Sorry, taki mamy limit

Media w dzisiejszych czasach nie mają lekko. Nie dość, że olbrzymia konkurencja, to na dodatek większość podstawowych treści jest darmowa. Zaś sprzedaż coraz droższych publikatorów papierowych coraz bardziej spada. Logika podpowiada, że skoro ludzie płacą za papierowe wydania, to dlaczego nie mieliby płacić za wirtualne? Z mojego, egoistycznego punktu widzenia z kilku powodów.

Swego czasu namiętnie kupowałem i czytałem Gazetę Wyborczą i parę innych tytułów. Był nawet taki krótki epizod w dziejach Gazety, że reklamy były zgromadzone w jednym miejscu, na specjalnej osobnej wkładce. Czytelnik miał wybór. Gdy poszukiwał usług miał wszystkie oferty zgromadzone w jednym miejscu. Gdy nie potrzebował miał gazetę pozbawioną reklam, której aż szkoda było wyrzucać. Szybko jednak z tej „funkcjonalności”, którą wyróżniała się Gazetę Wyborcza na tle innych tytułów, zrezygnowano. Jeszcze jedna cecha odróżniała ten dziennik od innych — merytoryczny poziom publikacji.

Nie wyobrażałem sobie w owych czasach, bym mógł zrezygnować z papierowego wydania i korzystać z internetowego. Na szczęście wydawcy nie zasypiali gruszek w popiele prowadząc głęboko przemyślaną politykę cenową. Na początek skutecznie zniechęcili do kupowania kilku dzienników dziennie. Jednocześnie obniżali jakość merytoryczną materiałów, które powoli stawały się zapchajdziurą, której głównym zadaniem było zapełnienie przestrzeni miedzy reklamami. Gdy w radiu usłyszałem wystąpienie polityka, a w gazecie przeczytałem jego omówienie, z którego wynikało, że ów polityk powiedział zupełnie co innego niż słyszałem na własne uszy stwierdziłem, że szkoda pieniędzy. Wystarczy to, co za darmo jest publikowane w internecie.

Gazeta kosztuje ponad 2 złote. Wydam dwa złote, przejrzę, przeczytam, wyrzucę. Wydając 20 zł za miesięczny dostęp kupuję w formie przedpłaty kota w worku. Choć nie do końca — mając dostęp do bezpłatnych treści nie sądzę, żeby płatne odbiegały jakością. A to oznacza, że to wygórowana kwota. Jest też jeszcze jedna sprawa. Ciekawy artykuł z gazety papierowej mogłem wyciąć, a w internecie podlinkować. Gdy jest ukryty, bo płatny z nikim się linkiem nie podzielę.

Zupełnie inaczej sprawa ma się cała ze stacją radiową. Bowiem tylko jedną cechę wszystkie media mają wspólną — nie istnieją bez odbiorców. Opłata audiowizualna to próba ominięcia tej zasady. Gdy jednak komercyjne radio próbuje wyciągnąć pod jakimś pretekstem pieniądze od swoich słuchaczy, to jest to w moim odczuciu stąpanie po cienkim lodzie. Zwłaszcza, że jeszcze dwa, trzy lata temu nie miałbym nic przeciwko płaceniu, bo interesujących audycji było bez liku. Dziś radio idzie w tym samym kierunku co Gazeta — najpierw drastycznie obniża jakość i atrakcyjność oferowanych materiałów, a potem każe sobie za nie płacić. Można by tę tezę zweryfikować samodzielnie, problem w tym, że „Archiwum dostępne na stronie internetowej oraz w aplikacji „TOK FM” obejmuje odcinki wybranych audycji Radia TOK FM, wyemitowane od listopada 2013 roku.”

Jeden z blogerów uznał, że takie działanie to traktowanie słuchaczy jak Kubusiów Puchatków. Zapewne z uwagi na mały rozumek. Nic bardziej mylnego według mnie. To raczej traktowanie słuchaczy jak jeleni. Lub owiec do oskubania. Na dodatek uzależnionych, którzy odcięci od darmowej możliwości odsłuchiwania podcastów w dowolnych dla siebie porach zapłacą każą cenę, by móc to robić nadal. Gdy ktoś usłyszy coś ciekawego, chętnie dzieli się tym ze znajomymi. Dawniej dzwonił i mówił: „Hej, stara/stary, posłuchaj sobie tego, tu masz adres. Warto! W ogóle ciekawe radio, włącz sobie.” Dziś powie… Nic nie powie. Bo żeby posłuchać musi zapłacić. A by polecić? „Hej, stara/stary, masz na zbyciu dychę? To se wykup dostęp… Dobra, nie mam czasu ci tłumaczyć. Zapomnij, Nara.”

Próbowałem sobie zrobić listę programów, do których chciałbym mieć dostęp. Trudno było. Gdy jeszcze nie tak dawno to radio szło na okrągło, a ja nie miałem kiedy przesłuchać kupionej płyty czy oglądnąć zakupionego koncertu, to teraz… Palców jednej ręki wystarczyło.

Jest jeszcze portal. I są jeszcze blogi. Kulawe, wysyłające wpisy w kosmos. Gdy dawniej ktoś udawał, że się nimi i blogerami interesuje i stara się coś usprawnić, pomóc to teraz już pełna, w pełni profesjonalna olewka. Obiecanych dwa lata temu funkcjonalności i udogodnień jak nie było tak nie ma. Teraz wiemy dlaczego — przygotowywano dojarkę dla słuchaczy. Którą, jak zapewnia Kamila Ceran, redaktor naczelna Radia TOK FM, będą jeszcze rozbudowywać. Na razie rozbudowali system powiadamiania o nowych komentarzach na blogach tak dalece, że przestał powiadamiać. Oraz system usuwania komentarzy bez podania przyczyny.

A może by tak powszechną opłatę radio-podcastalną płatną wraz z rachunkiem za telefon?

P.S. Korzystam z przeglądarki internetowej, więc nie zauważyłem niczego niepokojącego. Kolega jednak korzysta z Internet Explorera, a w nim podcasty nie działają. Z ciekawości włączyłem także u siebie tę aplikację i także nie dało się posłuchać. Ciekawe.

Dodaj komentarz