Rzecz pospolita

Już starożytni zauważali i opisywali pewne zjawiska. Na przykład zauważyli, że ryba psuje się od głowy. W tym miejscu, skoro już mowa o rybie, to wypada również wspomnieć o sytuacji na Krymie. Otóż sytuacja na Krymie przypomina kryminał. Ponieważ Krym leży nad Morzem Czarnym należy pamiętać, że ślad pozostawiony przez rybę płynącą po wodzie nazywa się z niemiecka Ribbentrop.

Wracając do meritum, z reguły nie zastanawiamy się co to oznacza, że — jak mawiają nasi bracia Słowianie — riba najprije smrdi od glave. A jest to spostrzeżenie równie, jeśli nie bardziej doniosłe jak to, że Ziemia krąży wokół Słońca. No bo wyobraźmy sobie lokalnego polityka, który jest niezbyt uczciwy. Na przykład jest prezydentem miasta i codziennie rano podjeżdża po niego limuzyna służbowa, która najpierw zawozi do pracy jego żonę, potem trójkę dzieci do szkoły, by wreszcie zabrać pana prezydenta i zawieźć do oddalonego o sto metrów urzędu, gdzie pan prezydent przyjmuje. Co zwykły, uczciwy człowiek pracujący ciężko na chleb może zrobić w takiej sytuacji? Poskarżyć się? A co jeśli pan prezydent też kolekcjonuje zegarki?

Albo inny przykład. Radny notorycznie łamiący przepisy podczas przemieszczania się swoim samochodem. Policja, nawet gdy czyha w krzakach, na widok samochodu pana radnego doznaje awarii przyrządów pomiarowych i ulega paraliżowi. I co? Zwykły obywatel ma iść na skargę? Gdzie? Może do biura poselskiego posła Jacka Kurskiego?

Zdrowa ryba — pozostańmy przy tym ichtiologicznym porównaniu — posługuje się głową. Bez głowy wygląda głupio. Jeśli jednak głowa szwankuje, reszta ciała wariuje. Podobnie jest w życiu codziennym. Jeśli urzędnik przekracza uprawnienia, a jego przełożony przymyka na to oko, to gdzie ma się udać skrzywdzony obywatel? Do kogo odwołać?

Demokratyczne państwo prawa to państwo, w którym wszyscy są równi, a przedstawiciele władzy i instytucji zaufania publicznego są traktowani surowiej, niż zwykli obywatele. W Polsce odkąd partie podpięły się do budżetu i doją go bez żenady obserwujemy zrazu powolny, a ostatnio coraz szybszy proces alienacji władzy z jednej strony i stawiania się jej przedstawicieli ponad prawem z drugiej. Choćby tak kuriozalna sytuacja, gdy policja łamie wszelkie możliwe przepisy ruchu drogowego, a sąd stwierdza, że funkcjonariusz jest niewinny.

Przez całe czterdzieści pięć lat tak właśnie zachowywała się władza — butna, arogancka, bezkarna. Po dwudziestu pięciu latach wolności pod tym względem znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. Czy naprawdę o taką Polskę nam chodziło? Polskę, w której wyborcy mają do wyboru po raz trzeci powierzyć władzę PO albo po raz drugi PiS-owi?

Jak mierzenie różną miarą wygląda w praktyce najlepiej obrazuje świeży przykład posła z Ruchu Palikota, który teraz jest Twój. Otóż jeden członek partii określa byłą premier sąsiedniego kraju mianem kobiety upadłej, a drugi członek broni kolegi tłumacząc, że używający wulgarnego języka to człowiek pełen ogłady i kultury. A w ogóle osoba z „takimi dokonaniami” może sobie na chamstwo pozwolić…

Piscis primum a capite foetet… Jak głęboko sięga rozkład świadczy troska, z jaką Rzeczpospolita pochyla się nad problemem pogrzebów ludzi, według prawdziwych patriotów niezasłużonych. Po grzebaniu w teczkach przyszła kolej na grzebanie w grobach i wyrzucanie tych, którzy są niegodni leżeć tam gdzie leżą. Przy czym „wysługiwanie się” sowieckim — jak to oni zwykli określać z polszczyzną mając kłopoty — okupantom to zdrada, a wysługiwanie się Amerykanom czy Watykanowi to bohaterstwo. Nawet pochówek generałów z czasów PRL z wojskowym ceremoniałem jest solą w oku prawdziwych patriotów. MON wychodząc naprzeciw oczekiwaniom parafian zapowiada, że to zmieni…

Rzecz bardzo, oj, bardzo pospolita…

Dodaj komentarz