Się PO stara

Rosjanie, jak to Rosjanie, bez konsultacji z polskimi śledczymi oznajmili, że na wraku tupolewa ani polscy, ani rosyjscy śledczy nie stwierdzili śladów wybuchu. W komunikacie rosyjskiej prokuratury pojawia się także informacja o pobraniu ponad 300 próbek, które mają zostać poddane ekspertyzom tak w Rosji, jak i w Polsce. Poinformował o tym rzecznik Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Władimir Markin. W rezultacie przeprowadzonych przez ekspertów oględzin i badań stwierdzono, że na badanych obiektach nie ma śladów wybuchu — czytamy w oświadczeniu.

Na te słowa nie pozostała głucha rodzima prokuratura zapewniając solennie i gorliwie, że mimo wałkowanej od dwóch lat teorii zamachu nie raczyła dotąd zbadać wraku pod tym kątem. Przebywający w Rosji przedstawiciel Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ppłk Karol Kopczyk zaprzeczył słowom Rosjan: — W Smoleńsku nie wykonano żadnych ekspertyz. Był jedynie zabezpieczany materiał, który zostanie przekazany do Polski. Dopiero tam nastąpi jego badanie w laboratorium przez specjalistów. Współgra to z informacjami przekazanymi przez prokuraturę po ukazaniu się artykułu w Rzeczpospolitej, że na wraku tupolewa znaleziono trotyl. Na konferencji prasowej zwołanej wtedy dano odpór: — Powołani przez prokuraturę biegli nie stwierdzili obecności na wraku tupolewa trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego — oświadczył płk Ireneusz Szeląg. Zaprzeczył, by — jak pisała „Rz” — stwierdzono ślady materiałów wybuchowych wewnątrz samolotu, na poszyciu skrzydła, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem, na miejscu katastrofy i na wydobytych ostatnio szczątkach Tu-154M.

Biorąc to wszystko pod uwagę można spać spokojnie, bo śledztwo jest w dobrych rękach i już za parę lat dowiemy się czegoś. Choć dotychczasowe doświadczenie uczy, że będzie to informacja jakich badań nie wykonano i jakich poszlak nie sprawdzono. Zwłaszcza, że prokuratura wojskowa zapewniała, że choć nie badała, to nie wykryła na wraku rządowego tupolewa w Smoleńsku śladów trotylu i nitrogliceryny. Tym niemniej nie może wykluczyć obecności materiałów wybuchowych na pokładzie z uwagi na obecność zjonizowanych  składników. Zaś jeśli się zważy na fakt, że niektóre związki chemiczne szybko ulegają rozkładowi, badania przeprowadzone kilka lat po katastrofie na pewno będą wiarygodne. Tak czy owak polskie organa ścigania dowiodły nie po raz pierwszy, że wkroczyły w nowy etap kryminalistyki, polegający na zbieraniu odcisków palców i innych śladów po latach od zdarzenia. Albo nie zbieraniu wcale. Niewykluczone także, że śladów trotylu na wraku będzie tym więcej, im wyższe będą notowania PiS.

Skoro jesteśmy przy wraku nie od rzeczy będzie wspomnieć o cyrku. Wczoraj w parlamencie polskim miała miejsce rzecz niesłychana. Prezes największej partii opozycyjnej zamiast samemu powiedzieć, co miał do powiedzenia, posłużył się nagranym przemówieniem Gomułki… Nie. Nastąpiło przekłamanie. Sprostowanie — to nie był Gomułka. To był Gliński. Który, w przeciwieństwie do Gomułki jest profesorem. Pan profesor a potem pan prezes mówili długo, za to bez konkretów. Powtarzali truizmy, że rząd jest zły, że robi błędy, że Polska traci czas (jakby za rządów PiS-u nie traciła) itd. itp. Tego nie mógł pozostawić bez odpowiedzi urzędujący premier. I nie zostawił. Oczywiście zamiast odnieść się do meritum zrecenzował występ duetu profesorsko-prezesowskiego: — Jarosław Kaczyński pokazał się w czwartek w bardzo dla siebie nienaturalnej roli, to było widać. Nie mówię tego złośliwie, bo to jest w ogóle nienaturalna rola dla poważnego człowieka – tego typu przedstawienie, które zafundował Sejmowi i Polakom. Kaczyński jest gotów, nie po raz pierwszy, zagrać nienaturalną dla siebie rolę po to, żeby uzyskać efekt.

Trudno wymagać od urzędującego premiera, wspieranego przez Leszka Millera, który w Samoobronie grał rolę człowieka z obornika, żeby odnosił się do zarzutów i punkt po punkcie dowodził, że Polska czasu pod jego rządami nie trwoni. Dostało się też Palikotowi, bo czemu nie, skoro jest okazja? — Żal mi Janusza Palikota, który raczej starał się posługiwać wysmakowaną metaforą zaczerpniętą z literatury albo myślą filozofa. Nie zawsze trafnie, ale to było dla mnie zdecydowanie fajniejsze, niż późniejszy repertuar gadżetów, niż dzisiejszy repertuar obelg pod adresem każdego. Dzisiaj Palikot jest politykiem zdegradowanym.

Im sprawy kraju idą gorzej, tym większa buta i duma rozpiera naszego ukochanego premiera. Nie można jednak nie przyznać, że nie ma ku temu podstaw. Autostrad nie ma, wiec można obiecać ich wybudowanie. LOT wspomagany dotacjami jest na skraju bankructwa świeżo po powrocie szefa, którego niedawno zmieniono, bo nie realizował linii partii. Kolej karleje, więc można obiecać jej burzliwy rozwój. Służba zdrowia kwitnie, o czym świadczą nader liczne przykłady, więc można się osiągnięciem pochwalić — „twarde, bolesne, odważne reformy wyeliminowały chorych, a mimo to, mimo tych ewidentnych  sukcesów nie spoczywamy na laurach i mamy pełne szuflady jeszcze lepszych rozwiązań”. Już w lipcu wszyscy przekonamy się ile kosztuje zliberalizowany na socjalistyczną modłę wywóz śmieci. Co ciekawe opozycja nie domaga się poprawienia idiotycznego prawa, tylko stawia się w pozycji dobrego wujka walczącego jak lew, by właściciele mieszkań zamiast płacić krocie płacili nieco mniej.

Warto w tym miejscu przymknąć oczy i oddać się wspomnieniom. Czyj to głos dobiega z oddali? Jakież urocze bajki opowiada… W gospodarce rynkowej, opartej na dobrowolnej współpracy obywateli zaufanie ma znaczenie pierwszorzędne…. Będziemy wspierać przedsiębiorczość; wreszcie zmienimy prawo, które przedsiębiorcom nie pomaga, a utrudnia działalność gospodarczą… Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie też stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych. Dotyczy to wszystkich obywateli – i tych biedniejszych i tych bogatszych. Będzie to marsz rozważny, ale zawsze tylko w jednym kierunku – niższych podatków i likwidacji danin….*

Jest więc wiele powodów do optymizmu na przednówku. Jedno tylko nie daje spokoju i kołacze z tyłu głowy — jeśli faktycznie liczba głodujących dzieci jest znacznie niższa niż 800.000, to dlaczego rząd robi wszystko, żeby była wyższa? Bo nie dlatego dzieci nie głodują, że rząd się stara, tylko dlatego, że starają się woluntariusze i organizacje pozarządowe organizując obiady i inne formy dożywiania. Tam zaś gdzie wkracza państwo jest drogo, nieefektywnie i często bez sensu.

Idea rządzenia, jaką wyznajemy, opiera się na wzajemnym zaufaniu, także obywateli do państwa. To jest ogromne i być może największe wyzwanie: przywrócić zaufanie Polaków do instytucji państwa, sprawić by mogli się z nimi w pełni utożsamiać.* Czy jest na sali ktoś, kto się po sześciu niemal latach jeszcze nie utożsamia?

 

PS.
Nie tylko dla Kaczyńskiego Józef Oleksy z komucha przeistoczył się w działacza lewicowego średnio-starszego pokolenia. Dla Donalda Tuska podobnej, godnej podziwu, metamorfozy dokonał Leszek Miller…


* Cytaty z exposé premiera Donalda Tuska wygłoszonego w piątek, 23 listopada 2007.

Dodaj komentarz