Samokontrola

Postępowe media, na czele z bogato ilustrowanym redaktorem Kubą Wątłym wpadły w zachwyt, ponieważ Biedroń nareszcie poruszył tematy, których w kampanii dotąd nikt nie poruszał. Nie musiał, bo obietnice nie zmieniają się od lat — po wyborach politycy dbają o to, żeby ich przypadkiem nie spełnić. Z wielu obietnic PiS w zasadzie spełniło tylko jedną, najłatwiejszą do spełnienia, a i to nie w takiej formie, w jakiej obiecało. Obiecało bowiem 500 zł dla każdego dziecka, a dało drugiemu i następnym. Podobnie Biedroń naobiecywał Słupszczanom wiele, a spełnił niewiele. Obowiązującym w mediach postępowych przekazem jest, że Wiosna dała Polkom i Polakom nadzieję. To tłumaczy dlaczego cieszy się dużym i stale rosnącym poparciem. Wiadomo, że nadzieja jest uniwersalna, można się nią najeść i otulić. Niestety, niektórzy twierdzą, że jest matką głupich. Program Biedronia wydaje się skierowany właśnie do tej kategorii wyborców.

***

Co łączy uporządkowanie i dostosowanie gospodarki odpadami do wymogów unijnych i wolnego rynku przez rząd Donalda Tuska z aferą wołową? Poniewierające się na polu zwały mięsa i wyrobów garmażeryjnych. Jeśli w miejsce firm prywatnych wkracza państwo, wolny rynek zastępowany jest gospodarką nakazowo-rozdzielczą, to pojawia się przerzucanie odpowiedzialności z jednego urzędu na drugi, niewydolność, nieudolność, bałagan, kolesiostwo. Konsekwencją jest nieuchronny wzrost cen. To oznacza, że oszukując można sporo zaoszczędzić, a ryzyko wpadki jest minimalne. Dlatego bardziej opłaca się wywalić śmieci do rzeki lub na pole niż użerać się z urzędnikami, którzy mają porządek w papierach, harmonogram i nie są w stanie nagle odebrać większej partii odpadów.

Rozrzucone na polu zwały mięsa wieprzowego, wołowego i drobiowego, a także gotowe wyroby — kaszanki, kiełbasy i wędzonki, odkrył w środę wieczorem mieszkaniec Libiąża, w województwie małopolskim. Sprawą zajmuje się prokuratura. — Mięso leżało na nieużytkach rolnych za kościołem św. Barbary w Libiążu. Policjanci z tamtejszego komisariatu otrzymali zgłoszenie w tej sprawie 6 lutego – mówi tvn24.pl Iwona Szelichiewicz, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Chrzanowie.

***

Smacznie i drogie mięsko wołowe

Afera wołowa wkrótce uderzy w producentów i przetwórców. Zanim to nastąpi uderzyła w konsumentów — mięso wołowe gdzieniegdzie podrożało. Okazało się także, że nie wszystkie bąble i ropnie udało się wyciąć, co zostało wyeksponowane w celu zachęcenia do kupienia. Otwarte pozostaje pytanie co można bezpiecznie w kraju dobrych zmian zjeść bez obawy, że zaszkodzi. Unia, owszem, ochroni konsumentów, ale niestety tylko unijnych. Polki i Polacy nadal będą truci w najlepsze, ponieważ chłop potęgą jest i basta. Gdyby bowiem ci, którzy teraz protestują byli uczciwi i przestrzegali prawa, rzeźnie przerabiające padlinę nie miałyby czego przerabiać. Doskonale ilustruje to zjawisko film „Wyjście awaryjne”.
— Dziunia! Toż to padlina — mówi mąż o zdechłej gęsi, którą żona zamierza podarować „komuś z województwa”.
— Nie gęgaj Władziu! — odpowiada oświecona żona — czy to ja ją będę jeść?
Film pochodzi z roku 1982. Coś się od tego czasu zmieniło w mentalności rolników poza tym, że wtedy władza była pozornie niewierząca, a teraz jest ostentacyjnie wierząca? A podobieństw jest więcej. Wtedy na przykład władza wraz ze wszystkimi podległymi jej służbami skupiona była w rękach jednej partii. Dziś też jest. Oznacza to, że gdy zajdzie taka potrzeba sama siebie skontroluje, sama siebie osądzi i sama sobie wymierzy karę. Chyba, że uzna, że jest niewinna, to sama się uniewinni.

***

TVN zaliczyło „wpadkę”, która została starannie wycięta. Na czym polegała? Oddajmy głos portalowi RMF pozostawiając oryginalny styl oczywiście.

Dziennikarze pracujący na żywo nierzadko muszą radzić sobie z bardzo nietypowymi sytuacjami, gdy nerwy się sięgają zenitu. Różnego rodzaju wpadki w telewizji zdarzają się bardzo często, a prawdziwą sztuką jest umiejętność wychodzenia z nich obronną ręką. W ostatnim wydaniu „Dzień dobry TVN” przekonali się o tym Dorota Wellman i Marcin Prokop.

Nietypowa niespodzianka spotkała gospodarzy „Dzień dobry TVN” pod koniec rozmowy o nebulizatorach i inhalatorach. Wówczas prowadzący postanowili zapytać zaproszonego do studia chłopca, czy chciałby zostać lekarzem, gdy dorośnie. Odpowiedź na to pytanie z pewnością dobitnie zobrazowała wszystkim, jak nieprzewidywalne potrafią być dzieci. Na pytanie, czy chłopiec chciałby zostać w przyszłości lekarzem, Dorota Wellman i Marcin Prokop usłyszeli zaskakującą odpowiedź. „Nie, mordercą” – odparł kilkulatek. Na twarzach wszystkich zgromadzonych w studio pojawiły się nerwowe uśmiechy.

Wniosek? Raz na zawsze trzeba skończyć z programami na żywo. Albo wprowadzić linie opóźniające. Szkic ideału, do którego należy dążyć w polskich, niezależnych mediach zarysował Piotr Andrzej Szulkin w filmie „Wojna Światów — następne stulecie”.

Dodaj komentarz