Sam osąd

Sąd to instytucja powołana do rozstrzygania spraw spornych. Czy w demokratycznym państwie prawa sąd jest do czegokolwiek potrzebny? Nie, nie, po stokroć nie!

W tym miejscu mniej zapalczywi mogą zakończyć lekturę, a bardziej nerwowi popukają się w głowę. I nie będą mieli racji ponieważ sądy to instytucja zbędna i przeżytek w kraju ogarniętym dobrą zmianą. Oczywiście każdą, nawet największą bzdurę wypada uzasadnić. Można to zrobić na dwa sposoby. Pierwszy jest łatwy, oczywisty, wręcz intuicyjny i do wielu przemawia. Zasadza się na powszechnie panującym przekonaniu, że rzeczy oczywistych udowadniać nie trzeba. Ten zaś kto nie pojmuje, to dlatego, że ma rozumek gorszego sortu względnie animalny, myśli tak, jak myślało ZOMO w ostateczności należy do łże-elity, która z definicji niczego nie kuma.

Ponieważ teza jest karkołomna nie idźmy na łatwiznę, lecz posłużmy się twardymi dowodami. Nikt nie zaprzeczy, że Trybunał Konstytucyjny to rodzaj sądu. Sądu, którego zadaniem jest badanie zgodności z Konstytucją tworzonego przez sejm prawa. W wyniku dobrej zmiany Trybunał Konstytucyjny stał się zbędny, ponieważ istnieje domniemanie, że sejm uchwala ustawy zgodne z konstytucją. Dowodzi tego opinia prawna zamówiona przez Ministerstwo Sprawiedliwości na Uniwersytecie Śląskim u p. prof. dr hab. Anny Łabno. Uniwersytet Śląski to renomowana uczelnia, która znalazła się na liście najlepszych uczelni na świecie obok takich sław jak Universiti Sains Malaysia, Sultan Qaboos University czy Ural Federal University.

Nie istnieje żaden inny akt prawny obowiązujący w tej materii, gdyż to właśnie ustawa o Trybunale Konstytucyjnym reguluje tryb postępowania przed tym organem, a więc zmiany dotyczące procedury spowodowały zmianę stosownych przepisów ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. […]

W następstwie przeprowadzonej zmiany stanu prawnego Trybunał Konstytucyjny wykonując kontrolę konstytucyjności norm prawnych nowelizujących ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, powinien orzekać na podstawie przepisów zmienionych, a więc na podstawie znowelizowanej ustawy o TK. Za przyjęciem takiego stanowiska przemawia status prawny aktu zmieniającego; jest to akt prawny obowiązujący, który wszedł w życie z dniem ogłoszenia i jako takiemu służy mu domniemanie konstytucyjności.

To oznacza, że gdy sejm uchwali, że sędziowie Trybunału mają obowiązek procedować stojąc na rękach, to sędziwie Trybunału muszą procedować stojąc na rękach. Jak nie będą stali to złamią i prawo, i konstytucję, a wyrok będzie nieważny, co orzeknie niezawisły rząd. Potwierdza to wielki mąż stanu, wizjoner i konstytucjonalista dowodząc, że Trybunał Konstytucyjny, i to jest nasze stanowisko niezmienne, jest częścią systemu prawa i też musi przestrzegać konstytucji. Artykuł 7 musi być widziany razem z artykułem 197. Powiedzenie przez TK, że on tego po prostu nie bierze pod uwagę, jest oczywistym złamaniem nie tylko ustawy, lecz i konstytucji. W tej sytuacji nie można wydrukować orzeczenia Trybunału, które zapadło niezgodnie z prawem. Trybunał nie może ani prawa stanowić, ani określać granicy, do której przestrzega konstytucji. Nie, TK musi przestrzegać konstytucji i musi się podporządkować ustawie, która organizuje jego prace. Tylko w przypadku, gdyby taka ustawa była w sposób oczywisty absurdalna, można by uznać ją, zgodnie z ogólnymi regułami wykładni prawa, za z gruntu nieważną. Czyli gdyby np. ustawa nakazywała wszystkim chodzenie na rękach*. Oczywistą oczywistością jest, że wymóg chodzenia na rękach podczas procedowania jest absurdalny i sprzeczny z konstytucją. Ale już wymóg stania niekoniecznie!

Abstrahując od tematu warto przy okazji uświadomić sobie, że cały polski wymiar sprawiedliwości działa w oparciu o domniemania. Domniemywa się na przykład, że podejrzany przez prokuraturę jest winny i pakuje się go na kilka miesięcy do paki gdzie sobie siedzi i kruszeje, po czym skruszony wychodzi na wolność, a państwo płaci odszkodowanie.

W zasadzie przykład Trybunału powinien przekonać wszystkich do postawionej na wstępie tezy. Ale nie spoczywajmy na laurach i idźmy za ciosem, bo przykładów jest mnóstwo, a jeden lepszy od drugiego. Nie ma potrzeby wymieniać wszystkich, bo nie chodzi o to, by zanudzić i uśpić, lecz by przekonać. Przywołajmy więc przypadek z ostatnich dni. Oto członek ciała ustawodawczego łamie prawo głosując za nieobecnego posła. Po czym wydaje oświadczenie w którym oświadcza, że nie złamał prawa. Czy trzeba bardziej przekonującego dowodu? Po co sąd? Przecież zainteresowany najlepiej wie czy prawo złamał czy nie. Tym bardziej, że w grę wchodzi nie tylko domniemanie niewinności, ale także prawdomówności. A co mamy? Mamy zorganizowaną nagonkę na kryształowo czystych ludzi. Pomówieni o złamanie prawa wydali więc oświadczenie, w którym przekonują, że żadnego prawa nie złamali:

Nic naruszyliśmy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, żadnej Ustawy. Regulaminu Sejmu. Nic uchybiliśmy etyce poselskiej. Zagłosowaliśmy zgodnie z sumieniem, według którego ocenialiśmy interes Polski. Nie poddaliśmy się żadnym naciskom. Każdego, kto sądzi inaczej prosimy o podanie konkretnego przepisu prawa, który został naruszony, złamany, błędnie zinterpretowany, nadużyty lub nagięty.

Uczciwi, poczciwi, zaszczuci ludzie. Co prawda zostali wybrani po to, aby stanowić prawo, ale to nie znaczy, że mają obowiązek je znać i stosować się do niego. Prostolinijni do bólu i tak dalece, że sami wskazali przepis prawa, który złamali:

Zarzuty wobec nas opierają się na stwierdzeniu, że głosowanie za posła, którego nie ma na sali jest potwierdzeniem nieprawdy (art. 271 § 1 Kodeksu Karnego).

Gdybyż na tym poprzestali. Ale nie. Postanowili dowieść, że jednak prawo złamali „odbijając piłeczkę”:

Odbijamy piłeczkę. Czym było wyjęcie kart do głosowania przez posłów PO, Kukiz’15, Nowoczesnej i PSL którzy byli na sali? Czy nie było to potwierdzeniem nieprawdy i na dodatek złamaniem regulaminu (art. 7 p. 4, „do podstawowych obowiązków posła należy w szczególności: udział w głosowaniach podczas posiedzeń Sejmu…”). Czy nie było to zmową będących na sali a udających nieobecnych? Postępowanie tych co wyjęli karty było świadomym naruszaniem prawa.

Powtórzmy z naciskiem, że do podstawowych obowiązków posła należy udział w głosowaniach podczas posiedzeń Sejmu. Ale to nie oznacza, że obowiązkiem posła jest oddawanie głosu za kolegę z własnej lub konkurencyjnej partii! Historia bowiem odnotowała wiele przykładów prac zleconych. Od tekstu aktu konfederacji targowickiej po manifest PKWN. Z wymogiem osobistego uczestnictwa w głosowaniach związane jest pojęcie kworum (quorum praesentia sufficit). Zdumiewające, że prawodawcy tego nie wiedzą.

Ludzie pewni siebie, odpowiedzialni potrafią pogodzić się z porażką, uszanować wolę większości. Niedojrzali emocjonalnie będą protestować, a jeśli tylko będą mieli możliwość, to albo posuną się do oszustwa, albo będą tak długo powtarzać głosowania, aż osiągną satysfakcjonujący wynik…


* Fragment rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z braćmi Karnowskimi pomieszczonej w 16. (177) numerze tygodnika wSieci z 18 kwietnia 2016 roku.

Dodaj komentarz


komentarzy 6

  1. Uważam jednak, że nie każdemu przysługuje PRZYWILEJ .Nie każdy może tak powoływać się na prawo.

    „NAJWYŻSZYM WROGIEM PRAWA JEST PRZYWILEJ” *
    „Najniżej upadło państwo, którego rząd w milczeniu musi wysłuchiwać, jak jawni dranie prawią mu kazania o moralności.” *
    A Morawiecki słowo moralność ma cały czas na ozorze. Klepie i klepie jaki to on moralny i pełen praw w postępowaniu. Dla mnie to cwaniak, który na dawnym sprzeciwie chce uzyskać rekompensatę. Jak wielu innych uzyskało. To mam do nich pytanie: Czy te sprzeciwy miały na celu zdobycie przywilejów, nieuzasadnionych dochodów? Wygląda, że tak. To moralne nie były.

    Co mi się marzy? Taka deklaracja wiary jak u poety. Ale ta deklaracja nie jest związana z żadną religią.
    Deklaracja Wiary

    Wierzę we wrodzoną i nabytą
    mądrość człowieka.
    Wierzę w rozsądek który w momentach
    kryzysowych urzeka.
    Każdy ma prawo sam decydować
    o swoim losie.
    Ma prawo też inne poglądy
    prywatnie mieć w nosie.

    Człowiek ma prawo jak chce
    kochać, żyć i śnić.
    Nie ma jednak prawa w imię poglądów
    innych krzywdzić i bić.
    Wierzę, że tak samo powinien
    być leczony stary i młody.
    Lekarz ma leczyć a nie wymyślać
    odmowy religijne powody.

    Wierzę, że ludzie powinni być
    szczęśliwi w życiu.
    Dostatnią emeryturę winni
    dostawać na długim dożyciu.
    Wierzę, że dobrze będzie
    jeśli bezrobotni zawsze
    zasiłek dostaną.
    I bardzo dobrze będzie, gdy chorzy
    rentę bezzwłocznie otrzymają.

    Nie musisz się zgodzić lecz wierzę,
    że jesteśmy dziećmi jednego Boga.
    A wszelkie wojny w jego imieniu
    powoduje pycha, zawiść i głupota.”
    Oskar Wizard

    *Marie von Ebner-Eschenbach

    1. Cóż. Przyszło mi do głowy, choć niewykluczone że mi się przyśniło, że niektórzy nie walczyli z komuną, ale uznali, że są narodem. Przypomnę: Nad prawem jest dobro narodu. Jeżeli prawo to dobro zaburza, to nie wolno nam uważać tego za coś, czego nie możemy naruszyć. Skoro prawo zabraniało drukować bez zezwolenia, to się drukowało. Gdyby prawo zabraniało denuncjować drukujących, to by się było częstym gościem na komendzie. Dobro narodu wymagało opuścić głosowanie, ale dobro narodu nie może wymagać zrzeczenia się uposażenia za udział w głosowaniu.

      1. Bardzo często za hasłem o dobru narodowym kryją się wizje zdobycia ogromnej władzy, nic z tym dobrem nie mające wspólnego. I Lenin i Stalin, ale i Hitler też mieli wizję swoistego dobra narodu. Jeden chciał przestrzeni, dwaj ze wschodu chcieli by ludzkość zaznała raju pod ich przywództwem. I zawsze ludzie dają się złapać na takie hasła.

        „Aby zapewnić sobie przychylność ludzi, lepiej zaoferować im coś dla żołądków niż dla umysłów.” Albert Einstein I sprawdza się cały czas. Ostatnio wystarczyło tylko 500+