastach Polski pojawiły się billboardy i plakaty z hasłem „Przekażmy sobie znak pokoju”. „Przekażmy sobie znak pokoju” to kampania społeczna. Jej celem — jak tłumaczy Katarzyna Remin z Kampanii Przeciw Homofobii — jest pogłębianie postaw szacunku, życzliwego dialogu i otwartości wobec osób homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych wśród osób wierzących. Mówiąc wprost w akcji chodzi o to, żeby zawiesić Biblię, względnie napisać ją od nowa. Bo choć pan bóg nazywa obcowanie ze sobą osobników tej samej płci obrzydliwością i nakazuje karać ich śmiercią*, to wierzący homoseksualiści uważają, że nie należy do słowa bożego przywiązywać zbyt dużej wagi i można je — mówiąc kolokwialnie — olać. Wystarczy uwierzyć i przekonać duchownych, że czarne jest białe.

Nawiasem mówiąc trudno nie zauważyć, że wobec religii wielu traci rezon, a najrozsądniejszy zaczyna dukać coś bez ładu i składu oraz większego sensu. Na czym miałby polegać na przykład „pogłębiony dialog wobec”, czyli w obecności, acz bez udziału zainteresowanych?

Relatywizm także, a może nawet przede wszystkim, dotyczy prawa. Okazuje się na przykład, że we wszystkich europejskich krajach istnieje gwarancja swobody wypowiedzi dla posła na mównicy parlamentu. I tam — jak przekonuje mini ster sprawiedliwościŻaden sąd bez zgody parlamentu nie może takiego posła rozliczać ze słów, które wypowiedział. To samo jest w parlamencie USA, Francji, Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy innych krajach. Święta zasada brzmi, że nikt parlamentarzysty za ujawnienie patologii z mównicy sejmowej nie pociąga do odpowiedzialności bez zgody parlamentu. Jakie są konsekwencje, że w parlamencie USA, Francji, Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy innych krajach święta zasada brzmi? Ano „sędzia, która zajmowała się sprawą Patryka Jakiego udawała, że nie wie o tej zasadzie” i w sposób oczywisty dopuściła się rażącego złamania prawa. Jakiego prawa, skoro mowa o zasadzie, i to na dodatek świętej? Tego mini ster nie ujawnił. A przecież zasada istniejąca w innych krajach, nawet święta, to nie obowiązujące w Polsce prawo. Poza tym to sąd jest od orzekania co jest zgodne z prawem, a co nie. Po co przepisy, kodeksy, uregulowania, skoro o tym co jest zgodne z prawem decyduje jednoosobowo mini ster w oparciu o święte zasady obowiązujące w innych krajach?

Na relatywizmie, podobnie jak na hipokryzji czy pospolitej nieuczciwości niczego nie da się zbudować. Niezależnie od tego, czy dotyczy pojedynczych osób czy całych państw. Innymi słowy wobec tych postaw pozostajemy bezradni…


* Księga Kapłańska 20:13, Biblia Tysiąclecia: Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli.

Dodaj komentarz