Ruina

Premier Beata Szydło ujawniła, że zgodnie z najnowszym audytem kraj jest w fatalnym stanie, a straty sięgają 350 miliardów złotych. Powziąwszy te informacje agencja Moody’s nie ma innego wyjścia i chcąc nie chcąc musi obniżyć rating Polski. To może być dla Moody’s najtrudniejszy okres w historii, gdy inwestorzy zażądają wyjaśnień dlaczego tak późno, skoro kraj od dawna znajdował się w fatalnym stanie.

— Rządziliście nieudolnie — zarzuciła obecna władza poprzedniej. Co na to poprzednia władza? Zaprzeczyła? Wykazała niezbicie, punkt po punkcie, że to nieprawda? Ależ skąd! Zdemaskowała niecne knowania obecnej władzy!

Szacujemy, że Polacy przez rządy Platformy Obywatelskiej i PSL stracili ok. 340 mld zł — oskarżała Prezes Rady Ministrów Beata Szydło.
To jest nieudolna próba zakłamania tych ośmiu lat dla Polski — odparowała zarzut była Prezes Rady Ministrów Ewa Kopacz.
Jeśli ktoś nie jest w stanie powiedzieć choć jednego dobrego słowa o tym, co zdarzyło się przez ostatnie osiem lat, to nie rozumie, czym jest polska racja stanu i polski patriotyzm — zaperzył się mianowany na przewodniczącego przewodniczący partii opozycyjnej rzucając w kierunku partii rządzącej liczbę: — Jeśli mamy mówić o rządach PO, to trzeba zacząć od mówienia o 450 mld złotych, które sprowadziliśmy na zgarniacze inwestycje.

I to jest konkret oraz święta prawda. Bowiem zadłużenie sektora finansów państwa na koniec 2007 roku, czyli roku objęcia rządów przez PO, wynosiło 527 miliardów złotych, a na koniec 2015 roku 877 miliardów złotych. Do tego należy dodać 150 miliardów, które rząd PO zabrał z OFE. To jest sukces sprowadzić 450 miliardów płacąc za to 500. Na szczęście obecna władza jest odpowiedzialna, dlatego w ciągu czterech miesięcy pożyczyła tylko 57 miliardów złotych. Łatwo policzyć, że z tym, co PO zajęło osiem lat PiS uwinie się w dwa.

Mając taką partię rządzącą i z taką partię opozycyjną Polacy mogą z optymizmem i nadzieją spoglądać w przyszłość. W tej sytuacji kompletnie niezrozumiałe i szokujące są wyniki raportu firmy Work Service, z którego wynika, że około 4 mln Polaków rozważa emigrację. Byłoby jednak tragedią dla kraju, gdyby się okazało, że wyemigrować chce 4.000.000 z 5.711.687 wyborców, dzięki którym możliwa stała się dobra zmiana.

 

PS.
Kancelaria Premiera opublikowała na Twitterze listę dziennikarzy, wobec których służby specjalne nie będą prowadziły czynności operacyjno-rozpoznawczych w latach 2016-2019.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Jak na razie to PIS wydaje się być ciągle w trakcie szaleństw przedwyborczych. Wydaje im się, że co powiedzą, to zostanie bezkrytycznie przyjęte.

    Rakiety JASSM, które w przyszłym roku odbierze polskie wojsko, to marzenie każdej armii na świecie. Dlatego MON o zakupie wypowiada się w samych superlatywach, ale niewiele mówi o kosztach, które są olbrzymie. Za 40 sztuk zapłacimy 250 mln dolarów czyli ponad 6 mln za sztukę. Australijczycy zapłacili 1,6 mln, Finowie nieco ponad 3,5 mln. Dlaczego płacimy Amerykanom tak dużo mimo ciągłego powtarzania zapewnień o bliskim sojuszu. – MON nie posiada w tej chwili zdolności do przeprowadzania tak skomplikowanych negocjacji – ocenił w #dziejesienazywo Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika „Raport – wojsko, technika, obronność”.
    Cena jest też tak wysoka, bo umowa z Amerykanami obejmuje nie tylko sprzedaż samych rakiet, ale również pakiet modernizacyjny dla będących na wyposażeniu polskiego lotnictwa samolotów F-16, z pokładu których pociski będą odpalane. Pytanie tylko, jak to się stało, że kupiliśmy najnowocześniejszą wersję tych samolotów, a przy zakupie rakiet okazało się, że trzeba je dostosowywać do JASSM.
    – To też jest błąd, który wtedy został popełniony przy negocjacjach. Częściowo wynika też z tego, że wtedy rzeczywiście takich samolotów nie miał jeszcze nikt – powiedział w #dziejesienazywo Bartosz Głowacki ze „Skrzydlatej Polski”.

    Źródło: Kosztowne błędy MON przy zakupach nowoczesnej broni

    Jeśli chodzi o uzbrojenie armii to rzeczywiście wiele tam brakuje, ale nie mam przekonania, że problem rozwiąże Macierewicz.

    Szałamacha w określaniu strat w miliardach posłużył się wartościami szacunkowymi. Tak to ja też bym potrafiła.
    Jednym słowem jest totalna ruina, totalny bałagan, więc by móc-wzmóc wprowadzanie porządku należy wprowadzić ustawy, które to ułatwią.

    p.s. Może zdarzyć się, ze by przeżyć trzeba będzie chodzić po bieda zupki w kolejki. To też gdzieś już było.

    1. CO OZNACZA NIŻSZY RATING?

      Nasz rząd czeka z napięciem na 13 maja, kiedy agencja Moody’s ma ogłosić rating polskich obligacji. Rating to ocena ryzyka, że dłużnik może nie oddać pieniędzy – albo w ogóle, albo na czas. Jeśli ktoś jest niemal pewnym bankrutem, otrzyma rating „D”. Kredytobiorca niepewny ma „C”, taki, który może mieć jakieś kłopoty, ma „B”, ktoś, czyja wypłacalność nie ulega wątpliwości – „A a nawet „AM”. Status „AM” ma rząd Niemiec, status „C” – rząd bliskiej bankructwa Argentyny.

      Polska przez lata walczyła o poprawę ratingu i awans do ekskluzywnej grupy krajów o ratingu „A”. Krok po kroku, dzięki wytężonej pracy w końcu się to udało. Efektem stały się większe inwestycje napływające do naszego kraju, mocniejszy złoty i niższe stopy procentowe. Odczuliśmy to wszyscy, bo agencje ratingowe przyznają oceny nie tylko rządom. Każda duża polska instytucja, która chce sprzedać swoje obligacje (np. miasto, bank, wielka firma), zwraca się do którejś z agencji o wyznaczenie ratingu. Mówiąc najkrócej, bez ratingu nie da się pożyczyć dużych pieniędzy na rynku. A zasada jest taka, że żadna polska instytucja nie dostanie wyższego ratingu niż ma rząd.

      Od kilku miesięcy nasz stały wzrost wiarygodności się skończył. Jedna agencja obniżyła już nam rating, druga właśnie się nad tym zastanawia. Nie chodzi nawet o stan polskich finansów (jest nie najgorszy). Agencje ratingowe patrzą nie tylko na same finanse – o perspektywach spłaty długu świadczy też szacunek dla prawa i zachowanie niezależności instytucji kontrolujących działania rządu. To wcale nie polityka, to po prostu zdrowy rozsądek, bo rząd niepoddany demokratycznej kontroli, może łatwiej popełniać ekonomiczne głupstwa. Jeśli kolejna agencja uzna, że ryzyko pożyczania pieniędzy polskiemu rządowi wzrosło, zapłacimy za to wszyscy. Bo rząd zapłaci więcej za obsługę długu publicznego. Każda polska instytucja będzie musiała zapłacić wyższe odsetki. A efekty słabszego złotego zobaczymy szybko na stacjach benzynowych.

      WITOLD ORŁOWSKI
      profesor nauk ekonomicznych rektor Akademii Vistula